Lilla Weneda/Akt czwarty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Słowacki
Tytuł Lilla Weneda
Rozdział Akt czwarty
Pochodzenie Dzieła Juliusza Słowackiego tom III
Redaktor Henryk Biegeleisen
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1894
Druk Drukarnia i litografia Pillera i Spółki
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 

Cały tom III
Indeks stron
AKT CZWARTY.

SCENA PIERWSZA.
Sala w zamku LECHA.
LECH. GWINONA. GRYF. Wchodzi LILLA WENEDA.
LILLA.

W niezawiązanéj przychodzę koszuli,
Nie niosę chleba, nie mam nic przy sobie,
Lecz wy mnie puśćcie do ojca mojego,
Który od dwóch dni jest morzony głodem.
Ja go zobaczyć chcę tylko przed śmiercią,       5
Jam go nie mogła zbawić — więc pożegnam.
Dla tego głowę ubrałam w lilije,
W te wodne kwiaty, które u nas kładną
Dziewicom zmarłym, na ostygłe czoła.
O! Pani! spuść ty ze swojéj srogości!       10
Ja biedna zimne węże rozczuliłam,
I tak się do mnie gady przywiązały
Że za mną cały kłębek biegł i syczał,
Jak pies wyjący smutnie z przywiązania.
I cóż ja winna że węże wolały       15
Słuchać méj pieśni, niż mojego płaczu?
A żem ja węże zimne rozczuliła,
Dla czegoż w tobie powiększyłam srogość?
Czy ty zazdrościsz mi Pani zwycięstwa
Które mi ojca mego wybawiło?       20
O! jeśli tak jest, to weź go za ojca,

A ja go będę na śmierć skazywała,
A ty go będziesz bronić — i zwyciężysz,
Bo ten zwycięża tu zawsze kto broni. —
Lecz nie, ja teraz jestem zwyciężoną,       25
Mój ojciec pewnie już od głodu skonał;
A ja chcę tylko widzieć jego ciało,
W czoło chcę tylko pocałować zimne;
Powiedziéć jego głuchemu trupowi
Że go nie mogłam zbawić — lecz kochałam.       30
O! patrz; koszula moja nie związana,
Nie niosę chleba, ani żadnéj strawy —
Może się boisz że jak drzwi otworzę
To wleci ze mną jaka muszka złota
I ten ją starzec zje? — O! pani moja,       35
Bóg muchy strzeże od śmierci — ta muszka
Będzie mieć jaką córkę co ją zbawi.
Ja tylko jedna, ja nie mam nikogo,
I nikt się o mnie biedną nie upomni.
O! proszę ja was, każcie wy mnie wpuścić       40
Do mego ojca głodnego.

LECH.

Gwinona,
Na Boga, te łzy miecz mi rozhartują.

GWINONA.

I ty jéj wierzysz? — to są łzy zmyślone,
Ona dwa razy tak płakała głośno,
Za te trzy płacze, ona się trzy razy       45
Odśmieje ze mnie, jeśli ojca zbawi.

LECH.

I cóż ci ludzki śmiech Gwinono szkodzi?

GWINONA.

Lechu, śmiech ludzki jest zabójczą bronią,
Więcej on strącił koron z głów posępnych
Niż ci się zdaje: o! śmiech to gadzina       50
Która się w sercu wyśmianego kryje,
I tam go kąsa, kąsa, do krwi kąsa.
Aż wreszcie siły w człowieku omdleją

I powie sobie: jestem zwyciężony.
Śmiech nas pozbawia zaufania w sobie       55
I rodzi niemoc; ja znam takich ludzi
Z których się żaden żywy śmiać nie waży;
Ci ludzie mają królestwo nad temi
Którzy są śmiechu ludzkiego poddani.

LILLA.

Królowo! czegoż ty się teraz boisz?       60
Czy tu są tacy co wyśmieją litość?
Widziałam w twoim sypialnym pokoju
Okno, którego nigdy nie zamykasz
Bo w nim jaskółka uwinęła gniazdo,
Więc ty masz litość: a czy się kto śmieje       65
Że ty masz litość nad jaskółką? — Pani,
Więc ja znalazłam w twojém sercu litość!
Trzebaż być jeszcze, jeszcze nieszczęśliwszą
Ażebyś ty się pani zlitowała?
Więc każ mi wydrzeć te spłakane oczy,       70
A potem zlituj się nade mną ślepą,
I każ mnie wpuścić do ojca ślepego.
O! proszę! proszę! każ mi wydrzeć oczy.

GWINONA.

Smutny to żebrak co grosz wydrze nudą.

LILLA.

O! będę nudzić, nudzić aż zezwolisz.       75

GWINONA.

Gryfie, każ wpuścić ją do téj ciemnicy
Gdzie siedzi ojciec jéj, morzony głodem.

(LILLA WENEDA i GRYF wychodzą.)

Lechu! na twoją to zrobiłam prośbę.
Cóż mi tak smutny stoisz i ponury?

LECH.

Gwinono, syn nasz w niewoli.

GWINONA.

W niewoli?       80
Mój syn w niewoli? mój Lechon w niewoli?

Nie — ty mię straszysz — Nie wiesz sam co mówisz.
On mi się dzisiaj śnił. — O! Boże! Boże!
Na syna mego zgubę pracowałam.
Syn u Wenedów! Lechon u Wenedów!       85
Lechon — on niéma takiej córki! —

LECH.

