Strona:Czarna msza.pdf/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się bliski omdlenia. Wydaję mi się, jakby zawrót opanowywał mój mózg. Jakby ogłupiały i tępy asystuję nadal w następujących po sobie fazach ceremonji. Czasami pod czarną płachtą kobieta podrywana jest skurczami epileptycznemi; krzyczy niekiedy rozdzierająco; i za każdym razem zebrani powtarzają: Laus Satani!... Nagle, jakby porwani obłędem, wszyscy porywają się ku ołtarzowi. Oficjant rozrzuca czarne hostje. Na czterech łapach, jak zwierzęta, niektórzy chwytają je wargami; inni ważą się na nogach, w groteskowem uniesieniu; są tacy, którzy z rozciągniętemi ramionami odprzysięgają się i wołają bluźniercze litanje. Zdaje mi się, iż oszaleję i czuję jak straszliwych scen przyjdzie mi być jeszcze świadkiem, kiedy arcykapłan i jego wierni, opuszczając ołtarz, rzucają się w taniec konwulsyjny, wrzeszcząc bez przerwy: Laus satani!
Rozpoczyna się nieokiełzana orgja.
— Proszę odejść! Natychmiast odejść! Słyszę za sobą tego z obecnych, który przez cały czas ceremonji djabelskiej nie spuszczał ze mnie oka. I tak za dużo już widziałeś!
Niczego bardziej nie pragnąłem. Zna-