Róża i Blanka/Część druga/XLI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Róża i Blanka
Podtytuł Powieść
Data wyd. 1896
Druk S. Orgelbranda Synowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La mendiante de Saint-Sulpice
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XLI.

Pomimo głębokiej boleści i przerażenia, wywołanego temi dwiema katastrofami, doktór Pertuiset nie utracił zimnej krwi, jaką umiał zachować zawsze w najtrudniejszych nawet okolicznościach.
— Przenieście ciało do pokoju sypialnego — rzekł a następnie w merostwie złożymy deklaracyę o zgonie. Ty Rajmundzie odniesiesz na stacyę telegraficzną depeszę do p. Gilberta Rollina, gdyż chciałbym, aby jak najprędzej dowiedział się o śmierci hrabiego i przybył jako legalny przedstawiciel swej żony. Zresztą przypuszczam, że zechce być na pogrzebie. Będziemy mogli dowiedzieć się od niego szczegółów o śmierci księdza Raula.
Ułożono ciało hrabiego na łóżku, ustawiono wielką liczbę świec, cały pokój zmieniono w kaplicę.
Gdy służba krzątała się około tych przygotowań doktór napisał depeszę następującą:
„Gilbert Rollin, ulica Tervan nr 39, Paryż.
Hrabia Emanuel d‘Areynes zmarł czytając list pana. Obecność pańska konieczna.

Pertuiset.“

Rajmund Schloss bezzwłocznie odniósł depeszę na stacyę.
W Paryżu Gilbert z niepokojem oczekiwał wiadomości z Lotaryngii.
Trzeciego czerwca przez cały dzień nie wychodził z domu, chciał bowiem sam odebrać telegram, którego spodziewał się z Fenestranges.
Niepokój nie dozwolił mu zasnąć przez całą noc; wstał z głową ociężałą, utrudzony i zdenerwowany bezsennością.
Henryka miała się nieco lepiej, gdyż gorączka ustąpiła i pielęgnujący ją lekarz wróżył szybki powrót do zdrowia.
Gilbert z roztargnieniem wysłuchał tej wiadomości, która przecież powinna była napełnić go radością.
Umysł jego przejęty był w tej chwili jedną tylko myślą.
— Hrabia Emanuel żyje, czy umarł?
Nakoniec o godzinie trzeciej po południu otrzymał tak niecierpliwie wyczekiwaną depeszę.
Przez parę minut spoglądał na nią jak zahypnotyzowany, nie mając odwagi otworzyć.
Wreszcie rozdarł kopertę i odczytał:
— Nie żyje! — szepnął, a ocierając pot z czoła. — Nie żyje! — powtórzył.
Uspokoił się i powtórnie, ważąc każdy wyraz, odczytał upragnioną wiadomość.
— Stawiłem na kartę wszystko — rzekł — i wygrałem. Zresztą skutek był przewidziany... taki cios nie mógł chybić. Nim upłynie miesiąc, zagarnę wszystkie dochody hr. d’Areynes, gdyż ostatni frazes depeszy wyraźnie o tem mówi, — „Obecność pańska konieczna“ — pisze doktór. A skoro tak, więc hrabia nie zmienił swej woli ostatniej; doktór był jego powiernikiem, więc wie o tem dobrze i wzywa mnie jako przedstawiciela interesów mej żony i legalnego opiekuna córki, w celu uregulowania spadku.
Zamyślił się.
„Obecność konieczna“ — powtórzył. — A mimo to nie pojadę do Fenestranges... Choroba Henryki posłuży mi za pretekst bardzo dobry. Nie chcę okazać, że tak mi pilno objąć sukcesyę, której teraz już jestem; pewnym. Odpowiem naprzód doktorowi depeszą, a następnie wyprawię list.
Nie zwlekając napisał telegram następujący:
„Doktór Pertuiset, Fenestranges. Lotaryngia.
„Wiadomość niespodziewana i okropna. Bolejemy. Henryka zapadła powtórnie. Nie mogę opuścić jej. Zajmij się pan wszystkiem. List wysyłam.

