Przejdź do zawartości

Strona:Ciernistym szlakiem.pdf/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

grodzić krzywdę wyrządzoną tej rodzinie, bo nie mogę przenieść na sobie, aby ten, co cierpi za wiarę, za poświęcenie dla współbraci, cierpiał jeszcze i z mego powodu. Wczoraj nie mogłam mu dać więcej nad zapewnienie przyjaźni, dziś chylę przed nim głowę jak przed męczennikiem. Dlatego me odmówisz mi, stryju.
— A toż to utrapienie z temi dziewczętami, niechże kto zgadnie co zrobią za chwilę. Jak ta chorągiewka na dachu, byle wiatr dmuchnął, już się odwróciła w inną stronę.
— Tu nie podmuch wiatru, stryjaszku, tu padł piorun, nie dziw zatem, że niejedno zdruzgotał.
— No, jedź już, jedź, zobaczymy jak cię tam przyjmą.
W godzinę potem mknęli we dwoje małemi saneczkami po świeżym, lśniącym śniegu, jechali pogrążeni w milczącej zadumie, myśląc o nowej roli, jaka ich czekała. Gdy stanęli przed gankiem, Bilecki, oddawszy konia chłopakowi, polecił starej słudze, co wyszła na spotkanie, aby swej pani o jego przybyciu oznajmiła. Otrzymawszy zaproszenie, poszli za starą Małgorzatą do jej pokoju.
Widok, jaki im się na wstępie przedstawił, godzien był pendzla artysty, godzien i serdecznej łzy współczucia. W głębokim fotelu, czarno ubrana, siedziała poważna matrona, z wyrazem takiego bólu w całej postaci, jaki tylko matka najbardziej nieszczęśliwa odczuć jest zdolna. Przez jedną noc pobielały jej włosy, twarz zmizerniała, oczy zapadły. W rękach kurczowo zaciśniętych trzymała różaniec, a u jej nóg na dywaniku dwie małe dziewczyneczki bawiły się otrzymanemi na gwiazdkę podarkami. Bawiły się, coraz przecież smutne oczęta zwracając na babunię, ze zdzi-