Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tych, gada że prawda, koso prędzej, ale trochu szkoda, że nie żniem w gromadzie.
A to czemu, pytam.
Pośpiewałoby sie z kobietami.
A to ty niewyśpiewana? Jak tak bardzo chcesz, to śpiewaj, posłuchamy sobie z Ziutkiem.
Aha, mądry? Weź śpiewaj za koso, jak ledwo uśpiejesz podbierać!
Nima prędzej bez ciężej, mowie. Za to wcześniej żniwo skończym, bedziesz mogła sie naśpiewać.
Co z tego, krzywi sie ona: żniwki śpiewa sie do żniwa, nie po żniwach. I przypomina sobie, że Domin nie chcieli czegoś przy niej gadać. Ja kręce głowo że nie wiem, ale ona podpytuje: Czemu niby ty bez wstydu? Czy ty Kaziuk co nabroił? Ty coś taisz!
Co ja mam taić! łże śmiało: Ot, bresze coś stary plejta. A może, choroba, może noco kto pódgląda nasze grzechi?
Handzia zaraz czerwienieje, w bok sie patrzy: Co ty gadasz! Toż po ciemku nic nie widać.
Może dzieci wygadali? A ty Ziutek czasem noco tata z mamo nie poglądasz?
Nie! broni sie odrazu, głowo kręci: Ja noco śpie.
Może udajesz?
A dzie tam! Jak wy z mamo zaczynacie to ja zawsze dawno śpie!
To pamiętaj, śpij bo jak przyłapie, to oberwiesz, mówie. Nu tak, to może tato co na-