Żono
Ja go odbiję.

GWINONA.

Trupa ty odbijesz!
O! Lechu na koń! na koń! na koń Lechu!
Wszyscy rycerze! zbierz wszystkich rycerzy!
Jeśli wrócicie żywi bez Lechona       90
Ja się zabiję — będę plwała w oczy!
Ja się zabiję... Cóż wy tchórze? na koń!

(Wybiega.)
LECH.

Niech się wykrzyczy, krzyk nic nie pomoże.
Dziś za mego Lechona, stu trupem położę.

(Wychodzi.)

SCENA DRUGA.
Błonie.
ŚLAZ wchodzi.

Moja nieboszczka matula mówiła
Że kłamstwem wyjdę na pana — to kłamstwo,
Co mi matula mówiła o kłamstwie —
Ergo: jeżeli więc mówiła kłamstwo,
Powinna była zrobić tém fortunę —       5
Umarła goła jak Lazarus — a ja
Ledwom się kłamstwem nie usalmonował
Na wieki wieków, to szczęście że jakoś
Mojego pana zrobiwszy Salmonem,
(Niechaj mu światło wiekuiste świeci)       10

Uciekłem z zamku, i dobrze się stało;
Gwalbertus mój pan został męczennikiem,
I pod imieniem świętego Salmona
Króluje w niebie, więc dobrze się stało —
Lecz to jest kwestja... quomodo uniknąć       15
Głodu na puszczy i zrobić fortunę?
Już próbowałem chrześcijańskiéj paszy,
Już próbowałem rycerskiego chleba,
I zawsze chudy jak słomka... więc ergo,
Pan Ślaz niech rusza do dziczy — rzecz prosta!       20
Pan Ślaz niech rusza prosto do Wenedów —
W jakim kolorze? — w kolorze Wenedów —
Jako szpieg? — fuj — nie szpieg lecz nowiniarz,
Zemsty nowiniarz, blekotnik nowiniarz;
Człowiek ognistéj mowy, krwawych zębów,       25
I czerwonego języka — więc ergo
Gdy zapytają: czy widziałeś Lecha?
Widziałem: — a co robi? — gdym go widział
To jadł Weneda z solą. — A Gwinona? —
Gwinona we krwi się dziatek kąpała. —       30
A cóż się stało z naszym starym królem? —
A ja pokażę tak, język wywalę
I zamknę oczy: wasz król est finitus.
A jego córka? — A ja łzy jak z wiadra
Popuszczę na to i nic nie odpowiem       35
Albo odpowiem jakie nowe kłamstwo,
Takie żałośne kłamstwo, że uwierzą
I jeść mi dadzą — za to żem się spłakał.

(Wychodzi.)

SCENA TRZECIA.
Sala w zamku LECHA.
LECH, GWINONA, RYCERZE.
LECH.

Na Boga! bądźże cierpliwą! na Boga!
Mój oddział jeszcze z podjazdu nie wrócił.

GWINONA.

Ty gadasz! a tam mój syn roztargany?
O! straszna! głupia jest cierpliwość twoja!
Jak nienawidzę w ludziach cierpliwości!       5
Często im wcale czekać nie potrzeba,
Ale dla tego że ktoś prosi: śpiesz się:
To oni różne wynajdują zwłoki
Aby pokazać wyższość i rozwagę,
I nad palącém się sercem panować.       10
Lechu! czy wiesz ty ile chwil potrzeba,
Aby zabito bezbronnego jeńca?
Dziwna cierpliwość! okropna cierpliwość!
O! Lechu jeśli mój syn biedny zginie
To w dzień i w nocy będę ci krzyczała:       15
Tyś syna twego zabił cierpliwością!
Ja wtenczas będę w wyrzutach cierpliwą,
Cierpliwie będę ci kąsała serce,
We mnie ty zbrzydzisz cierpliwość — o! kacie!
O! kacie twego nieszczęsnego syna!...       20
Ach! Boże daj co gryźć mojemu sercu,
Bo jabym teraz serce męża gryzła.
Ja wiem co powiém: Lechu! — jesteś tchórzem!

LECH.

Tchórzem nie jestem.

GWINONA.

Więc ojcem nie jesteś!
Czémże ty jesteś? — kawałkiem żelaza?       25

LECH.

O! tego nadto! — nadto! — Ty dotychczas
Byłaś w domostwie samowładną panią.
Jam ci ulegał, bojący się wrzasku.
Ty napełniałaś mój dom okrócieństwem.
Na Boga już mi to się wreszcie nudzi.       30
Rycerzy moich garsteczka maleńka,
Podjazdem i te siły rozerwane;
A ci Wenedzi z dwunastu się krain
Zeszli i całe okrywają pole.
Tam są olbrzymie Scyty co krew piją       35

W człowieczych czaszkach, wyznawce Odyna;
Tam są Letoni co na hełmach noszą
Rogi, żywemu wyrwane turowi;
Tam jest Mazonów lekkie pokolenie,
Co głowy jako szczygły ubierają       40
W czerwoną krasę i pomiędzy hełmy,
Migocące się niosą pióra pawie;
Nad temi tłumy dwunastu Harfiarzy;
Nad Harfiarzami straszna prorokini,
Na samym szczycie ludzkiéj piramidy       45
Błyskawicami gadająca — a ja
Z rycerzy garstką mam wstąpić w mrowisko?
Ja co te ludy chcę wyciąć do szczętu?
Nie czekać aż mi w noc błyskawicową
Z nieba lejące pomogą pioruny?       50
Szalona jesteś — szalona kobiéto!

