Słońce szatana/Doktór przez wielkie De

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Charszewski
Tytuł Słońce szatana
Wydawca Neuman & Tomaszewski Zakłady Graficzne we Włocławku
Data wyd. 1932
Druk Neuman & Tomaszewski Zakłady Graficzne we Włocławku
Miejsce wyd. Włocławek
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


DOKTÓR PRZEZ WIELKIE DE



Stanowisko autora „Boga Rozsądku“, jak już wiemy, jest wolnomyślne.
Cechą istotną wolnej myśli, którą ona się chlubi, jest, rzekomo bezwzględny, antydogmatyzm. Rzekomo; w istocie bowiem — czem się już wolna myśl zgoła nie chlubi — jej antydogmatyzm jest nastawiony tendencyjnie a specjalnie przeciw dogmatowi katolickiemu; jeżeli i przeciw innym wyznaniom chrześcijańskim, to otyle, oile i one ten dogmat zachowały; w każdym razie są one na drugim planie w programie bojowym wolnej myśli. Prześladowanie Religji w bolszewickiej Rosji wysunęło Cerkiew na plan pierwszy jedynie siłą faktu — panującego jej tam charakteru. O ileż jednak większą oskomę muszą uczuwać bolszewicy na kraje katolickie, zwłaszcza na Italję, jako kraj, gdzie jest siedziba papieska! Ach, gdybyż się dobrać do Citta del Vaticano!
Czy nie za wielki przeskok myślowy od wolnej myśli do bolszewictwa? Bynajmniej. W krajach niezbolszewizowanych jest ona słusznie uważana za jego forpocztę. Świadczy o tem nie tylko wspólne obojgu nastawienie antychrystyczne, ale i wspólny im również dogmatyzm ateistyczny.
Tak; rzekomo bezwzględnie antydogmatyczna, wolna myśl dogmatyzuje — mianowicie ateizm. Ponieważ zaś, według niej samej, wszelki dogmat to okowy na wolność myślenia, przeto ona nakłada je sama na siebie, czyli nie jest wolną myślą — i to na mocy własnego orzeczenia o wrogim wolności charakterze każdego dogmatu.
W rzeczywistości, wolna myśl jest niewolna z innego powodu, gdyż dogmat prawdziwy to nie okowy, a zdobycz, co światu niesie wolność.
Prawdziwa wolność myśli polega na wolności od błędu. Jedynie błąd, uznany za dogmat, ją odbiera i czyni myśl — jego niewolnicą; gdy prawda wyzwala, stanowiąc przytem zdobycz, która głód umysłowy zaspokaja. Im donioślejszy błąd, tem większa niewola. Ateizm jest błędem nad błędami, źródłem wszelkich błędów. Kto go wyznaje, ten jest niewolnikiem integralnym. Cała jego filozofja, jeżeli tylko jest logiczny, będzie jednym olbrzymim fałszem. Każda jego myśl, logicznie z ateizmu wysnuta, to ogniwo kajdan, które jego umysł zakuwają. Jest na bezwzględną niewolę skazany. Obrazem jej skazaniec, przykuty do muru piwnicy, dokąd nie dochodzi ani promień słońca. Skazaniec przytem obłąkany, który uważa swoją straszliwą niewolę za stan normalny, godny wolnego człowieka; a ludzi, chodzących w słońcu, za niewolników... słońca.
Wolnomyślny antydogmatyzm ma być uzasadniony krytyką dogmatu. Ta wszakże krytyka, kierowana powziętą zgóry, złośliwie ateistyczną, tendencją, nie wytrzymuje krytyki. Jest niedorzeczna taksamo, jak niedorzeczność, której usiłuje dowieść. Będziemy oglądali jej próbki, na których się to okaże.
Istotnym, daremnie przez wolnomyślców ukrywanym i zaprzeczanym, motywem wolnomyślnej krytyki dogmatu jest złość. Jako „zasłonę złości“ już Piotr Apostoł skwalifikował tę wolność, w imię której wolna myśl występuje. Ta złość jest wynikiem skażenia natury ludzkiej. Toteż jako „niewolników skazy“ piętnuje tenże Apostoł tych fałszywych nauczycieli, co obiecują wolność bez Boga. „Obiecujący im wolność, gdy sami są niewolnicy skazy“.
