Strona:Edward Redliński - Konopielka.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeczni niech sobie panienka zje, a co, nalatała sie! Jajecznie smażcie!
Handzia smażyć poszła, a my patrzym, co uczycielka jeszcze ma.
Atramenty miała w buteleczkach, ołówki i obsadki, poustawiała ich na stole jedne przy drugich, tata tak ciągneło oglądnoć to z bliska, że aż za kuferek zawendrowali: A panienka ni majo takiej kręcawki, co jak zakręcić, to jedno wylatuje, a drugie z boku naskakuje i brum! stukajo sie i sie błyska? pytajo sie mlaskawszy nad cukierkiem. Ona mówi, że nima takiej kręcawki. Tato chwalo sie: A w Surażu jedna pani miała. Ale ona nie wyszła za mąż, bo chciała do klasztoru. A jej tatko rower miał, uczył sie na nim jeździć, uczył sie, uczył, aż wzięli i ukradli jemu te maszyne! Nie znała ich panienka?
Oj, nie zawracajcie pani dópy, obsztorcowali Dunaicha, ploto, ploto, a pani pewno potrzebuje do pokoju jakieś wiadro z wodo i miske? Nie zapomnij, Kaziuk, wyszykować pani jakiś czyściejszy skopek. A ty, Handzia, co ty, jajecznie w patelni dajesz? Na miske raz dwa przesyp i nie łyżke, nie łyżke dawaj, widelca poszukaj! Ni masz, to pożycze.
Ale tatko dobrze pamiętali, dzie nasz widelec leży: Jest jest, na policy koło kubka z mączko! Handzia nic nie powiedziała, tylko pogroziła im palcem, już oni wiedzo za co, przyniosła widelec, miske, powycierała jedno i drugie fartuchem, jajecznie przesypała do miski, a sa-