Krzysztof Kolumb (Cooper)/Rozdział IX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor James Fenimore Cooper
Tytuł Krzysztof Kolumb
Wydawca S. H. MERZBACH Księgarz
Data wyd. 1853
Druk Jan Jaworski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Ludwik Jenike
Tytuł orygin. Mercedes of Castile lub The Voyage to Cathay
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ IX.

Luis de Saint-Angel i Alonzo de Quintanilla przyjęli powracających z tryumfem. Głośne ich uwielbienie dla królowéj rozproszyło ostatki zwątpienia w sercu odkrywcy, którego natychmiast zaprowadzono na pokoje.
— Don Kolumbie, rzekła Izabella, rada ci jestem z całéj duszy. Dotychczasowe nieporozumienia zostały usunięte, i mam nadzieję że odtąd zgodnie do jednego zmierzać będziemy celu.
W chwili powitania wszyscy zapewne zgromadzeni przejęci byli zapałem i najświetniejszą nadzieją. Jestto jedna z zadziwiających właściwości wielkiego przedsięwzięcia Kolumba, że będąc zrazu przedmiotem urągania, nagle potém we wszystkich tchnęło uniesienie.
— Najjaśniejsza pani, odpowiedział Kolumb, którego szlachetna powierzchowność niemało się przyczyniła do takiego usposobienia słuchaczów, serce moje tém wdzięczniéj przyjmuje tyle łaski, że dziś jeszcze rano żadnéj nie miałem nadziei; Bóg wszechmocny nagrodzi zato waszę miłość. Tuszę jednak, że i dostojny jéj małżonek nie odmawia swego przyzwolenia.
— Obejmiesz służbę z ramienia królowéj Kastylii, don Kolumbie, jakkolwiek zgodnie z wolą króla Aragonii. Don Ferdynand pochwala twe zamiary, tylko że męzki jego rozum nie przylgnął tak do nich odrazu, jak wrażliwa dusza niewieścia.
— Nic chcę wyższego rozumu i czystszéj wiary nad tę, jaką znajduję w waszéj wysokości, odpowiedział z powagą żeglarz. Zdaję się zupełnie na jéj łaskę, i niczego bardziéj nie pragnę, jak pozostać na całe życie wiernym jéj sługą.
Wyraz szczérości i przekonania towarzyszący słowom Kolumba, głębokie na umyśle królowéj uczynił wrażenie. W téj chwili dopiéro doznała ona wpływu potężnéj jego osobistości. Powiérzchowność Genueńczyka nie nosiła cechy poloru, właściwego tylko ludziom co życie całe poświęcają sztuce podobania się; lecz wyższość jakaś myśli, tajemnicze natchnienie niewysłowionym otaczało go urokiem.
— Dziękuję za ten dowód zaufania, odrzekła królowa. Dopóki Bóg raczy zostawić mi władzę, bronić będę gorliwie twéj sprawy. Wszelako nie należy mi wyłączać don Ferdynanda, który w rzeczy podziela moje zdanie.
Kolumb skłonił się na znak przyzwolenia, a król, przybywszy podczas tych narad, oświadczył gotowość zatwierdzenia zobowiązań swéj małżonki.
— Odszukaliśmy zbiega, rzekła Izabella, któréj oblicze świętym promieniało zapałem, i mam nadzieję że odtąd zamiary jego żadnéj już nie doznają przeszkody. Jeżeli się ony powiodą, będzie to większy tryumf dla kościoła, niż odzyskanie dzierżaw maurytańskich.
— Przyjemnie mi widziéć don Kolumba w Santa-Fé, przemówił król z uprzejmością, i jeśli oczekiwania stronników jego choć w połowie zostaną spełnione, rad będę żem się przyczynił do dzieła tak chwalebnego. Wątpię wprawdzie by ono dodało blasku koronie kastylskiéj; lecz w razie pomyślnym sam odkrywca zebrać może skarby, z któremi, zaiste, nie będzie wiedział co począć.
— Chrześcianin, najjaśniejszy panie, nie powinien być nigdy w kłopocie pod względem trafnego rozrządzenia swym majątkiem, dopóki grób Zbawiciela zostaje w ręku niewiernych.
— Cóż to znaczy? zawołał Ferdynand surowo. Czy myślisz, sennorze, odbyć krucyatę?
— Taki był zawsze mój cel, najłaskawszy królu! Nie jestżeto hańbą dla całego chrześciaństwa, że wyznawcy koranu depcą świętokradzko miejsce pielgrzymki Syna bożego, w którém on cierpiąc za nas krew swoję przeléwał, gdzie święte jego zwłoki spoczywały do dnia zmartwychwstania! Zaiste, na odzyskanie ich niebrak nam chęci i odwagi, brak tylko złota. Jeżeli więc piérwszém życzeniem mojém jest odkrycie prostéj drogi do Indyj, drugie, niemniéj gorące, stanowi obrócenie zdobytych przez to bogactw ku chwale imienia bożego.