GWINONA.

O! widzę że już ciebie nie przełamię!
Widzę już! widzę! mego syna trupem.

LECH.

Syn twój powróci, syn powróci, nie płacz.

GWINONA.

O! jużem ja go teraz opłakała.       55
O! rospacz! rospacz!... o! rospacz! on skonał.

LILLA WENEDA wchodzi bez wianka liljowego na głowie.
LILLA.

Królowo! ojca mego nakarmiłam.
Mój ojciec do mnie należy królowo!
Widzisz, powracam bez kwiatów, bez wieńca,
W lilijach było mego ojca życie;       60
Ja życie ojca przyniosłam na głowie,
Jego zbawieniem ukoronowana.
Nie wierzysz? spytaj każdego Weneda;
Lilije wodne nas od głodu bronią
Ilekroć zboże roku nie dotrzyma.       65
Ty nie wiedziałaś że ten wieniec biały,
Zdziecinniałemu, będzie piersią matki,
Że on go będzie ssał, śmiał się, i płakał,

Podnosząc puste powieki do nieba
Bogu dziękował za córkę i kwiaty.       70
O! teraz ojciec mój! — jam go zbawiła.
Lechu, słyszałeś jaki był warunek?
Nie pozwól królu żonie łamać wiary.

GWINONA.

Patrz! patrz! patrz! ona ojca wybawiła,
I tu mię przyszła zagłuszyć radością;       75
A kiedy ona mówiła o ojcu,
To ja nieszczęsna myślałam o synie;
A kiedy ona lała łzy rospaczy,
To ja nieszczęsna krwią płakałam w sercu. —
Weź ojca swego! weź! — ja potrzebuję       80
Nauczyć teraz was wszystkich litości.
Jabym głaskała ręką wasze tury,
Prosząc o łaskę ich nad moim synem;
Ja bym szczepiła wasze kwaśne grusze
Miodem litości — a sosen szumowi       85
Dałabym matki głos, jęki i prośbę.
O każcie tutaj starca przyprowadzić,
Ja go odeszlę ojcem memu dziecku.

(Rycerzy kilku wychodzi.)
LILLA.

Pani! ty dobra jesteś o! ty dobra.
Już ja nie powiem żem ojca zbawiła;       90
Ale że ty mi dałaś mego ojca.
Obaczysz! jak to serce drży z radości
Temu kto biednym ludziom dopomoże.

(DERWID wchodzi i RYCERZE.)

Ojcze wracamy do nas — ta królowa
Dała mi ciebie, Ojcze chodź na słońce —       95
Bądźcie mi zdrowi królu i królowo —
Chodź ojcze! — Bądźcie zdrowi! bądźcie zdrowi!

DERWID.

Córko! a moja harfa?

LILLA.

O! królowo!
Widzisz mój ojciec cały drży z radości.

Aleś ty pewnie pani zapomniała       100
Że ci nie może dziękować oczyma,
Więc ja za niego leję łzy — i jeszcze
Za ojca mego muszę być natrętną:
Ja ciebie proszę, wróć mu harfę złotą,
Którą mój ojciec miał od swego ojca;       105
O! wróć mu pani tę harfę! o! wróć mu.

GWINONA.

Przynieście harfę, którą ja kazałam
W cedrowéj skrzyni uśpić rozpłakaną.

LILLA.

Ojcze, ty harfę mieć będziesz.

DERWID.

Oddała?...

GWINONA (na stronie do LECHA.)

Widziałeś Lechu, gdy wspomniał o harfie,       110
To z jego powiek wybiegły czerwone
Dwie łzy, ogromne łzy, — czy uważałeś?
To były straszne łzy...

LECH.

I cóż kobiéto?

GWINONA.

Co? — nie rozumiesz?... Córka albo harfa
Zostanie tutaj zakładnicą — widzisz       115
Ten człowiek musi wybrać między dwoma,
A ja w zakładzie wezmę rzecz wybraną:
Rozumiesz? Gdyby nie te łzy czerwone
Anibym kiedy była pomyślała
Że tu jest wybór.

LECH.

Już widzę, już widzę.       120

GWINONA.

Milcz.

(do Derwida.)

O! Derwidzie wy Wenedzi macie
Nienasycone serca — przed godziną

Wiercony srogim głodem aż do kości,
Byłbyś poprzestał na kawałku chleba...
Lecz teraz w miarę łask, żądania rosną,       125
Dałam ci wolność, tyś harfy zażądał —
A otrzymawszy wszystko, będziesz mścił się...

DERWID.

Każ odprowadzić mnie więc do więzienia;
Trupi się nie mszczą.

GWINONA.

O! twardy człowieku
Nigdyż twe serce przede mną nie zadrży?       130

DERWID.

Wyjm je i zobacz.

GWINONA.

Ja ci daję wolność...

DERWID.

I chcesz tu z króla uczynić żebraka?
Już mię z postaci masz prawie żebrakiem,
Jeszcze chcesz serca mego żebraniny?
Na moje ciało ty liczysz zgrzybiałe?       135
Na me kolana ty rachujesz drżące
Że mnie przed tobą powalą? — Nie, jędzo!
Nie! nie! nie! — Córko daj mi rękę. — Jędzo!
Przed tobą skonam stojąc i zastygnę,
Wtenczas twe dziecko mnie paluszkiem trąci       140
I padnę — padnę: ale pókim żywy
To jestem równy tobie — król i człowiek.

