Pan Johan
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Pan Johan |
Pochodzenie | Stare miasto Obrazki z niedawnych lat cykl Typy z zaułków |
Wydawca | Drukarnia Narodowa |
Data wyd. | 1902 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
I.
Gdzie Wisła brzeg myje piaszczysty,
Gdzie szychty się wznoszą »na Szulcu«,
Od czasów batalji pod Lipskiem
Pan Johan ma składy budulcu.
Młokosem z saksońskiej mieściny
Wojenna porwała go fala —
Pan Johan wędrował po świecie
Z orłami »małego kaprala«.
W atakach parł konia do frontu,
Po karczmach ciął z dziewką hołupca,
Nim kartacz potrzaskał mu rękę,
Nim z gida przemienił się w kupca.
Dziś drzewem pan Johan nad Wisłą
Handlowe prowadzi obroty —
I przylgnął do starej Warszawy
I przylgnął do polskiej kapoty.
II.
Wnet oczy i serce saksońskie
Warszawska znęciła niewiasta:
Posażną Gilównę szewczankę
Pan Johan z Starego wziął Miasta.
Dozgonne z nim zawrzeć aljanse
Mieszczańskie wzdragało się dziecię,
Aż Gil rzekł: »Człek dobry, choć Niemiec!
Ty głupia! spolaczysz go przecie!«
Wesele, jak Pan Bóg przykazał,
Pan Johan huczne[1], aż miło,
I tylko z nadmiaru czułości
Dwóch szewców mu ślepie podbiło.
Jak bela się urżnął pan młody,
Do butel szturmując fortecy, —
Nie piły tak gidy cesarskie,
Jak piją warszawskie szewiecy!
III.
Mój Johan! — rzekł mądrze Gil stary,
Gdy córkę mu dawał w zamęście,
»Z trzech rzeczy znan polski mieszczanin,
Ma serce! — ma gardło! — ma pięście!«
Pan Johan z Warszawą się zbratał,
Na karku żołnierską miał głowę,
Więc z żoną w swą pierwszą latorośl
Maksymy zaszczepiał Gilowe.
Dni błogie przemknęły, jak chwila
Los słońce chmurami zasunął:
Gilówna szewczanka śpi w grobie,
Do grobu jedynak jej runął.
Przewalił się orkan płomienny,
Gruchnęło w Johana nieszczęście:
Syn Niemca mieszczanin był szczery:
Miał serce! — miał gardło! — miał pięście!
IV.
Pan Johan skład z domkiem »na Szulcu«
Odprzedał, syt targów codziennych,
Dziś w rynku[2] trzy schludne ma izby
W domostwie przy »Schodkach Kamiennych«.
Dziś starość gnie plecy Johana,
Osrebrza mu głowę siwizna,
Dni starca rozjaśnia wnuk z wnuczką,
Po synu jedynym spuścizna.
Choć lutra ma wnuka pan Johan
Dla wnuczki on chadza do Fary, —
»Bóg jeden — powiada — jest w niebie,
Bóg ludzi z serc sądzi — nie z wiary!«
Co tydzień z wnukami na cmentarz
Wędruje w odzieży od święta:
W cylindrze, w nankinach i w fraku,
Co Księstwo Warszawskie pamięta!...
V.
Od fajki i »Dziejów cesarstwa«,
Jak dawniej od tarcic i belek,
Pan Johan podąża co czwartek
Na piwa »saskiego« kufelek.
W traktyerni wesoło i gwarno
Od ciętych polemik i krytyk,
Wśród majstrów i kupców rej wiedzie
Pan Johan wytrawny polityk.
Gawędzą jak bratnią miłością,
Jak ładem buduje się państwo,
A coraz to okrzyk zahuczy:
»W nas przyszłość! Niech żyje mieszczaństwo!«
Pan Johan i słowem i gestem
Gadaczy to chwali, to gani:
»Ja ale wam powiem jak było ...
Panienko! dla całej kompanii!«
VI.
Noc schodzi na starą dzielnicę,
Mrze słońce pół złote, pół krwawe,
Pan Johan dreikenig ćmi z fajki
I patrzy na wnucząt zabawę.
Na wnucząt zabawę on patrzy,
A wieczór wspomnienia mu niesie:
O wielkim cesarzu Francuzów,
O Ney'u — Massenie — Lannes'ie...
A kiedy pan Johan tak duma
Za rękaw go ciągnie smarkata:
Niech dziadzio nam piosnkę zaśpiewa,
Nim lampę zapali Agata.
Na starca kolana zuch Tadzio
I Zośka wdrapuje się mała —
Pan Johan im śpiewa piosenkę...
O Wandzie, co Niemca nie chciała...