Słowa żeglarza, z najwyższym wymówione zapałem, znalazły odgłos w pobożnéj piersi Izabelli; Ferdynand przeciwnie przyjął takowe z obojętnością. Umysł jego zimno-rozważający upatrywał nawet lekkomyślność w powierzaniu wyprawy imieniem korony marzycielowi, który, nie dokonawszy jeszcze jednego dzieła, conajmniéj wątpliwego, myślał już o drugiém, tylokrotnie, a zawsze nadaremnie, przedsiębraném. Usposobienie przeto króla stanowczo było nieprzychylném dla Kolumba, gdy rozmowa na szczęście inny wzięła obrót.
— Objaśnię waszę królewską wysokość względem swych zamiarów, odpowiedział Kolumb na zapytanie rzucone przez Izabellę, podczas gdy jéj małżonek zatopiony był w myślach. Pragnę dosięgnąć państwa wielkiego chana, potomka monarchy, na którego dworze przed wiekiem bawili bracia Polo. W owym czasie mieszkańcy tych krajów i władzca ich skłonni byli do przyjęcia religii chrześciańskiéj. Pismo ś. uczy nas, że kiedyś cała ludzkość jednę składać będzie trzodę: może nam przeznaczono przyspieszyć błogą tę chwilę. Potrzeba ku temu silnéj tylko wiary, wspartéj przez władzę świecką i przez wysłańców najwyższego kapłana.
— Oby Bóg nam pozwolił spełnić te zamysły, wtrąciła królowa. Ależ bracia Polo czy byli missyonarzami?
— Nie, miłościwa królowo; bylito prości podróżnicy, ludzie goniący za szczęściem, nie spuszczając przytém z uwagi obowiązków religijnych. Mniemam iż najprzód należałoby zatkwić krzyż Zbawiciela na wyspach oceanu, a ztamtąd rozpostrzeć ewangelią po odkryć się mającym lądzie. Cipango, zdaniem mojém, jest punktem, gdzie prawdopodobnie wiara z cudowną upowszechni się szybkością.
— Znajdująż się w Cipango korzenie, pachnidła lub inne płody, mogące wynagrodzić koszta i niebezpieczeństwa wyprawy? zagadnął król, dosyć sprzecznie z świętą gorliwością rozmawiających.
Spojrzenie Izabelli świadczyło o nieprzyjemném wrażeniu, jakie na niéj sprawiło to zapytanie małżonka; nie objawiając wszakże swych myśli, zamilczała.
— Najjaśniejszy panie, odpowiedział Kolumb, według opowiadań Marco Polo niéma na świecie bogatszego kraju, bo oprócz złota posiada w obfitości perły i drogie kamienie: a wszystkie te skarby zostają w posiadaniu niewiernych. Zdaje się że Opatrzność przeznaczyła takowe w nagrodę monarsze chrześciańskiemu, który piérwszy poniesie w te strony słowo boże. Ocean otaczający Cipango pokryty jest wyspami; Marco naliczył ich siedm tysięcy cztérysta, napełnionych wonnemi krzewy. Tamto, najjaśniejsi państwo, przy pomocy bozkiéj zamierzam przybyć po dwóch miesiącach umiejętnéj żeglugi, a następnie przenieść się na ląd stały. Dzień w którym stopa nasza dotknie się ziemi indyjskiéj, będzie dniem chwały dla Hiszpanii i dla wszystkich co wzięli udział w tém wielkiém przedsięwzięciu.
Wzrok przenikliwy Ferdynanda wlepiony był w odkrywcę, gdy ten w świetnych barwach rozwijał przed nim swe widoki. W umyśle króla, skłonnym do rachuby, obraz tylu korzyści zrównoważył zwykłą nieufność. Izabella znów myślała o celach religijnych; skończyło się więc na tém, że oboje małżonkowie, chociaż z odmiennych pobudek, zezwolili na wyprawę.
Przystąpiono zaraz do ułożenia przedugodnych punktów: warunki Kolumba nanowo zostały roztrząśnięte i zatwierdzone. Zdawało się iż zarzuty arcybiskupa Grenady w zupełną poszły niepamięć, bo Genueńczyk traktował z królewską parą jak monarcha z równemi sobie; przyznano mu nawet ósmą część zysków z całego przedsięwzięcia, ponieważ oświadczał gotowość poniesienia takiéjże części wydatków.
