Strona:E. W. Hornung - Pamiętnik złodzieja.pdf/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

że wyczekiwałem niecierpliwie tej przewodniej niteczki Aryadny; niedoświadczenie w grze, w której on był mistrzem, stanowiło ciężką próbę, przyczyniającą mi gwałtownego wzruszenia. Odnalazłszy w myśli jednak poszukiwany punkt wyjścia, doszedłem bezzwłocznie do równowagi, co zaraz spostrzegł Raffles i co zdumiewało go niepomiernie.
Przejmowała mnie coraz większa odraza do czynu, na który zgodziłem się dobrowolnie; nietylko wstrętną mi była myśl wejścia w taki sposób do tego domu, a niechęć rosła w miarę jak ustępowało sztuczne podniecenie, rozpalające krew moją, lecz rozumiałem coraz jaśniej, że odważamy się na krok ryzykowny, mogący mieć groźne następstwa. Obawy te wyznałem Raffles’owi i serdecznie wdzięczny mu byłem, gdy oświadczył, że ta trwoga jest najnaturalniejszem w świecie uczuciem. Upewniał mnie jednocześnie, że lady Lochmaben i jej drogocenne klejnoty miał już na oku od kilku miesięcy, że obserwował je czas długi, rozważając, które wybrać a które odrzucić, że czekał jedynie na topograficzny opis miejscowości, jaki szczęśliwem zrządzeniem losu mogłem mu udzielić. Dowiedziałem się także, iż miał on na liście kilka innych domów, których urządzenie pragnął również poznać przed wykonaniem planów swoich. W jednym z jubilerów na Bond-Street znalazł wiernego sojusznika.
Żałuję, że cały świat nie mógł go widzieć, słyszeć, wąchać dymu jego woniejącego cygara, gdy mnie wtajemniczał w arkana nikczemnego swego rzemiosła. Tej nikczemności nie zdradzał ani wsrok, ani wysłowienio mego towarzysza; lepszego od Raffles’a oratora nie zdarzyło mi się spotkać w życiu, a nie pamiętam, iżby kiedykolwiek przemówienia swoje kalał klątwą, lub chociaż