Strona:Aleksander Błażejowski - Tajemnica Doktora Hiwi.pdf/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

krótko strzyżonej czuprynie. Przywitał przybyszy wesołym uśmiechem. Zauważyła jego białe, zdrowe zęby, przypominające młodego wilka. Uprzejmie wskazał jej miejsce na białej świeżo wymytej ławce.
— Może państwo zdejmą te ciężkie futra? W pokoju napalone.
Oficer mówił słabo po niemiecku, co chwila zacinał się, szukał wyrazów. Wobec tego Strogow nawiązał rozmowę w języku polskim. Pokazał oficerowi paszporty i dokumenty, a potem wszczął z nim rozmowę, która od czasu do czasu przechodziła nawet w serdeczniejsze tony. Pani Luiza niewiele z niej rozumiała. Wzrok jej ślizgał się po rozwieszonych na ścianach portretach prezydentów i znaczniejszych generałów państwa polskiego. Niektóre twarze znała z ilustracji niemieckich. Oficer przywołał jednego z żołnierzy i wydał mu jakieś krótkie dyspozycje, potem oglądali ze Strogowem mapę i spierali się o coś zawzięcie. Uderzał ją przyjacielski ton, z jakim obydwaj rozmawiali, niemniej dziwiło ją, że Strogow, jako rosjanin, tak biegle włada językiem polskim. Za chwilę żołnierz wniósł do pokoju biały obrus i bardzo prymitywne nakrycie do śniadania.
— Pan porucznik jest na tyle uprzejmy, — objaśniał Strogow, — że nie chce wypuścić nas stąd bez śniadania.