Podróże Gulliwera/Część druga/Rozdział III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jonathan Swift
Tytuł Podróże Gulliwera
Wydawca J. Baumgaertner
Data wyd. 1842
Druk B. G. Teugner
Miejsce wyd. Lipsk
Tłumacz Jan Nepomucen Bobrowicz
Tytuł orygin. Gulliver’s Travels
Źródło Skany na commons
Inne Cała część druga
Indeks stron


ROZDZIAŁ III.

Autor przywołany do dworu.
Królowa kupuje go od dotychczasowego pana i przedstawia Królowi.
— Dysputuje z największemi uczonemi J. K. M. —
Urządzają dla niego w pałacu mieszkanie. —
Staje się faworytem Królowej.
— Broni honoru swej ojczyzny.
— Kłóci się z Karłem Królowej.



C


Cierpienia i bezustanne uciążliwości mocno moje zdrowie nadwerężyły; im więcej pan mój przezemnie zarabiał, tem bardziej powiększało się jego nienasycone łakomstwo. Straciłem zupełnie apetyt, i tak strasznie schudłem, że jak szkielet wyglądałem. Spostrzegł to mój pan, a sądząc że pewno wkrótce umrę, postanowił korzystać jeszcze z krótkiego czasu, zarobić mną ile tylko być może. Tym czasem przyszedł do niego Slardral, czyli szambelan dworu, z rozkazem przyniesienia mnie natychmiast do pałacu, dla rozrywki Królowej i dam dworskich.

Niektóre z nich już mnie były widziały, i dziwne rzeczy opowiadały o mojej piękności, grzeczności i zdrowym rozsądku. Królowa i cały dwór, byli niezmiernie ze mnie zadowoleni. Padłem na kolana, chcąc pocałować nogę Królowej, lecz łaskawa Monarchini, podała mi stojącemu na stole, mały swój palec. Ubjąłem go obydwoma rękami i z największą pokorą przyłóżyłem koniec jego do ust moich. Zadała mi kilka ogólnych pytań o mojej ojczyznie i podróżach które odprawiłem; odpowiedziałem ile możności najwyraźniej i najkrócej. Pytała mnie się, czybym sobie nie życzył zostać na zawsze u dworu. Ukłoniwszy się tak, że aż głowa moja ze stołem na którym mnie postawiono zetknęła się, odpowiedziałem: że jestem niewolnikiem mojego pana; gdyby to jednak od woli mojej zależało, szczęśliwym byłbym, mogąc usługi moje Jej Królewskiej Mości ofiarować. —

Spytała się potem mojego Pana, czyby nie chciał mnie sprzedać. Ten sądząc że mu wkrótce niezawodnie umrę, był bardzo z tej propozycyi ukontentowany i tylko tysiąc sztuk złota za mnie żądał, które mu natychmiast odliczono.

Natenczas zbliżyłem się do Królowej i rzekłem z pokorą; że gdy teraz jestem najniższym jej sługą i niewolnikiem, ośmielam się prosić Jej Królewskiej M. aby i Glumdalklitch, która przez ten cały czas najtroskliwsze miała o mnie staranie, w swoją służbę przyjęła i chciała dozwolić, aby ta i nadal moją była piastunką. Królowa przychyliła się do mojej prośby, dzierżawca zaś, chętnie dał swoje na to przyzwolenie, ciesząc się niezmiernie, że córka umieszczoną została u dworu. Co zaś do mojej dobrej piastunki, tej radość była nieograniczona. Poczem pan mój oddalił się i żegnając się ze mną, życzył mi szczęścia w nowej służbie o którą się dla mnie, jak mówił, wystarał; lecz ja mu zimnym tylko ukłonem na to odpowiedziałem.

Zadziwiła ta obojętność Królową, która, skoro dzierżawca wyszedł, o przyczynę tego się pytała. Z otwartością odpowiedziałem jej: że mój dotychczasowy pan, niczem mnie więcej nie zobowiązał, jak tylko, że niewinnemu przez siebie na polu znalezionemu zwierzęciu głowy nie strzaskał; ta przysługa sowicie wynagrodzoną została, wielkim zyskiem który miał z pokazywania mnie po całem kraju za pieniądze i summą którą od J. K. M. dostał; życie zaś moje, przez czas pobytu mego u niego było tak nędzne, tak uciążliwe, zdrowie moje przez bezustanne trudy i natężenia ku zabawie pospólstwa tak dalece nadwerężone zostało, że jedynie z obawy abym wkrótce nie umarł, za tak umiarkowaną cenę mnie sprzedał. Lecz zostawając teraz pod wysoką opieką tak wielkiej i łaskawej Monarchini, będącej ozdobą natury, ulubienicą świata, rozkoszą poddanych, fenixem między stworzeniem; mam niepłonną nadzieję, że obawa dotychczasowego mego pana, bezzasadną się okaże, i że już nawet przez wpływ Jej prześwietnej przytomności, siły moje czuję znacznie pokrzepione.