GWINONA (do wnoszących harfę :)

Postawcie przy nim bliżéj harfę złotą
Niechaj się na niej oprze ręką drugą.

(Stawia harfę przy Derwidzie. Starzec jedną rękę na harfie, drugą kładzie na głowie córki.)

Widzisz, ta harfa równa córce wzrostem       145
A gdyś w niewoli był, obie zarówno
Płakały — obie jak córki — o! teraz
Wybierz pomiędzy płaczkami Derwidzie,
I niech wybrana idzie z tobą w lasy,

A druga córka twoja odrzucona       150
Ze mną zostanie — i będzie zakładem.

DERWID.

Córko! co ona mówi?

LILLA.

Ojcze drogi
Ta pani harfę ci oddaje złotą.

DERWID.

Tę harfę?

LILLA.

Ojcze, harfę.

DERWID.

Już oddała?
To chodźmy, córko.

LILLA (do Gwinony.)

Pani, ja powrócę,       155
I będę twoją niewolnicą. — Ojcze!
Chodźmy już.

GWINONA.

Harfę porzucasz Derwidzie?...

LILLA.

Nie mów tak głośno — jam cię zrozumiała.
Okropną jesteś — zlituj się nademną.
Jeśli mię żywą chcesz mieć, to nie żądaj       160
Mieć porzuconą przez własnego ojca.
Serce mi pęknie i będziesz tu miała
Trupa nie córkę, o! bo w mojém sercu
Jest tyle złotych strun, jak na téj harfie,
Lecz wszystkie pękną od razu z boleści       165
Jednym wyrazem ojcowskim stargane —
I nad nim także litość miéj i nad nim!
Proszę cię sroga miéj i nad nim litość!

GWINONA.

Będziesz li zawsze jak mała ptaszyna
Skrzydełkiem w oczy bić błyszczące węża.       170
Jeślim wyrzekła — to chcę. Kto mi wzbroni
Spróbować serca ojcowskiego? i tu

Usprawiedliwić siebie żem je gryzła?
Wytłómacz ojcu sama czego pragnę.

LILLA.

O! nielitośna — Ojcze, ta królowa       175
Oddaje tobie tylko jedno dziecie.
Ty wybierz sobie dziecko które śpiewa,
A zostaw dziecko które tylko płacze —
Ja wiem że ty mnie kochasz ojcze drogi,
Lecz nie wybieraj mnie, bo nieszczęśliwy       180
Jeżeli zechcesz o nieszczęściu śpiewać,
To znajdziesz we mnie tylko echo płaczu,
A w harfie echo nieśmiertelne. Ojcze,
Wybierz co kochasz, a to co odrzucisz
Kochaj...

DERWID.

Niebiosa! — córko gdzie ty jesteś?...       185
Ja kocham moją córkę. — O! gołąbku
Chodź i ślepego prowadź. Córko — prowadź
I wyjdźmy prędzéj stąd. — Córko a harfa?

LILLA.

O? harfa skarzy się żeś ją opuścił.

(Trąca o struny.)
DERWID.

Harfa skarzy się na mnie?

LILLA.

Ojcze, jęczy.       190

DERWID.

Jęczy! — Gdzie moja harfa? — czy to mara,
Czy to duch mojéj harfy rozpłakanéj
Stoi przedemną w promieniach; i skrzydła
Roztworzył, jakby z płaczącemi jęki
Już odlatywał do nieba. — Ha! —       195

(LILLA znów porusza struny.)

I znów,
Słyszycie! harfa jęknęła — słyszycie?
O! dajcie niech ją obejmę w ramiona!
Dajcie! to córka królów rozpłakana.

(Chwyta harfę, obejmuje, i ucieka z nią.)

Gdzie drzwi? — rycerze gońcie mnie z mieczami!
O! ja téj harfy nie dam — Harfy nie dam!       200

(Pada piersią na harfie.)
LILLA.

Widzicie! ręce pokrwawił na strunach.
Wstań dobry ojcze. — O! patrzcie! o! patrzcie!
Usta położył na strunach, całuje,
A te niedobre struny i niewdzięczne
Usta mu krwawią. — O! struny! o! struny!       205
Wy nie jesteście córkami. — Królowo
Widzisz mój ojciec wybrał; lecz jeżeli
Myślisz ty pani, że ja teraz płaczę
Dla tego że mnie ojciec mój porzucił:
O! bądź przeklęta za tę myśl. — To radość       210
Wyrywa z oczu moich łzy; to radość.
Niechaj nikt ojca mojego nie sądzi.
Dzisiaj karmiony starzec lilijami
Mnie tak całował w usta, i we włosy,
I do mnie tak się przytulał rospacznie,       215
Jak się do harfy odzyskanéj tuli.
A że ja płaczę, to tylko dla tego
Że przypominam ojca pocałunki
W ciemném więzieniu... i łzy moje głupie
Pytają same serca, czemu płacze.       220

GWINONA.

Odedrzyć starca od harfy.

LILLA (podnosząc ojca.)

Widzicie
On już łagodny jak baranek.

GWINONA.

Starcze!
Syn mój najstarszy Lechon, syn mój drogi
Jest niewolnikiem twoim — a ta harfa
W zakładzie, moją będzie niewolnicą,       225
Aż mi żywego wrócisz syna.

