Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wam Wszystkim na zdrowie! I kłaniajo sie Domin Jemu, Jej i Pietrowi, my tak samo wstajem, i kłonim głowy jak w kościele.
Pieter szyć przestał: dla kogo niby ta ofiara, pyta sie, dla niego? I pokazuje na Brodatego. Kiwamy głowami, że tak.
A za co?
Bo po ratunek my przychodzim!
Do mnie, udaje zdziwionego Brodaty. Do mnie po ratunek? A od czego?
Od zniszczenia i końca świata!
A to koniec świata ma być?
Toż wiecie: bagno spuszczajo!
Aha, bagno. A może tylko straszo?
To już nie straszenie, za dużo znakow było.
Na przykład?
A dajmy na to ciele u Kaziuka? A to że nieboszczko Grzegor straszył? A do tego jeszcze, hm.
I Domin urwali. A Brodaty pyta sie, kto im doradził jego prosić o ratunek. Na to Kuśtyk: Nikt nie doradzał, my sami wiemy, czy to my nie chrześcijanie?
Nie odmawiajcie, panie, proszo Domin, nie zostawiajcie nas, wy wszystko możecie! A On wstaje i pyta sie groźno:
Zaraz zaraz! Wy mi lepiej dobrzy ludzie powiedzcie, co wy o mnie wiecie?
I Ona, i Pieter, i Grzegorycha patrzo sie na Domina jakby wystraszone. A Domin podchodzo do Brodatego, pochylajo sie i w ręke chco pocałować jak księdza, On ręke wyrywa: Toż