To było treścią mojej do Królowej przemowy, w której wiele popełniłem błędów, i nie bardzo płynnie się wyraziłem.

Mimo to Królowa mnie wysłuchała z łaskawem pobłażaniem, i mocno była zdziwioną, widząc w tak małem stworzeniu tyle dowcipu i rozsądku. Wzięła mnie na rękę, i zaniosła do Króla, który wtenczas w swoim gabinecie się znajdował. —

Był to poważnego charakteru i surowej twarzy monarcha, który nie dojrzawszy na pierwszy rzut oka mojej postaci, spytał się ozięble Królowej, jak dawno tyle w Splaknoku znajduje upodobania (za takie bowiem zwierzę mnie trzymał). Lecz dowcipna i rozumna Królowa, postawiwszy mnie łagodnie na królewskim stoliku do pisania, rozkazała ażebym sam opowiedział czem jestem; co też wyraźnie i krótko uczyniłem. Przywołano też potem i Glumdalklitch, która przy drzwiach gabinetu czekała wielką niespokojnością o mnie przejęta. Opowiedziała i ona królowi co się ze mną w domu jej ojca od czasu znalezienia mnie na polu zdarzyło. —

Król, chociaż uczony więcej jak który z jego poddanych, a szczególnie doskonały w filozofji i matematyce, sądził jednakże, przypatrzywszy mi się uważniej i nimem jeszcze był mówił, że jestem gatunkiem automatu, przez biegłego bardzo sztukmistrza sporządzonym (mechanika albowiem do wielkiego stopnia doskonałości doszła w tym kraju): lecz usłyszawszy mój głos, i znajdując w mojej mowie myśli rozsądne, był niezmiernie zdziwiony. Opowiadanie moje jakim sposobem dostałem się do kraju, zdawało mu się być niedostatecznem, i nawet mniemał, że to jest wynalazkiem mojego dotychczasowego pana, który mnie tego na pamięć nauczył. W takiem o mnie uprzedzeniu, zadawał mi różne pytania, na które mu do rzeczy odpowiadałem, wyjąwszy niektóre błędy, i wyrażenia chłopskie, których się w domu dzierżawcy nauczyłem, a nie pasujące wcale do języka dworskiego. —

Przyzwał potem do sobie trzech sławnych uczonych, którzy podług krajowych zwyczajów, służbę w tym tygodniu u dworu odbywali. Ci po długiem rozpoznawaniu mojej postaci, zupełnie odmiennego byli o mnie zdania. W tem jednak wszyscy trzej się zgodzili, że podług zwyczajnych praw natury nie zostałem stworzony, bo nie jestem wcale usposobiony do utrzymania mojego życia, ani szybkością, ani możnością drapania się na drzewa, ani kopaniem dziur w ziemi na kryjówki. Z zębów moich które oglądali z największą uwagą, osądzili że jestem zwierzęciem mięsożernem; ale, ponieważ wszystkie zwierzęta silniejsze są odemnie, myszy zaś polne prędsze; nie mogli sobie wystawić z czego żyję, jeżeli się owadami, ślimakami nie żywię; że zaś to ostatnie być nie może, podjęli się wszyscy trzej nader uczonemi dowodami wykazać.

Jeden z tych filozofów utrzymywał że jestem zarodkiem lub niedonoszonym płodem, lecz to zdanie odrzucone zostało przez drugich, którzy dowodzili że moje członki są zapełnie wykształcone, i że już nawet przez znacznie długi czas żyć musiałem, co poznać z włosów mojej brody, które mikroskopem dobrze widzieć można. Nie chcieli nawet przypuścić że jestem karłem, bo małość moja jest zupełnie bez porównania, i karzeł najmniejszy w kraju, faworyt Królowej, ma 30 stóp wysokości. Po długich sporach, jednomyślnie rozstrzygnęli, że jestem Replum-Scalcath, wyraz równoznaczący co lusus naturae (igrzysko natury). Ta decyzya odpowiada też zupełnie nowej filozofji europejskiej, której professorowie, gardząc wykrętami naśladowców Arystotelesa, usiłujących swoją niewiadomość niemi pokrywać, wynaleźli to dla wszelkiej umiejętności ludzkiej, a szczególnie dla nauk przyrodzonych, tak pożyteczne rozwiązanie.