DERWID.

Harfa?
Ja stąd bez harfy nie wyjdę.

LILLA.

O! pani!
Więc jeszcze raz się rzucę na kolana,
I będę ciebie prosiła ze łzami
Oddaj mu harfę... a mnie weź. Czy myślisz       230
Że twego syna, jeśli jeszcze żywy,
Ten starzec nie da za córkę? O! pozwól!
Niech tylko mego ojca odprowadzę,
On ślepy — tylko odprowadzę ojca,
A sama wrócę; a że ja powrócę       235
To niech ci harfa ta będzie zakładem.
Ale przysięgnij że za niewolnicę
Królewnę, harfę wypuścisz z niewoli:
A gdy przysięgniesz, to ja pewnie wrócę.
Bo cóż mi teraz życie! cóż mi życie!       240
O! ty wiesz sama, że ja pewnie wrócę.

GWINONA.

Jakiż mi zakład z córki nie kochanéj?

LECH.

Na Boga! dosyć Gwinona! już dosyć!
Ta córka warta dziesięciu Lechonów.
Przysięgam, jeśli z Lechonem powróci       245
To weźmie harfę, Lechona i moje
Błogosławieństwo; jeśli wróci sama —
To i tak, za nią, przysięgam na Bogi!
Oddasz kawałek płaczącego drewna.

GWINONA.

Słyszysz! jak mówi mój mąż tak się stanie.       250

LILLA.

Dzięki wam! dzięki! — Ojcze, dziś wieczorem
Harfę ci twoją postawię do grania.
Ty wiesz, ja dotąd nigdy nie skłamałam.
A teraz — o! królowie, do widzenia.
Przyjdzie po harfę Lilla niewolnica. —       255
Chodź dobry ojcze.

DERWID.

A harfa?

LILLA.

Ta idzie
Za nami ojcze.

(do Lecha.)

Szlachetny rycerzu,
W twoim więzieniu został smętny starzec
Także niewinny.

(Odchodzi z ojcem.)
LECH.

Ha... to ten czarownik. —
Sygonie każ go wypuścić na wolność.       260
W ludziach anielstwa tyle że nie można
Traktować jak psów — wypuścić go z wieży.
A teraz chodźmy stroić się do walki.

(Wychodzi.)
GWINONA.

Połóżcie harfę w skrzyni cedrowéj — ta harfa
Dla mnie jest teraz Lechonem. — Nie kładzcie       265
W téj trumnie z drzewa, harfy... bo pomyślę
Że syn mój drogi Lechon w trumnie leży:
A jeśli stanie się jakie nieszczęście
Z moim kochanym dzieckiem, to przypomnę
Tę harfę w trumnie, i będę myślała       270
Że sama syna położyłam w trumnie.
Natura może stąd wziąść pochop i te
Wtrumnienie harfy, strasznie naśladować
Rzeczywistością. — Wynieście ją za mną. —
Okropny zachód słońca i te mury       275
Zdają się krwawe od promieni. — Gryfie
Dziś w nocy będzie burza — chmury warczą.
Wy się będziecie dziś bić ostatecznie.

(Wychodzą.)

SCENA CZWARTA.
Grota wróżki, oświecona czerwonym blaskiem.
ROZA WENEDA stoi przy otworze groty i do zachodzącego słońca śpiewa runiczną inwokacją. DWUNASTU HARFIARZY.
ROZA WENEDA.

Do krwi złote słońce! do krwi słońce!
Ty ostatnie słońce we krwi gaśnij!
Tu na walkę wrony! kruki! orły!
Tu na walkę psy wyjące smutnie!
Tu na walkę chmury z piorunami!       5
Tu szumiące wichry! — słońce gaśnij!
Kruki! orły! wichry i pioruny
Dajcie hasło! chmury dajcie hasło!

(Słychać daleki grom)
HARFIARZ.

Grom usłyszał i odzywa się głucho.

ROZA WENEDA.

Do mnie! do mnie! do mnie! tu pioruny!       10
Tu nad głową moją jako wieniec.
Niech ja mściwa z was mam włos, pioruny!
Kiedy wyjdę z groty w krew rozlaną,
Gdy za ojca mego stanę tronem
Słuchająca jęków i czerwona       15
W krwi wyziewach, w koronie z błyskawic.

HARFIARZ.

Cóż ci mówią wróżby? cóż wyrzekły?

ROZA WENEDA.

Człek na człeka jak pies pójdzie wściekły.
Grom czerwony się gryść będzie z błękitnym
Krew poniesie z sobą tron Derwida,       20
I król będzie płynął z harfą, z tronem
Jako kawał kry.

HARFIARZ.

O! biada! biada!

ROZA WENEDA.

Okropniejszą rzecz widziałam blada.
Krew podmyła tron i wzięła z sobą.

Król na tronie włosy rwał i rzucał,       25
A pioruny je paliły w powietrzu. —
Lecz nie mówcie nic jutrzéjszym trupom.

HARFIARZ.

Cóż wyrzekły wróżby, powiedz? straszna!

ROZA WENEDA.

