Zamęt straszliwy w państwie Belzebuba, Lucyper wściekle rzuca się i miota:
„Rewolucyją podnosi hołota!...“ Duszołap wrzasnął z pełnej piersi: „Zguba!“
Mefisto nawet rzucił bokiem zyza 5
I ze wściekłości paznokcie obgryza...
Ja tylko jeden nie zszedł z posterunku, Choć mię do buntu ciągnie bratnia klika...
Spełniam swój urząd wedle opatrunku Powierzonego mi z góry Stańczyka... 10
Przykręcam warsztat — kraję go na poły,
Pakuję w kocioł — i dolewam smoły...
Widząc Belzebub, że mu wiernie służę I w bunt koleżków nie kładę ogona,
Ku mnie obraca swoje oko duże: 15 „W tobie, Smołolej — rzecze — ma obrona!...
Dam ci robotę — lepszą niźli w piekle,
Bo i tak widzę, że się nudzisz wściekle!...
Oto już żaden z podłych «buntowszczyków» Nie chce w arendę objąć Galicyi... 20
A tam mam tylu przyjaciół-stańczyków, Jak w żadnej innej na świecie nacyi!!
Zerwać tak z nimi głupio, niemożliwie,
Po tyloletniej dobrej komitywie!...
Wiesz co, Smołolej... zrób mi tę przysługę, 25 Będę ci za to wdzięczny niewymownie...
Skórę wołową, ogniową sztalugę Weź — i zapisuj mi wszystko dosłownie:
Złodziejstwa, świństwa — nawet zdradę podłą...
Ale zaczekaj... weźmiesz moje godło...“ 30
„Dobrze, ojcaszku!... — rzekłem — biorę widły, Smołym się napił i przetrącił chrustem,
Na czarno-żółte stroję malowidły Ogon — by rzekli, że się stroję z gustem...
Ruszam... Ojcaszek wierne sprawozdanie 35
Dwa razy w miesiąc ode mnie dostanie...“