Po tem, przez uczonych tak stanowczo wyrzeczonem zdaniu, prosiłem i ja o wolność mówienia, i obróciwszy się do Króla, przedstawiłem mu: że w kraju z którego przybywam wiele milionów mnie podobnych się znajduje, że zwierzęta, rośliny i domy tejże proporcyonalnej są wielkości, i że zatem niemniej jestem w stanie bronić się i żywić w moim kraju jak każden poddany Jego Królewskiej Mości. Wzgardliwym uśmiechem odpowiedzieli mi na to uczeni dodając, że się dobrze lekcyi u dzierżawcy nauczyłem. Król rozsądniejszy od tych mędrców, odprawił ich, i kazał przywołać dzierżawcę, który szczęściem jeszcze miasta nie był opuścił. Pomówiwszy z nim na osobności i porównawszy jego odpowiedź z tem co Glumdalklitch i ja powiedzieliśmy, zaczął większą dawać wiarę moim słowom. Prosił potem Królowej aby rozkazała mieć o mnie najtroskliwsze staranie i chciał ażeby Glumdalklitch i nadal przy mnie została, w przekonaniu, że wielkie mamy do siebie przywiązanie.

Urządzono dla niej osobne w pałacu mieszkanie, przyjęto guwernantkę, pokojówkę, i dwie służące do jej usługi; ja zaś wyłącznie jej staraniom powierzony zostałem.

Królowa dała rozkaz nadwornemu stolarzowi, ażeby podług modelu przezemnie i Glumdalklitch ułożonego zrobił pudło, mające mi służyć za sypialnią. Z największą biegłością wykonał dane sobie zlecenie, sporządziwszy mi w przeciągu trzech tygodni drewniany pokój szesnaście stóp kwadratowych objętości a dwanaście stóp wysokości mający, z oknami, drzwiami i dwoma przybocznemi gabinecikami, wielkości zwyczajnej sypialni w Londynie; powała była tak kunsztownie zrobiona że można ją było odemknąć; tym sposobem mogła Glumdalklitch co dzień wyjąć moje łóżko, a usławszy je nazad włożyć i powałę znowu nademną zamknąć. Ściany były jak najwykwintniej i najwygodniej przez tapicera królowej obite, ażebym przez niezręczność nosicieli lub trzęsienie powozu nie został uszkodzony. Stolarz jeden bardzo biegły w sporządzaniu najdrobniejszych bawidełek, zrobił dla mnie dwa krzesła z kości słoniowej, jako też dwa stoły i szafę dla rzeczy. Prosiłem też o zamek do drzwi, ażeby szczury i myszy nie wlazły. Z największą pracą zrobił mi slósarz zamek tak mały, jakiego w tym kraju dotychczas jeszcze nie widziano, ja zaś większego u największych bram pałaców londyńskich nie widziałem. Królowa kazała sprawić mi odzież z najdelikatniejszej materyi, tak delikatnej jak najgrubsza kołdra angielska: te z początku były mi nieznośne, i ledwo dużo poźniej przyzwyczaiłem się do nich. Krój sukien, był podług najnowszej mody krajowej, mieszaniny chińskiej z perską; w ogóle jednak był to ubiór przystojny i poważny.

Królowa tak sobie upodobała w mojem towarzystwie, że bezemnie nawet obiadować nie mogła. Stół i krzesło dla mnie, umieszczono na stole przy którym Jej Królewska Mość siedziała, Glumdalklitch stała też koło stołu i dawała baczność na mnie. Miałem kompletny serwis srebrny, zawierający wszystkie naczynia i narzędzia do jedzenia, które w porównaniu z narzędziami przez Królową używanemi, wydawały się jak cacka dla dzieci: cały ten mój serwis nosiła zawsze Glumdalklitch w kieszeni. Z Królową nikt więcej nie obiadował, jak księżniczki jej córki; jedna mająca lat blizko 16 druga 13. — Królowa sama kładła mi zawsze kawałek mięsa na mój talerz, który sam krajałem, co niezmiernie Królową i księżniczki bawiło, widząc mnie w miniaturze jedzącego. Każden kęs Królowej (przy najdelikatniejszym żołądku) był tak ogromny, że dwunastu angielskich dzierżawców nie potrafiłoby go zjeść, co z początku wielką odrazę we mnie wzbudzało. Całe skrzydło skowronka, kość i mięso zjadała, chociaż daleko większe było od skrzydła tuczonego indyka; kawałek zaś chleba do tego, był większy jak dwa bochenki czterofuntowe. Nóż jej był wielki jak sprostowana kosa, widelce i inne narzędzia były też proporcyonalnej wielkości. Piastunka moja, zaniosła mnie raz do pokoju gdzie dworzanie obiadowali, i wyznać muszę że widok mnóstwa nożów i widelców w ruchu będących, trwogą mnie wskróś przejął.

