Margrabina Castella/Część trzecia/XXXV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Margrabina Castella
Podtytuł Powieść
Wydawca Piotr Noskowski
Data wyd. 1888
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Marquise Castella
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXXV.
Melodramat Larifla.

Wykwintna uczta trwała już od godziny.
Wesołość więc jaskółek coraz się stawała głośniejszą.
Pierwsze dwanaście butelek wypróżniono ze szczętem, mistrz zatem ceremonii kazał ojcu Filochowi podać nowy kosz burgunda — pan de Credencé zaś, obawiając się, ażeby towarzysze nie przebrali miarki tak, iżby wysłuchać go zdolni nie byli, postanowił zaraz im o co idzie opowiedzieć.
W tym celu uderzył w stół z całej siły.
Larifla podniósł się natychmiast.
— Postawić kieliszki i uciszyć się!... zawołał. — Regulus ma głos!... Musicie z największą uwagą wysłuchać szczęśliwego śmiertelnika, który nam sprawia taką ucztę prześwietną!... Pierwszy co się odezwie niepytany, dostanie kułaka w bok takiego, że go kwartał popamięta.
Energiczna przemowa młodego bandyty, poskutkowała jak nie można lepiej, bo natychmiast głuche zapanowało milczenie.
— Towarzysze, — przemówił Raul, wiecie że przyszedłem do was w interesie...
Jaskółki odpowiedziały potakującem na to mruknięciem.
— Dodam w tem miejscu od siebie, odezwał się Larifla, — że każda propozycya Regulusa zasługuję z góry na uznanie i przyjęcie!.... wszakże i wy koledzy tego samego zdania jesteście?
— Tak! tak... — mruknęli bandyci.
— Potrzebuję was na noc następną, ciągnął pan Credencé — i musicie być w pogotowiu od ósmej wieczorem.
— To najmniejsza... — odrzekł Larifla, — rozkazuj stary... a będziemy ci posłuszni.
— Czy znacie, — mówił hrabia, — sklep kupca winnego na rogu ulicy Pepinière i ulicy?...
— Znam... znam... — odpowiedział Larifla, — i podejmuję się ich zaprowadzić...
— Właścicielem sklepu jest człowiek bardzo uczciwy, który nie widzi czego widzieć nie potrzeba, nie słyszy czego słyszeć nie wypada... W głębi sklepu znajduje się gabinet... tam się otóż zbierzecie i tam ja stawię się po was. Każecie sobie podać obiad, ale pić musicie skromnie, bo musicie być zupełnie przytomni...
— Bądź spokojny... — odezwał się Radis noir, — nie wypije się więcej jak potrzeba... każdy po litrze wina jak panienka, i po kieliszeczku wódki na zakończenie!...
— Czy chodzi o wytropienie jakiego wielkiego skarbu?... — zapytał niewyraźny głos Bec de miela.
— Czy potrzeba napaść na kogo? — dorzucił Tape à l’oeil z kolei.
— Nie idzie ani o kradzież ani o gwałt... — odpowiedział pun de Credencé.
—Cóż więc w takim razie będziemy mieli z tego u dyabła?... — burknął Radis noir.
— Pracować będziecie na mój rachunek, więc ja wam za to zapłacę.
— I co dasz?...
— Po trzy napoleony każdemu...
— To wcale dobrze... — a zadatek?...
— Zadatku nie dam i to dla dwóch przyczyn...
— Jakich?
— Najprzód, że mnie znacie dobrze i możecie mi zaufać...
— Tak... tak!.. — wykrzyknął Larifla!... — każdy ci ufa nieograniczenie!... — Słowo Regulusa tyle warto co podpis barona Rotschilda...
— Druga przyczyna jest daleko jeszcze ważniejszą — ciągnął Raul — jakbyście mieli pieniądze w kieszeniach, popilibyście się z pewnością i w chwili kiedy was będę potrzebował... bylibyście niezdolni do niczego...
— Dobrze to — zauważył Radis noir — kto jednak zapłaci za obiad, jaki mamy zjeść przedtem?
— Nie turbujcie się o to wcale — odpowiedział hrabia.