Wczoraj kości warzyłam na polu,
Mózg gotował się w czaszkach człowieczych,       30
I wilgotna kość jęczała na ogniu.
Słuchająca wrzasku tych umarłych
Pomazałam krwią zamknięte oczy —
I nagle!
Widmo straszne wyszło z ognia do mnie,       35
I zawiodło mnie na walkę duchów.
Słuchajcie!
Wódz dwie głowy miał: wtém jedna głowa
Oczy nagle jako trup zawarła,
Spadła na nią iskra piorunowa;       40
I ta głowa smętna, już umarła,
Jęła smutnie mówić z drugą żywą,
Aż skry zjadły jak smolne łuczywo
Rozpłakaną tułowu koronę.
I spojrzałam w drugą walki stronę,       45
Odwróciwszy się jak od gasnącéj główni
Od półmartwéj osoby.
I tam stali ludzie w szyku, równi,
Równi, zimni, biali jako groby,
Miecz je walił gdy piorun był niemy,       50
Czasem walił piorun i miecz razem.
Wtém ktoś cicho wykrzyknął: giniemy!
I tysięcy sześć — nie tkniętych żelazem —
Sześć tysięcy bez ducha upadło,
Jakby je kto struł. — Nadeszłam z nożem —       55
Otworzyłam jeden tułów trupowy,
I znalazłam że w nim serce zbladło,
I tak trzęsło się jak liść olchowy:
Więc plunęłam temu sercu w usta,
I rozcięłam drugą pierś dla ptaków;       60

Lecz znalazłam w niéj kłębek robaków
Zamiast serca. — I pierś trzecią rozdarłam,
I spojrzałam w nią — lecz była pusta!
I nie było w niéj serca! — Jak chusta
Zbladłam we śnie i we śnie umarłam,       65
Widząc że w niéj serca nie było!

HARFIARZE.

Cóż to znaczy?

ROZA WENEDA.

Nad naszą mogiłą
Wejdzie słońce, lecz nie mówcie ludowi.

(Dwunastu WODZÓW wchodzi do groty. Wszyscy różnie ubrani. Jedni na hełmach Turze drudzy Jelenie mają rogi, u innych tylko pióro pawie lub czaple. Pancerze z siatki lub z łuski. Miecze olbrzymie w rękach.)
ROZA WENEDA.

Oto wodze są. — Cóż piorunowi?
Wiele ludu?

WÓDZ.

Dwanaście tysięcy.       70

ROZA WENEDA.

Pijcie z czaszek tych, i bladéj śmierci
Urągajcie się pijąc, niech wyje.

WÓDZ.

Cóż ci mówiły wróżby?

ROZA WENEDA.

Jeśli podczas walki
Ojciec mój z harfą złotą, na kamiennym tronie
Zagra pieśń, ową straszną pieśń, od trzech pokoleń       75
Nie słyszaną: to przy nas zwycięztwo.

WÓDZ.

Twój ojciec
I harfa jego złota w niewoli.

ROZA WENEDA.

Bez wiary! —
Ojciec mój na tronie czarnym stoi,
Za swą harfą jak za słońcem czerwoném.

Każdy harfy ton jak rycerz w zbroi,       80
Na rumaku wybiega szalonym;
Jako rycerz duch, głos każdy leci,
I obbala z rumakami rycerzy.
Ile strun tyle wężów wybieży
Z harfy ojca, i oczyma zaświeci,       85
I skrzydłami ognistemi okręci
Wojsko Lecha.

WÓDZ.

Gdzież wódz jest dwugłowy?

ROZA WENEDA.

Nie wierzycie mi ludzie przeklęci?
Rzućcie czary te w krąg Derwidowy.
W kręgu trupich głów, wodza postawię.       90

WÓDZ.

Nie uwierzym, aż ujrzym oczyma.

ROZA WENEDA.

Ty co nosisz złote piórko pawie
Migocące od pierwszych błyskawic,
Odwal kamień, ten kamień olbrzyma. —
Cóż? nie możesz? — Więc dwanaście prawic       95
Niech ten kamień odwali — choć ruszy.

WODZE.

Nie możemy.

ROZA WENEDA.

Więc rękami go duszy
Ja podniosę — i niech idzie do piekła.

WODZE.

Cudy! słowo zaklęte wyrzekła
I ten kamień wstał.

(ROZA WENEDA wchodzi, odwaliwszy kamień, do podziemnego lochu i wyprowadza LELUM i POLELUM, przykutych za ręce łańcuchem do siebie.)
ROZA WENEDA.

I wódz się zjawił.
Patrzcie! łańcuch co ręce pokrwawił,       100

Z dwóch uczynił jednego człowieka. —
Chodź tu między czaszki wodzu blady,
Bo już piorun niespokojny szczeka. —
Włożę wam zbroję.       105

(Kładzie na czoła braciom dwa hełmy i złączonych razem uzbraja jak jednego rycerza. — Tarcza olbrzymia na ręku Lelum zawieszona obu braci zakrywa. Polelum w prawą rękę wolną od łańcucha miecz bierze. — ROZA WENEDA zawieszając tarczę mówi do Lelum.)

Ty będziesz bronił swego brata tarczą.

(do Polelum.)

Ty go zakryjesz miecza błyskawicą. —
Biada kto swego nie dopełni! biada
Jesteście jednym rycerzem, mścicielem
A gdy nie będzie was, to jęk żałośny       110
Przeleci wieki i zwiąże imiona.
Jęk jeden będzie po dwu zgonach waszych;
Po waszych sercach roztrzaskanych w piersi,
Jedna zostanie żałość w téj ojczyźnie
Nie rozróżniona, jako w sercu matki. —       115
Krwi! krwi ofiarnéj!