W każdą środę, która u nich niedzielę stanowi, Król, Królowa i cała familia królewska, obiadowali w pokojach Króla, który upodobawszy mnie sobie, rozkazał ażeby stół mój i krzesło postawiono niedaleko niego na stole, koło solniczki. Lubił rozmawiać ze mną, dowiadywać się o obyczajach, religji, prawach, rządzie, i naukach w Europie, a ja ile możności starałem się odpowiadać jak najlepiej. Rozum jego był tak jasny, rozsądek tak przenikający, że uwagi które robił nad tem co ja mu opowiadałem, były prawdziwie roztropne. Lecz muszę wyznać, że gdym razu jednego zanadto szczegółowo mówił o mojej kochanej ojczyznie, o naszych wojnach lądowych i morskich, sporach religijnych, politycznych partyach; Król, przesądami swej edukacyi przejęty, wziął mnie w jedną rękę, a drugą łagodnie uderzywszy, spytał śmiejąc się, czy jestem Whig czy Tory. Obrócił się potem do stojącego za sobą pierwszego ministra, mającego w ręku białą laskę, prawie tak wielką, jak główny maszt angielskiego wojennego okrętu Royal Sovereign, i rzekł: „Jakże wielkość ludzka jest marną, kiedy tak nędzne owady mogą ją naśladować: i oni mają zapewne swoje rangi i tytuły, swoje gniazda i klatki królicze które pałacami nazywają, swoje odznaczające się ubiory któremi się szczycą, ekwipaże któremi paradują; kochają się, walczą, kłócą się, oszukują i zdradzają jak u nas.“ —

Tak filozofował nad tem co ja mu o Anglji opowiadałem; lecz któż może sobie wyobrazić moje zmartwienie i oburzenie widząc moją ukochaną ojczyznę, celującą w kunsztach, panią morza, plagę Francyi, władczynią Europy, sławę świata, tak wzgardliwie traktowaną i najdotkliwiej obrażaną. Zemścić się, gdybym nawet chciał, nie mogłem; lecz po niejakiem zastanowieniu się, przyznać sobie musiałem, że wcale nie zostałem obrażony. Przepędziwszy bowiem niejaki czas między temi ludźmi, tak się do nich przyzwyczaiłem, że nakoniec wszystkie przedmioty które widziałem, wydawały mi się być proporcyonalne i żadnego na mnie nieprzyjemnego wrażenia nie sprawiały z powodu swej wielkości; i zdaje mi się, że gdybym wtedy ujrzał był towarzystwo lordów i dam angielskich, w swych wykwintnych strojach, rozmawiających ze sobą, komplementujących i pyszniących się jak doskonali dworacy, śmiałbym się z nich, tak jak Król śmiał się ze mnie. Często nawet, gdy mnie Królowa wzięła na rękę i przed zwierciadłem trzymała, z siebie samego śmiać się musiałem: bo nie było nic śmieszniejszego nad porównanie naszych postaci, tak, że mi się zdawało, iż ciało moje istotnie się skurczyło.

Nikt mnie jednak tak nie gniewał i martwił, jak karzeł Królowej, który dotychczas za najmniejszego człowieka w królestwie miany, skoro zobaczył jeszcze mniejszego od siebie, stał się niezmiernie wyniosłym. Obchodził się ze mną z największą pogardą, i zawsze kiedy mnie widział stojącego na stole, i rozmawiającego z panami i damami dworu, szydził z mojej drobnej figury. Mściłem ja się tego nazywając go bratem, wyzywając do passowania się ze mną, lub dawając mu uszczypliwe odpowiedzi, jak to służalcy dworu czynić zwykli. Jednego dnia tak go na siebie rozgniewałem, że wdrapawszy się na poręcze krzesła Królowej, porwał mnie wpół, wrzucił w filiżankę mleka i uciekł. Utonąłbym niezawodnie, gdybym nie był doskonałym pływaczem, bo aż po za uszy się zanurzyłem. Glumdalklitch nie była w bizkości, a Królowa tak ze strachu przytomność straciła, że nie mogła mnie ratować. Na krzyki moje, piastunka przybiegła i wyciągnęła mnie z filiżanki, gdzie z kwartę mleka połknąłem.

