Strona:Ciernistym szlakiem.pdf/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przez nagie drzewa dworku Bileckich. Myśl jakaś żywo go zajmowała, pochłaniając całą uwagę, postanowienie jakieś ważne, rzucone na szalę losów jego życia. Patrzył na dworek, uśmiechał się nadzieją, to znów coś jakby obawa czy niepewność ciężkie westchnienie z piersi jego dobywała. Na bryczce piękna, zielona stała choinka, dar dla młodszej dziatwy Bileckich, którzy lasu iglastego prawie nie mieli. Obiecał, więc śpieszy ją dostarczyć, życzenia świąt złożyć i... w tej uroczystej chwili wyrazić osobiste pragnienia, które mu spokoju nie dają. Kochał Krystynę, widział, że mu jest życzliwą, stryjostwo oboje wielką mu przyjaźń okazywali, a więc po co dalej zwłóczyć i nie poprosić o rękę tej, z którą tak chciałby przyszłe życie swoje podzielić.
Ledwie się przed gankiem zatrzymał, wypadła do niego cała gromadka dziatwy, nie wyłączając starszych panienek — i radosnemi przyjęła go okrzykami.
— Jaki pan dobry, że przyjechał do nas, mówiła najmłodsza Basieńka, myśmy tak pana czekali.
— Nie tyle mnie, co choinki, prawda? rozśmiał się wesoło Krasnodębski.
Krasnodębski zapytał o Krystynę.
— Zajęta pieczeniem ciasta, odpowiedziano chórem.
— A będzie się można zobaczyć?
— O! tak, przecież może oderwać się na chwilę, żeby gościa miłego przywitać, odpowiedziała najstarsza Antosia.
Spojrzał na nią z wdzięcznym uśmiechem. Nie od dziś on tu już jakby swój za bliskiego uważany, starsi okazują mu życzliwość, młodsza dziatwa garnie się do niego. Poparcia może być pewny.