POLELUM.

Weź z mojego łona.

ROZA WENEDA.

Tu krwi potrzeba obcéj z niewolnika.

(Wchodzi do lochu i wyprowadza na scenę LECHONA.)

To syn królewski. Patrzcie, jaki blady.

LECHON.

Zlitujcie wy się ludzie méj młodości!
Ta grota pełna przerażeń, i wasze       120
Twarze są blade i przygotowane
Do zemsty. Wiem ja że wy macie prawo
Mścić się nademną i odebrać życie:
Lecz gdyby tutaj była moja matka,
Królowa dumna i sroga kobieta;       125
Ona by was tu przekonała łzami
Że ja potrzebny jestem na tym świecie
Jak słońce, xiężyc — jéj i wam potrzebny.

Że wam śmierć moja na nic się nie przyda,
A życie moje jeszcze może zdać się. —       130
Nie zabijajcie mnie, nie zabijajcie!
Król wasz u mego ojca niewolnikiem,
Za syna swego ojciec odda króla;
Za mój włos każdy da wam ziemi włokę —
A patrzcie jakie ja mam gęste włosy,       135
Matka je moja nieraz całowała.
Czy tu nikt nie ma matki?... A więc jeszcze
W sierotach większa być powinna litość.

ROZA WENEDA.

Krwi téj nie wezmę — za podła. Idź jęczyć!

(Wpycha Lechona do lochu.)

Czerwieńszą znajdę krew w sercu gołębia.       140

(ŚLAZ wchodzi prowadzony przez dwóch Wenedyjskich rycerzy.)

Cóż to za człowiek?

ŚLAZ.

Ja tu dobrowolnie
Przychodzę, proszę wierzyć — dobrowolnie.

ROZA WENEDA.

Lechitą jesteś?

ŚLAZ.

O! gdyby nie respekt
Dla was rycerze i dla téj mocarki,
Wziąłbym pytanie za obelgę. Mówcie       145
Że ja pies — dobrze; mówcie że ja sowa —
Dobrze; mówcie że bocian — doskonale! —
Lecz mówić że ja Lechita! — mnie? w oczy! —
Gdybym nie mienił to być uchybieniem
Plunąłbym w oczy temu kto zapytał       150
Czy ja Lechita. — Cóż to? czy mi z oczu
Patrzy gburostwo, pijaństwo, obżarstwo,
Siedem śmiertelnych grzechów, gust do wrzasku,
Do ukwaszonych ogórków, do herbów;
Zwyczaj przysięgać in verba magistri':       155
Owczarstwo — czy to wszystko mam na twarzy?

Jeśli tak, wodą mię zlejcie gorącą
Niechaj oblezie ze mnie pierwsza skóra.

ROZA WENEDA.

Milcz!

(do Wenedów.)

Gdzie pojmaliście tego człowieka?

RYCERZ.

Dążył od strony Lechitów, i wiele       160
Okropnych rzeczy w drodze opowiadał.
On widział króla naszego Derwida
Zamęczonego, siostrę twą zabitą.

ROZA WENEDA.
(do Ślaza.)

Piekielny! kłamiesz.

ŚLAZ.

Klnę się na te czaszki,
Ja sam wrę zemstą, ja sam zemstą płonę...       165
Dajcie mi w ręce cokolwiek, miecz, rożen,
Pierwszą broń dajcie, a ja mścić się będę...

(ślochając)

Ten król szanowny! ten starzec sędziwy!
Ta niebotyczna królewna! — miecz dajcie
Jeśli potrzeba wodza — będę wodzem;       170
Jeśli człowieka tylko trzeba — jestem;
Jeśli tygrysa — adsum; jeśli xiędza —
Do usług; jeśli Ganimeda — zgoda.

ROZA WENEDA.

Mówisz o zemście? — tu zemsta pod ziemią.

(Bierze nóż i wchodzi do lochu, gdzie Lechon zamknięty.)
POLELUM.

Lelum, noc bliska.

LELUM.

Umarła — słyszałeś.       175
Cicho mój bracie, zda mi się że duch jéj
Tu, na łańcuchu stoi między nami,

I lekką śmierci dłoń na głowy kładnie.
Czy ty nie czujesz umarłéj dotknięcia?
Ona tak pójdzie z nami w bój okropny,       180
I serca nasze przejrzawszy do głębi
Pogardzi, jeśli serca zadrżą strachem.
O! Lillo! tobie ślubuję dziś duszę!
Ducha ty wezmiesz ulatującego.
O! śmierci! śmierci! krwawéj śmierci Boże!       185
Jakże to łatwo być odważnym w boju!
Nieszczęśliwego Bóg nie zrobi tchórzem.
Gdzie są harfiarze? niech idą za nami
Z harfy złotemi — nie trzeba harfiarzy!
Umarli lepiéj widzą i śpiewają       190
Tę pieśń o sercach strzaskanych boleścią,
O ściętych mieczach i zgasłych nadziejach.
Oni jedynie wiedzą ile warte
Życie człowieka, ile ulatuje
Ludzkiego szczęścia w czerwonych płomieniach       195
Które trzaskają ciało bohatera.
Już o umarłych tylko dbam i boga,
O nic na ziemi.

(ROZA WENEDA wychodzi z lochu z dymiącym się nożem.)
ROZA WENEDA.