Zaniesiono mnie do łóżka, lecz żadnej mi ta kąpiel nie sprawiła szkody, tylko ubiór mój kompletnie został zepsuty. Karzeł został za to obity, i musiał to wszystko mleko wypić do którego mnie wrzucił. Stracił też łaskę Królowej która go podarowała jednej damie dworskiej, co mnie mocno ucieszyło, bo pierwej czy poźniej zemścił by się tego na mnie.

Już i przedtem przysłużył mi się dobrą sztuczką, za co jeszcze surowsza spotkałaby go kara, gdybym za nim nie był prosił. Królowa miała na swym talerzu wielką kość, z której szpik wyjąwszy, znowu na półmisek położyła. Karzeł zobaczywszy to, korzystał prędko z nieobecności mojej piastunki, porwał mnie, nogi mocno mi przycisnął, w kość całą siłą aż po za szyję wpakował i uciekł. Siedziałem w niej przez niejaki czas, bo nikt nie wiedział, gdziem się podział, a krzyczeć wstydziłem się, nie chcąc ściągnąć uwagi na to śmieszne widowisko. Szkody żadnej nie doznałem, rzadko bowiem ciepłe potrawy na stół królewski dawano, więc nie mogłem się sparzyć, ubiór tylko mój bardzo źle wyglądał. Karłowi tą razą na moją prośbę przebaczono i tylko kilku plagami ukarano.

Nieraz Królowa naśmiewała się z mojej wielkiej bajaźliwości i pytała się mnie, czy wszyscy w mojej ojczyznie są tak lękliwi. Powodem do tego były nieznośne przykrości które od much wycierpieć musiałem. Brzydkie te owady, duże jak skowronki, ciągłem swojem zagłuszającem mnie brzęczeniem ani na chwilę pokoju mi nie dawały. Kiedym jadł rzucały się z zaciętością na mój pokarm i zostawiały mi tam swoje jajka i inne nieczystości dla mnie tylko widzialne, bo krajowcy tak drobnych rzeczy dojrzeć nie mogli. — Czasem siadały mi na nos lub czoło, i dręczyły mię tem nielitościwie, gdyż przytem czuć je było nieprzyjemnie. Mógłem też wyraźnie widzieć klejowatą materyą, za pomocą której, jak naturaliści utrzymują, te zwierzęta wiszącem ciałem mogą po powale chodzić. Z wielkiem tylko usiłowaniem mogłem je od siebie odstraszyć, a karzeł łapał często mnóstwo tych much i wypuszczał je wszystkie hurmem pod mój nos, chcąc mnie tem trwożyć a księżniczki bawić. Jedyny mój ratunek był, walczyć formalnie z temi nienawistnemi zwierzętami, a to nożem, którym je latające w powietrzu przecinałem; i wszyscy się dziwili nad wielką zręcznością którą przytem okazywałem.

Razu jednego piastunka postawiła mieszkanie moje przy otwartem oknie, dla nabrania swieżego powietrza (nigdy bowiem nie pozwalałem ażeby je jak klatkę wieszano na gwoździu): otworzyłem okno mojego pokoju i chciałem jeść kawałek ciasta na śniadanie, gdy ze dwadzieścia os wleciało do mojego mieszkania, brzęcząc jak tuzin muzykantów. Jedne rzuciły się na ciasto unosząc je kawałami, inne koło twarzy i głowy mojej chciwie się uwijały i swemi strasznemi żądłami wielkiego strachu mnie nabawiały. Wstawszy, wyjąłem noża i śmiało atakowałem je w powietrzu. Cztery z nich zabiłem, a gdy drugie uciekły okno moje zamknąłem. Te owady były wielkie jak kuropatwy: wyciągnąłem zabitym żądła, które miały długość 1½ cala i proporcyonalną grubość. Schowałem je troskliwie i z innemi osobliwościami pokazywałem je potem w Europie. Trzy z nich podarowałem szkole w Gresham, czwarte dla siebie zatrzymałem.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jonathan Swift i tłumacza: Jan Nepomucen Bobrowicz.