Pod szlachetnem mianem wolności wolna myśl przemyca rozpustę umysłową, obliczoną na uprawnienie rozpusty zmysłowej, zwanej niemniej pięknie wolną miłością.
Autor nie tylko nie jest wolnym myślicielem, ale jest fanatykiem dogmatyzmu ateistycznego, jak zresztą wszyscy „myśliciele“ tego pokroju.
Fanatyzm jego wyraża się nawet i w pisowni. Za przykładem straganiarskiego „Wolnomyśliciela Polskiego“ i zgodnie z rozkazem do drukarń, wydanym przez bolszewickiego komisarza Ciemności, Łunaczarskiego, pisze on Boga przez be małe i jeszcze ujmuje ten najwyższy wyraz słowników całego świata w urągliwe kleszcze cudzysłowów. Natomiast swojego „wielkiego boga, wszechświat”, pomimo, ze wyznaje monizm materjalistyczny, pisze przez wielkie W. B. W. — i bez cudzysłowów.
Łunaczarskij, jak wiadomo, poszedł jeszcze dalej, bo nawet imiona własne, które, bez różnicy osób, sama gramatyka każe pisać przez głoski wielkie, podzielił według swoich uczuć szatańskich. Nakazał więc pisać: chrystus, maryja, gabrjel (archanioł), pius XI („Wolnomyśliciel Pol.“ zowie go „tym panem“) etc.; ale zato: Lucyper, Kain, Cham, „Erzschelm“ Judasz...
Przywilejem wielkogłoskowym Sowiety wyróżniły także Mojżesza i Mahometa, chociaż mozaizm i mahometanizm są to religje monoteistyczne. Na to postanowienie wpłynęły niewątpliwie względy polityczne: wzgląd na mahometan, jako na atut przeciwbrytyjski; na żydów, jako na sprzymierzeńców bolszewickich. Wzgląd drugi, mówiąc okolicznościowo, świadczy ustami samych bolszewików przeciw naciąganej teorji chazarów, mającej na celu osłonić żydów przed odpowiedzialnością za nader gorący, owszem, kierowniczy (przyznaje to i socjalista Beraud w głośnej książce „Com widział w Moskwie?“) ich udział w przewrocie bolszewickim, a podzielanej przez szczęśliwie niedoszłego księdza, Gabrjela Jehudę ibn Ezra, w jego dziele „Chrześcijańskiego żyda wspomnienia, łzy i myśli“.
W uprzywilejowaniu imienia Mojżesza musiał odegrać rolę także i wzgląd religijny na antychrystyzm teizmu talmudycznego, osłanianego grzecznie mianem mozaizmu. Nie przeszkadza temu fakt zamykania w bolszewji także i bożnic. Wymaga tego polityka zachowania pozorów, jakoby ostrze prześladowcze nie było wymierzone osobliwie przeciw chrystjanizmowi. Podobnie scena wyklęcia przez rabinów w Kijowie działaczy bolszewickich, żydów, przedstawiona w „Leninie“ Ossendowskiego, jest tylko listkiem figowym na sromocie żydowskiej. Inaczej, klątwa ta nie uszłaby rabinom na sucho.
Sprzecznością wydać się może obecne, przez ów ukaz, dodatnie wyróżnienie bałwanów wobec dawnego spółszykanowania ich wraz ze świętemi postaciami Chrześcijaństwa w znanych bluźnierczych pochodach. Wówczas chodziło o tem głębsze poniżenie owych postaci. Obecnie jednak bolszewicy snadź lepiej uświadomili sobie, że bałwany to ekspozytury szatana, że więc ich obowiązuje zachowanie wspólnego z niemi frontu.
Czemu autor nie posłuchał tego ukazu w pełni, okaże się później. W każdym razie, zastosował się doń w jego jądrze. Poniżył Najwyższego, a wywyższył swego kosmicznego bałwana. Wart przeto, conajmniej, zostać spadkobiercą zrehabilitowanego już bohatera ucinka Odyńca, — Al. Świętochowskiego, z odpowiednią tylko zmianą co do rodzaju doktoratu:

„Doktór medycyny, tak mądry, jak słyszę,
Że imię Pana Boga przez be małe pisze;
Przyznajcie, czytelnicy, że ma prawo wszelkie,
By imię, mu należne, pisać przez De wielkie!“




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Charszewski.