Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szumiącego morza wybrzeżu; i któż jest, kto nie zazdrościł w potrzebie onej poległym, nie zazdrościł tej jednej chwili, gdy trąb miedzianych zagrzmiały spiże i serce w piersi zagrzmiało: na bój! za wolność! na wroga! — Któż nie zazdrościł losu nawet gońcowi onemu, co pierwszy przybiegł i krzyknął: Zwycięstwo! — i martwy padł na ateńskim bruku! Nie znużenie go tam zabiło, ale mu pękło męskie serce z rozkoszy! — Czyż za chwilę śmierci takiej nie dalibyście chętnie życia całego? Chwalą ludzie tych, co się poświęcili, a przecież tylko zazdrościć im winni, bo oni byli szczęśliwi — i stokroć szczęśliwsi od tych, co z poświęcenia ich korzystają...
„Lecz oto znam jeszcze jedno ducha podniesienie i jedną nad wszystkie inne większą i doskonalszą szczęśliwość...“
Tu mistrz Hegesias zniżył głos, jakby tajemnicę zwierzał ludowi; wzniesione czoło i w dal gdzieś zapatrzone oczy dziwnym mu blaskiem rozbłysły — i drżały wargi purpurowe, gdy mówił:
„Miłość mienię być tą rozkoszą, tem dobrem najwyższem i szczęśliwością nad wszystkie inne na ziemi...!“
Szmer się rozległ wśród słuchaczy. Nie rozumiano dobrze, co ma na myśli mędrzec ten