Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jest to jedyna rzecz, która w dany wypadku będzie przemawiała na jej korzyść.
— Słuchaj pan, Krygier, przypuśćmy, że mogłam dopuścić się kilku nieobmyślonych postępków, które ewentualnie, możnaby było podciągnąć pod ten czy inny paragraf kodeksu karnego. Czyż za to trzeba mnie zgnoić w więzieniu? Pan mnie wszak zna? Wie pan, że nie jestem zbrodniarką. Milczy pan?... Czyżby tak prędko zmienił pan o mnie zdanie?
— Towarzyszko Niemirowska, już z samego początku zaznaczyłem pani, że nasza prywatna znajomość, niema w tej sprawie żadnego znaczenia. Zdawało mi się, że pani zrozumiała.
— Nie, nie zrozumiałam. W mojem pojęciu, ludowy sędzia śledczy to nie automat z paragrafami, lecz żywy człowiek, który ma swoje zdanie i zdania tego nie zmienia w zależności od tego, czy siedzi przy biurku śledczem, czy przed domowem. Wyobraź pan sobie, że oskarżona Niemirowska nie zechce odpowianać na pytania ludowego sędziego śledczego Krygiera, lecz wyrazi poprostu zgodę razem żyć ze zwykłym Krygierem. Czyż zwykły Krygier weźmie za żonę Niemirowską, a sędzia śledczy Krygier każe ją rozstrzelać lub odeśle do więzienia?
— Towarzyszko Niemirowska, jeszcze raz przypominam, że jest pani na przesłuchaniu. Alegoryczne te przypuszczenia z powołaniem się na naszą prywatną znajomość, są tu nie na miejscu. Jeżeli nie zdecyduje się pani bezpośrednio odpowiadać na moje pytania, będę zniewolony przerwać przesłuchanie...
— Co za alegoryczne przypuszczenia? Pytam