Sziwa przeżyje sam w dzień ony bogów wszech: Ich głowy jego pierś jak pereł sznur przystroją. A w oczach swych zawarłszy nicości cichy śmiech, Sziwa rozśpiewa się passyjną pieśnią swoją.
»Byłem niegdyś żywotem i duszą wszechświata, Byłem dniem, byłem nocą i jasnością zórz! Byłem uśmiechem wiosny i pogodą lata I miłością, co chłonie żarki życia kruż.
Przepych złud, w mych teremów zamkniony mamidła, Jako pająk pośrodku pajęczynnych gniazd, Łowiłem dusz girlandy w rozesnute sidła I zgasałem w swem łonie korowody gwiazd.
O zmarli! Śnijcie piękne sny w mej cichej nocy, Czekając, aż was zbudzę do żywota znów, Jeśli zapragnę znowu życia, sił i mocy, By zapełnić mą otchłań rojem nowych snów.
Bowiem otchłanną duszę mam i umęczoną, Gdy samotny w bezmiarze, co u stóp mi drży, Myślę, że niegdyś, jako i dziś moje łono Zawarłszy wszystkie nieba, było puste wżdy«.