Strona:E. Korotyńska - Lucia w Rzymie.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ogród i z zachwytem spoglądała na drzewa laurowe, na kwitnące migdałowe krzewy i oleandry pachnące.
Nie było niezwykłego błękitu, gdzie niegdzie ukazywały się już srebrzyste gwiazdy i natura cała aż pachniała od kwiecia i cudów przyrody.
Spać nie mogła ze wzruszenia i radości, a gdy matka zaniepokojona nachyliła się nad nią, pytając, czy nie chora, że spać nie może, objęła matkę za szyję i ucałowała serdecznie, dziękując za przyjazd do Rzymu.
— Uwierzyć jeszcze nie mogę mateńko, iż jestem w Rzymie, aż usnąć nie mogę...
— Śpij, śpij, córeczko! — uspokajała Lucię matka — czeka nas jutro dużo chodzenia, będziemy oglądały kościo-