— O! przeciwnie, jest się czem i to bardzo nawet turbować, skoro zaprzeczyć niepodobna, iż mamy wygląd nie wzbudzający tak wielkiego znowu zaufania!... — Na kredyt nikt nam nic nie da... jak dać nie chciał ten łotr Filoche, który byłby nas napewno nie wpuścił nawet do siebie, gdyby nie zobaczył naprzód pieniędzy...
— Bądźcie zupełnie spokojni, powtarzam wam raz jeszcze, bądźcie spokojni, wszystko będzie naprzód zapłacone.
— Ha! to co innego... — odpowiedział Radis noir — jak tak, to zaczynam wierzyć, że będziemy jedli obiad... — a co po obiedzie będziemy mieli do roboty?...
— Wsiądziecie do fiakra...
— A potem?..,.
— Zobaczycie.
— To znaczy, że nie życzysz sobie, abyśmy cię wypytywali...
— Pytać się możecie o co wam się żywnie podoba...tylko, że ja pozostawię te pytania bez żadnej a żadnej odpowiedzi?...
— Ba!... to po cóż psuć sobie gęby na próżno....
Ułożywszy plan na noc następną, pan de Credencé nie przeszkadzał już bandytom i butelki zaczęły krążyć na nowo.
Około trzeciej wesołość doszła do ostatecznych granic, uczta w orgję się zamieniła.
Każdy krzyczał, śpiewał, nie zważając na towarzyszy.
Naraz Larifla dobrze już podcięty, podniósł się z trudnością.
— Towarzysze — zawołał — zanucę wam coś tak pięknego, że z pewnością nic podobnego nie słyszeliście dotąd nigdy.
— Co takiego?... — zapytali zaciekawieni kamraci.
— Zanucę wam śpiewkę, którą się mogę pochwalić!... śpiewkę o dzieciach północy!
— Zkąd-żeś ją wziął?
— Ztąd moi przyjaciele! — odpowiedział Larifla, wskazując na czoło. — Ja sam jestem autorem tego arcydzieła, ja, który skomponowałem także prześliczny melodramat pewien...
— Tyś skomponował melodramat!...
ty Lariflo?... — zaśmiały się na całe gardło jaskółki,
— Tak. tak, ja moi synkowie.
— A jakiż nosi tytuł ta twoja sztuka?...
— Siarczysty: „Ścieki paryzkie”!... wielki melodramat z prologiem w czterech obrazach.
— Stanowczo kupuję sobie krzesło na pierwsze przedstawienie.
— I ja także!...
— I — ja.
— I — ja...
— I — ja!...
— Będę ostentacyjnie wywoływał autor!... — wykrzyknął Peau d’ Angora...
— Ale kiedyż pierwsze przedstawienie? — pytali drudzy.
— Czy ja mogę wiedzieć moi drodzy?... Dyrektorzy są nieznośni, nie podobna doprosić się ich o przeczytanie rękopismu, z powodu że niby napisany nie ortograficznie... — Pytam was — na dyabła ortografia w melodramie?
— Najzupełniej niepotrzebna — odpowiedzieli chórem zapytani.
— Jak aktorzy wyjdą na scenę i mówią, czy żąda kto objaśnienia czy to co mówią napisane było poprawnie?... Najwięksi uczeni patrzą tylko na grę wyłącznie.
— Prawda, prawda!... — odpowiedziały jaskółki. — Ale daj pokój ortografii a zaśpiewaj nam swoję śpiewkę — żądamy śpiewki!...
— Muszę wam najprzód powiedzieć co przedstawia scena — odezwał się Larifla z ukłonem.
„Scena przedstawia zakład w rodzaju Pawła Niqueta albo „Ściętego kłosa“, umeblowany dwunastoma podobnemi do nas indywiduami, naradzającemi się nad porwaniem młodej dziewczyny, córki biednego robotnika, którą wziął bogaty kapitalista i wychowuje jakby swoję, ale którą robotnik pragnie odebrać, posiadając ważne jakieś papiery.
„Może mnie nie rozumiecie dokładnie, bo opowiadanie nie jest moją specyalnością, w sztuce jednak wychodzi to wszystko bardzo zrozumiale.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.