Patrzcie! nóż czerwony
W sercu Lechona był... patrzcie, czerwony,
Pomażę sobie brwi tą krwią — zobaczę       200
Dusze umarłych... i wy zobaczycie...
Tam w szczerwienionéj ciemności powinni
Zjawić się krwawi król harfiarz z dziewczyną —
Lecz kto przemówi do umarłych skona...

(Wchodzi DERWID i LILLA WENEDA.)

Widzicie! o! widzicie idą trupy!       205
Ja wywołałam je z pod ziemi — przyszli.

LILLA.

Przyprowadziłam wam ojca z niewoli.
Oto wasz ojciec.

DERWID.

Cóż to? nie poznali?
Posadź mię córko moja na kamieniu —
Cóż? — nie poznali!

ROZA WENEDA.

Bez harfy przyszedłeś.       210

DERWID.

Niebiosa!

(zrywając się)

O! ja przyszedłem bez oczów!
Wydarte moje oczy płakać będą
Jak się dowiedzą o tém. — O! gadzino
Czy ty się z harfy mojéj urodziłaś
Że ty mię witasz tak? — Lilla, daj rękę.       215
Prowadź mnie daléj.

LILLA.

Gdzie ojcze?

DERWID.

Do wężów,
Które ty pieśnią tak ułaskawiłaś
Że mi nie będą gryzły serca.

LILLA.

Ojcze!

DERWID.

Gadzina córka — gdy mi darto oczy
Myślałem że ta córka wydrze oczy,       220
I włoży w moją czaszkę swoje oczy:
A teraz widzę że mi wydrze serce,
I włoży w swoje piersi puste — Harfo!
Ty jesteś harfą bez strun! czarownico!
Tak witać ojca? Kiedym tu przychodził       225
Skakały na mnie psy wyjąc z radości;
A ty jako kruk, widząc te czerwone
Oczy, zaglądasz w nie, i głodnym dziobem
Wyjadasz mi łzy czerwone, ostatnie.
O! Bogdaj pierwszy z tych piorunów złotych       230
Pomścił się za mnie!...

ROZA WENEDA.

O! Bogdaj mię piorun!...
Bo ty bez harfy przyszedłeś o! królu!
I dziś upadniesz na stos — bez królestwa.

LILLA.

Nie, on zwycięży dziś, bez młodszéj córki.
Ale przez córkę młodszą dziś zwycięży...       235
Widzisz płaczący usiadł na kamieniu
I duma jako stary bocian ślepy.
Bądź ty mu córką! — Niech kto pójdzie za mną
I złotą harfę przyniesie...

ROZA WENEDA.

Co mówisz?
Harfę odzyskasz... jak?

LILLA.

Za harfę złotą       240
Sama się oddam Lechom... i zostanę...

ROZA WENEDA.

Więc idź... bo harfa zwycięży.

LILLA.

O! siostro
Jeśli chcesz harfy — i mnie pragniesz widzieć
Żywą... Lechona mi daj niewolnika:
Za mnie królowa wydać obiecała       245
Harfę — a moje życie da za syna.

ROZA WENEDA.

Więc zginęliśmy, bo Lechon zabity.

(do Ślaza.)

Kłamco ohydny! rzucić go ze skały.

LILLA.

Nie plamcie wy krwią téj godziny smętnéj,
I méj śmiertelnéj koszuli — ten człowiek       250
Niech idzie ze mną po harfę.

ROZA WENEDA.

Co mówisz?
Ty nie odważysz się wrócić do Lecha.

LILLA.

O! siostro moja, jam się obeznała
Ze śmiercią; wierzaj, ja wam harfę przyszlę,
Mówisz że harfa ta wam da zwycięstwo? —       255
O! zwyciężajcie i bądźcie szczęśliwi! —

(Klęka przed Ojcem.)

Ojcze! błogosław mi — może nie wrócę —
Ale ci lutnię twoją przyszlę złotą;
A jeśli jaka struna z najmaleńszych
Zajęczy, kiedy zagrasz pieśń tryumfu:       260
Pomyśl że struna ci ta przypomina
Najmłodsze dziecko i uderz ją ręką
Niechaj nie płacze.

(Wstaje i do Ślaza mówi.)

Chodź ze mną człowieku.
Chodź! chodź! pójdziemy po harfę.

(Wychodzi ze ŚLAZEM.)
ROZA WENEDA.

Zwycięstwo!!!
Ten starzec usnął córki swojéj płaczem       265
Ukołysany — patrzcie! Cóż jest ojciec!!!
Nieście spiącego na tron Derwidowy.
Zwycięstwo! Sto serc ludzkich — za zwycięstwo!

(Wychodzą.)
CHÓR.
Dwunastu Harfiarzy.

O! ileż trzeba ofiar! ile jęku!
Nim zemsty straszna noc jak piorun błyśnie!       270
Oto zwycięstwa moc w gołąbki ręku.
Tu wodza rąk dwie bratnich łańcuch ciśnie;
Tu król co jękiem harf zwyciężyć mniema
I głośniéj grać — niż mrący ludzie jęczą;
Tu wróżka z krwią na rzęsach stoi niema,       275
I słucha jak na mieczach miecze brzęczą;
I widzi strasznych czynów ludzkich końce,
Przeczuwa Boży sąd — A gdy noc głucha
To z wiary mrących ludziom robi słońce;
Woła piorunów, patrzy jak biją — i słucha.       280







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Słowacki.