Przejdź do zawartości

Strona:Ciernistym szlakiem.pdf/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stępstwa. Wszyscy, młodszej dziatwy nie wyłączając, głęboko je odczuli. W ogólnem przygnębieniu zasiedli do stołu, ale nikt nie miał chęci do jadła, ogólnie o radości wielkiego święta zapomniano.
— Ha, łotry, widząc to, mówił Bilecki, taki dzień uroczysty do swych nikczemnych zamiarów wybrali!
— Co się tam w tej biednej rodzinie dziać musi, westchnęła pani Jadwiga.
— Zaraz jadę do nich, aby coś pomóc i pocieszyć.
— I jabym chętnie pojechała, mówiła Bilecka, ale jako zupełnie obca dla pani Krasnodębskiej, sądzę, że nie byłabym pożądanym gościem.
— Zapewne, pierwszą wizytę na później lepiej odłożyć. Pojadę sam i może na coś się przydam.
— Stryju, ozwała się w tej chwili Krystyna, zabierz mnie z sobą, ja muszę tam jechać koniecznie.
— Ty?! zawołał z najwyższem zdziwieniem Bilecki.
— Tak, stryjaszku kochany, nie odmówisz mi tego, nieprawdaż?
Popatrzył na nią podejrzliwie, nie pojmując coby to mogło znaczyć. Twarz jej blada przed chwilą, teraz żywym rumieńcem płonęła, oczy nabrały dziwnego blasku, bił z nich wyraz silnego postanowienia i zapału.
— Czego ty odemnie żądasz, dziewczyno? Zniweczywszy pragnienia tej rodziny, chcesz jeszcze patrzeć na ich cierpienie!
— Chcę je osłodzić i wziąć w niem udział stanowczy.
— Nie mogę popierać szalonych zamysłów, nie wiedząc zwłaszcza do czego one prowadzą.
— Bądź spokojny, stryjaszku, zamiary moje nie zaszkodzą, ani ujmy nikomu nie przyniosą. Chcę na-