Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się pana: poco pan potrzebuje koniecznie zrobić ze mnie przestępczynię? Śledztwo wszak prowadzi pan i bieg jego jest zależny od pana. Dobrze, Niemirowski coś tam narobił, za co należy go oddać pod sąd. Powiedzmy, Niemirowski także i mnie zaplątał do tej sprawy, ale ja się na tem nie znam, ja nie jestem winna! Dlaczego chce pan ze mnie zrobić przestępczynię, li tylko dlatego, że jestem prawną żoną Niemirowskiego?
— Niech pani pozwoli...
— Nie, nie pozwolę! Dlaczego mnie pan męczy? Dlaczego rzucił mnie pan do więzienia na pożarcie szczurom? Pan, który tyle razy mi mówił o swej wielkiej miłości. Tak, tak, pan! Niech pan nie powołuje się na jakieś tam prawa. Śledztwo zależne jest całkowicie od niego. Co, czyż jestem groźną dla waszej republiki? Kto jest w tem zainteresowany, abym zgniła w więzieniu? Dobrze! Pomyliłam się, postąpiłam nieopatrznie, ale wszak nie będę tego więcej czynić. Nie chcę więcej Niemirowskiego widzieć. Pomóż mi, Andrzeju! Wyplątaj mnie z tej sprawy! Wyjadę z tobą, gdzie zechcesz. Nigdy ci tego nie zapomnę!
— Pani nie zdaje sobie sprawy z tego, co pani mówi. To, co mi pani proponuje, nazywa się w języku sądowym łapówką. Widzę, że nie uda mi się pani dzisiaj przesłuchać. Odłożymy przesłuchanie do następnego razu.
Wyciągnął rękę w kierunku dzwonka. Niemirowska zatrzymała go.
— Nie, nie! Błagam pana, nie odsyłaj mnie pan do celi. Boję się szczurów! Ja tam obłędu dostanę!