Luis de Saint-Angel i Alonzo de Quintanilla, pożegnawszy królowę razem z Kolumbem, odprowadzili żeglarza do jego pomieszkania, otaczając go uszanowaniem i tkliwą starannością, tak potrzebną sercu niedawno jeszcze miotanemu gwałtowném cierpieniem. Po rozstaniu się z nim Saint-Angel, którego myśli zawsze były na końcu języka, rzekł do przyjaciela:
— Na wszystkich świętych, kochany Alonzo, ten Kolumb bierzę górę nad całą szlachtą kastylską. Toć on się układał z obojgiem monarchami na stopie zupełnéj równości, i prawdziwie po królewsku wygrał swoję sprawę.
— Wszakżeś mu sam utorował drogę, odpowiedział Alonzo de Quintanilla, bo gdyby nie twoje wstawiennictwo, Genueńczyk byłby się udał na dwór Ludwika francuzkiego.
— Nie żałuję bynajmniéj tego com uczynił, choćby z przyczyny tylko żem wydarł zdobycz Francuzom. Królowa, którą niech Bóg ma w opiece, postąpiła szlachetnie, poświęcając małoznaczną kwotę przedsięwzięciu tyle rokującemu nadziei. Lecz teraz, po zamknięciu układów, pojąć nie mogę zkąd przyszło władzcom naszym przyznać tak korzystne warunki obcemu przybyszowi, bez głośnego imienia, bez dostatków, a nawet bez silnego poparcia.
— Czyż Luis de Saint-Angel nie bronił jego sprawy?
— Broniłem jéj, odrzekł poborca jeneralny, broniłem z zapałem i z głębi przekonania; lecz sam się dziwię naszemu powodzeniu. Lękałem się rozbicia całéj wyprawy o szkopuł niepomiarkowanych żądań Kolumba.
— A jednak miałeś słuszność, mówiąc że wymagania jego są niczém, w porównaniu z wielkością dzieła.
— Pojęcia ludzkie dziwną niekiedy nacechowane są sprzecznością. Wytężamy wszystkie siły dla dopięcia zamierzonego celu, i dopiéro stanąwszy u kresu widziemy stronę ujemną swoich czynów. Powodzenie Kolumba, powtarzam, olśniéwa mój umysł, chociaż, przekonany jestem o zasadności jego żądań. Genialny to człowiek, bez żadnéj wątpliwości! Jeżeli zamiary jego pomyślny wezmą skutek, jakże wielkim będzie w oczach współczesnych i potomności! jeżeli przeciwnie, nikt na tem osobiście znacznéj nie poniesie straty.

Błogosławieństwo przed odpłynieniem.

— Uważałem nieraz, sennorze Saint-Angel, że kiedy ludzie rzetelnéj zasługi sami mało się cenią, świat lubi ich, jakto mówią, chwytać za słowo. Koniec końcem, Kolumb wymaga wiele, ale téż władzcy nasi wiedzieli z kim mają do czynienia.
— Święta to prawda, Alonzo, że ludzie uważają nas według miary jaką sami do czynów swych przykładamy. W każdém słowie, w każdém zdaniu Genueńczyka widać głębokie przeświadczenie o własnéj wartości. Zaprawdę, słysząc go wierzę, iż jest wybrańcem Opatrzności.
— Od niego teraz zależy przekonanie nas wszystkich o prawdziwości swych natchnień. Co do mnie, nie wiem rzeczywiście czy wątpić powinienem, czy wierzyć.
I otóż dwaj nawet z najgorliwszych stronników Kolumba, popiérający jego plany z całą usilnością, dopóki ony zdawały się zagrożone, obecnie, gdy wszystko skończyło się szczęśliwie, z niedowierzaniem spoglądali w przyszłość. Takimto zawsze jest człowiek: przeciwność wznieca jego zapał, wskrzesza czynność umysłową i do śmiałych pobudza go czynów; lecz skoro duch jego zwróci się w siebie, szukając dowodów na rzecz podtrzymywaną z największą zaciętością, ogarnia go zwątpienie i lękać się poczyna zawodu. Wszak sami nawet uczniowie Zbawiciela nieraz wahali się w wierze. Każdy reformator dopóty jest nieustraszony, póki walczy za swe zasady; lecz gdy nadejdzie pora wprowadzenia takowych w życie, staje się lękliwym i chwiejącym. Widać w tém mądrość Stwórcy, który obdarzył nas gorliwością zdolną do przełamania wszelkich zapór, w powodzeniu zaś zsyła umiarkowanie i roztropność, by jak anioły stróże chroniły nas od nadużyć.
Mimo przytoczonéj rozmowy, don Luis i Alonzo nie odstąpili swego przekonania. Objawione wątpliwości w własném ich rozumieniu małéj były wagi; gdyż obaj zostawali pod wpływem czarującym osobistości wielkiego odkrywcy, którego zapał szlachetny i spokojna powaga oddziaływały nawet na osoby nieprzychylne jego sprawie.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: James Fenimore Cooper i tłumacza: Ludwik Jenike.