Gilbert Rollin.“

— Wieczorem, gdy odpocznę, napiszę list — pomyślał — naprzód należy wyprawić depeszę.
Powstał i przygotował się do wyjścia.

∗             ∗

Chirurg Leblond dokonał prawie cudu.
Po dokładnem zbadaniu rany księdza Raula przekonał się, że żaden ważniejszy organ nie był naruszony, a wskutek tego życiu pacjenta nie zagraża niebezpieczeństwo natychmiastowe.
Ale, aby uniknąć możliwej komplikacji, należało zachować jak największą troskliwość i ostrożność.
Młody ksiądz, jak wiemy, miał organizm bardzo krzepki i posiadał siłę wyjątkową.
Na tę okoliczność rachował chirurg najwięcej i na niej opierał nadzieję ocalenia swego pacjenta.
Przez pierwszych kilka dni stan chorego był tak groźnym, iż można było obawiać się katastrofy.
Ale powoli, dzięki umiejętnym środkom, przedsiębranym przez zdolnego lekarza, stan ten zmienił się na lepsze.
Chory nie utracił przytomności, niemniej jednak Nie zdawał sobie spławy z tego co zaszło. Myśli jego były niejasne, niewyraźne i w chwilach gorączki objawiała się maligna.
Żona chirurga i stara Magdalena czuwały nad wikarym nieustannie i z największą ścisłością stosowały się do przepisów lekarza.
Gdy stan chorego dawał już nadzieję wyleczenia, stary chirurg postanowił powiadomić rodzinę.
— Moja Magdaleno — rzekł tego dnia, w którym Gilbert otrzymał wiadomość o śmierci hr. Emanuela, — dziś jestem już pewnym, że nasz kochany ksiądz wyzdrowieje.
— Ach dzięki Bogu i panu doktorowi! — zawołała uradowana służąca.
— Otóż należy powiadomić o tem krewnych księdza wikarego. Dotychczas nikt z wyjątkiem proboszcza od św. Ambrożego, nie wiedział, że ksiądz Raul był ranny niebezpiecznie. Potrzeba więc uprzedzić rodzinę i zapewnić, że niebezpieczeństwo już minęło. Wszak ksiądz ma podobno stryja w Lotaryngii?
— Ma, panie doktorze, hrabiego d’Areynes, u którego wychowywał się i bawił podczas oblężenia.
— Otóż należy do niego napisać.
— Napisać! Jezus Marya! więc pan doktór chce chyba zabić go! — zawołała przestraszona Magdalena wznosząc obie ręce do góry.
— Dlaczego? — zapytał chirurg zdziwiony.
— Hrabia d’Areynes ma siedmdziesiąt pięć lat i przed kilkoma miesiącami uległ atakowi apoplektycznemu. Tylko dzięki niezmiernym staraniom udało się ocalić go, ale atak drugi z pewnością zabiłby go odrazu. Hrabia kocha księdza wikarego jak własnego syna i wiadomość o jego chorobie byłaby dla niego ciosem śmiertelnym.
— Skoro tak, to pisać nie można. Ala ksiądz wikary, ma podobno krewnych w Paryżu?
— Ma kuzynkę, która również wychowywała się w domu hrabiego.
— Zamężna?
— Tak, pani Rollin.
— Czy państwo Rollin przebywają obecnie w Paryżu?
— Nie wiem napewno.
— A czy nie mogłabyś przekonać się?
— Owszem.
— Znasz adres p. Rollin?
— Mieszka przy ulicy Servan. Chodziłam tam raz z polecenia księdza wikarego. Ksiądz nie często bywał u nich, gdyż nie bardzo lubi męża swej kuzynki, ale do niej jest bardzo przywiązany.
— Otóż trzeba ich powiadomić.
— Skoro pan doktór. uważa to, za potrzebne, więc pójdę.
— Jestto nie tylko potrzebnem, ale nawet jest moim obowiązkiem. Księdzu wikaremu nie grozi już żadne niebezpieczeństwo.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.