O popatrz: dziewczę to na łanie, Samotne śród tej górskiej hali:
Ze sierpem w ręku, to przystanie, To śpiewający idzie dalej.
Sama tnie zboże, sama zbierze,
Na smętny ton zawodzi szczerze,
Głębię doliny, gdy tak śpiewa,
Swoją melodją wskroś zalewa.
Nawet i słowik w żadnym razie Takiej radości nie uczyni
Strudzonej rzeszy gdzieś w oazie, W arabskich piaskach, na pustyni
Takich zawodzeń, takich treli
Ani kukułka nie udzieli,
Gdy ciszę w wiosny rwie godzinie
Gdzieś na hebrydzkich mórz głębinie.
Co znaczył ton ów żałośliwy? Co ona śpiewa, któż mi rzecze?
Może to jakieś dawne dziwy, Echa bitw — znało je przedwiecze!?
A może to jest zwykła nuta,
Ze spraw codziennych pieśń wysnuta,
Ze zwykłych trosk i strat? Orędzie
Bolu, co był i znowu będzie?
Lecz jaka była treść jej śpiewu, Snać go nie skończy nigdy ona,
Nuciła wciąż przy swojej pracy, Nad żniwnym sierpem nachylona.
Słucham, snać nigdy mnie nie znuży!
A kiedym odszedł do swych wzgórzy,
W sercu mem pieśń ta jeszcze brzmiała,
Choć ona śpiewać już przestała.