Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

śpi? Na boku? Na plecach? A może na brzuchu, młode dziewczęta lubiejo na brzuchu, sie widywało. Choć ona nie taka młodziutka jak wygląda, ho ho, Dunaj mówio, że dwadzieścia i pięć, choroba, toż to prawie tyle, co moja Handzia. Tyle lat, do tego miastowa, e, niemało musiała sprobować. Prawda że na delikatne wygląda, nienaruszone. Ale jak to sie, łasica, przegina idący! E, widać wyginali już jo w różne strony. Nu, trzeba powiedzieć na jej obrone, że taka wysoka cienka nie może nie przeginać sie, toż talja jej sie łamie. Ale czy jej tam nie zimno samiutkiej? Bo mnie tutaj przy Handzi uf, gorąco, ciekawe, skąd te baby tyle żaru majo, czy nie z brzucha? Tak, na pewno w tych ich brzuchach sie ono, gorąco, kłębi.
Szturcham Handzie, że czas: trzeba mleka nadoić, zaparzyć, wody ciepłej zagrzać do mycia. I Handzia budzi sie prętko, nie maże sie w pościeli, raz dwa sukienke naciąga, kaftany, ona też wie.
Prawde powiedziawszy nie bardzo chciało sie mnie tego rana w stodole robić. Pokręcił sie ja trochu po gumnie, krowom dał, kurom sypnoł, cep poprawił, bo sie gązwa obluzowała, ale młócić nie zaczoł: wracam sie do chaty, siadam koło pieca, czekam co bedzie.
Na dworze rozwidniło sie prawie całkiem, woda do mycia ze dwa razy zdążyła ostygnąć, mleko gorące czekało na płycie, w sagankach dochodzili kartofli świniom. Nareszcie zadzwoniło!