Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Luis de Bobadilla opuścił pokoje królowéj, i za chwilę był już na koniu. Mercedes po wyjściu jego stanęła przy jedném z okien wychodzących na podwórze. Młodzieniec, dosiadając wierzchowca, ujrzał ją, i wstrzymał nagle konia spiętego już ostrogą. Kochankowie wymienili spojrzenie pełne radosnéj tkliwości, mając na uwadze jedynie swe nadzieje, nie myśląc o tém bynajmniéj, jak dalekie jeszcze było urzeczywistnienie takowych. Mercedes piérwsza zapanowała nad chwilowém uniesieniem, i pożegnawszy ręką kochanka, usunęła się od okna. Bruk dziedzińca królewskiego zatętniał odgłosem kopyt czwałującego konia, na którym Luis de Bobadilla pogonił za przyjacielem.
Kolumb tymczasem, posuwając się zwolna w smutnéj podróży swojéj, przybył do Pinos, widowni tylu krwawych wypadków, gdy posłyszawszy za sobą tętent, ujrzał młodzieńca pędzącego na zapienionym rumaku.
— Zwycięztwo! zwycięztwo, sennorze! wołał zdaleka Luis; z łaski najświętszéj Panny radosną przynoszę ci wiadomość!
— Otóż prawdziwa niespodzianka, don Luis; jakaż przyczyna twojego powrotu?
Luis usiłował wytłumaczyć się z poselstwa, lecz radość i pośpiech plątały jego mowę w niezrozumiałe wykrzykniki.
— Pocóż wracać do dworu, gdzie brak zupełnie ducha i siły postanowienia? odezwał się Kolumb zniecierpliwiony; niedosyćżem jeszcze usiłował skłonić tych ludzi do rzeczy tyle dla nich korzystnéj? Spojrzyj młodzieńcze na tę głowę osiwiałą, i wiedz żem strawił bezużytecznie dla swéj sprawy tyle niemal czasu, ile ty żyjesz na świecie.
— Ależ nakoniec zwyciężyłeś! Izabella, szlachetna królowa Kastylii, uznała ważność twoich myśli i zaręczyła słowem królewskiém, że będzie takowe popiérać.
— Nie jestże to nowe złudzenie?
— Wysłany zostałem umyślnie dla doniesienia ci o tém, sennorze, i wezwania cię do powrotu.
— Przez kogo, don Luis?
— Przez donnę Izabellę, dostojną królowę swoję; z jéj własnych ust otrzymałem polecenie.
— Nie mogę ustąpić w żadnym z podanych warunków.
— Zgoda na wszystko, don Kolumbie; szlachetna pani nasza, przystając na twe żądania, chciała nawet zastawić swe klejnoty dla poniesienia kosztów wyprawy.
Kolumb, głęboko tą wiadomością wzruszony, zasłonił twarz kapeluszem, jakby się wstydził łez które ronił z radości; poczém, zapominając o długoletnich cierpieniach, zwrócił konia i udał się z towarzyszem drogą ku Santa-Fé.


ROZDZIAŁ IX.


Luis de Saint-Angel i Alonzo de Quintanilla przyjęli powracających z tryumfem. Głośne ich uwielbienie dla królowéj rozproszyło ostatki zwątpienia w sercu odkrywcy, którego natychmiast zaprowadzono na pokoje.
— Don Kolumbie, rzekła Izabella, rada ci jestem z całéj duszy. Dotychczasowe nieporozumienia zostały usunięte, i mam nadzieję że odtąd zgodnie do jednego zmierzać będziemy celu.
W chwili powitania wszyscy zapewne zgromadzeni przejęci byli zapałem i najświetniejszą nadzieją. Jestto jedna z zadziwiających właściwości wielkiego przedsięwzięcia Kolumba, że będąc zrazu przedmiotem urągania, nagle potém we wszystkich tchnęło uniesienie.
— Najjaśniejsza pani, odpowiedział Kolumb, którego szlachetna powierzchowność niemało się przyczyniła do takiego usposobienia słuchaczów, serce moje tém wdzięczniéj przyjmuje tyle łaski, że dziś jeszcze rano żadnéj nie miałem nadziei; Bóg wszechmocny nagrodzi zato waszę miłość. Tuszę jednak, że i dostojny jéj małżonek nie odmawia swego przyzwolenia.
— Obejmiesz służbę z ramienia królowéj Kastylii, don Kolumbie, jakkolwiek zgodnie z wolą króla Aragonii. Don Ferdy-