Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiedzieć, na jakiej podstawie to robisz? Również osobisty pogląd, czy też coś bardziej realnego?
— Jest tu coś, rozumiesz, niewyraźnego...
— Boję się, że w poszukiwaniu tajemniczych spisków politycznych możesz wypuścić z rąk nici, które ci same włażą do rąk. Bywa to czasem. Wierzaj mi, dłużej pracuję w tych krajach od ciebie, i mam pewne doświadczenie: nie zdarzają się takie wypadki, aby w jednej i tej samej miejscowości pracowały równolegle dwie organizacje, z których jedna zajmowałaby się specjalnie szkodnictwem i terorystycznemi aktami, a druga podtrzymywała kontakt z basmaczostwem w Afganistanie. To się nie zdarza.
— Tak, ja również tak sądzę.
— Złapawszy jeden koniec nitki, niechybnie dobierzesz się do kłębka.
— Jeżeli nie oberwiesz tego końca. Cała rzecz — dobrze schwytać...
— A podług ciebie, Urtabajew nie jest taką nitką?
— Według mnie, nie. W każdym razie, nie główną.
— Weź pod uwagę: jeżeli Urtabajew zostanie na wolności, a na amerykan powtórzy się zamach, będę uważał za swój obowiązek zakomunikować me uwagi do PPOGPU w Taszkiencie.
— To twoje prawo. Możesz to uczynić bezzwłocznie.
Komarenko naciągnął czapkę, zawahał się u drzwi i rzucił ją spowrotem na stół.
— Słuchaj, — powiedział. — Ty się na mnie