Królowa Margot (Dumas, 1892)/Tom IV/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Królowa Margot
Wydawca Józef Śliwowski
Data wyd. 1892
Druk Piotr Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Reine Margot
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rozdział III.
ZAPYTANIA.

Karol powrócił do domu w wesołym humorze, lecz porozmawiawszy z matką z dziesięć minut, rzec możnaby, że zamienił swoję wesołość na jej gniew i bladość oblicza.
— Pan de La Mole!.. mówił Karol IX-ty. — Pan de La Mole!... Trzeba zawołać Henryka i d’Alençona. Henryka dlatego, że młodzieniec ten jest hugonotem; d’Aleçona zaś dla tego, że jest u niego w służbie.
— Przywołaj ich, jeśli chcesz, mój synu — odpowiedziała Katarzyna — lecz się od nich nic nie dowiesz. Henryk i Franciszek, zdaje się, zawarli między sobą związek, ściślejszy, niż może sądzisz. Zapytywać ich, jest to samo, co obudzić w nich podejrzenie; sądzę, że lepiej będzie dowiadywać się powoli, w przeciągu kilku dni. Jeżeli pozwolisz winnym odetchnąć, mój synu; jeśli oni pomyślą, że uniknęli twej czujności, staną się wtedy śmielszymi, nam zaś będzie łatwiej ich ująć; a wtenczas wszystkiego się dowiemy.
Karol chodził niepewny, cisnąc rękę do serca ranionego podejrzeniem.
— Nie, nie — rzekł nareszcie — nie chcę czekać. Ty nie wiesz, moja matko, co to jest czekać, czekać mnie, dręczonemu bezustannie widziadłami; zresztą codziennie gachy te stają się coraz bardziej zuchwałymi; tej nocy nawet, dwóch z nich czyż się nie ośmieliło zbuntować przeciwko nam?... Jeśli pan de La Mole jest niewinny, tem lepiej; lecz muszę się dowiedzieć, gdzie pan de La Mole był dzisiejszej nocy, kiedy w Luwrze bito moich żołnierzy, a na ulicy Cloche-Percée mnie samego. Niech mi przywołają księcia d’Alençon, a potem Henryka; wypytam się każdego z osobna. Ty, moja matko, możesz pozostać.
Katarzyna usiadła.
Jej silny i niewzruszony umysł, z każdego wypadku mógł wyciągnąć dla siebie korzyść...
Każde uderzenie wydaje odgłos i iskrę, a iskra oświeca ciemności.
Książę d’Alençon wszedł; rozmowa z Henrykiem przygotowała go do tych odwiedzin; był więc dość spokojny.
Odpowiedzi jego były bardzo dokładne.
Uprzedzony przez matkę, ażeby pozostał u siebie, zupełnie nieświadom był wypadków nocnych; lecz ponieważ jego mieszkanie wychodziło na ten sam korytarz co i mieszkanie Henryka, z początku zdawało mu się, że słyszy hałas, jakby wyłamywano drzwi; potem, krzyki i wystrzały.
Wtedy dopiero odważył się uchylić drzwi, i zobaczył uciekającego człowieka w czerwonym płaszczu.
Katarzyna i Karol zamienili spojrzenie.
— W czerwonym płaszczu?... — powtórzył d’Alençon.
— I ten czerwony płaszcz nie budzi w tobie żadnych podejrzeń?
D’Ąlençon przywoływał wszystkie swe siły, żeby skłamać jak najnaturalniej, i rzekł:
— Muszę się przyznać Waszej królewskiej mości, że z pierwszego wejrzenia zdawało mi się, żem poznał czerwony płaszcz jednego z moich dworzan.
— Jak on się nazywa?
— Pan de La Mole.
— Dlaczego pan de La Mole nie był przy tobie, jak tego jego obowiązek wymagał?
— Uwolniłem go.
— Dobrze; możesz iść — rzekł Karol.
Książę d’Alençon skierował się ku drzwiom i wyszedł.
— Nie tędy — rzekł Karol — a tędy.
I wskazał mu drzwi, które prowadziły do pokoju mamki.
Karol nie chciał, żeby Franciszek spotkał się z Henrykiem.
Nie wiedział, że się oni przed chwilą widzieli, i że ta chwila była dostateczną do wzajemnego porozumienia.
Za danym przez Karola znakiem, Henryk wszedł.
Henryk nie czekał, aż go się Karol zapyta.
— Najjaśniejszy panie!... — powiedział. — Wasza królewska mość w samą porę przysłałeś po mnie, gdyż sam chciałem iść do ciebie i prosić o sprawiedliwość.
Karol zmarszczył brwi.
— Tak, sprawiedliwości!... — powiedział Henryk. — Przedewszystkiem, dziękuję Waszej królewskiej mości, żeś mnie wziął ze sobą wczoraj wieczorem; gdyż tym sposobem uratowałeś mi życie; lecz cóżem uczynił, że mnie chciano zabić?
— Nie chciano cię zabić, lecz uwięzić — żywo odpowiedziała Katarzyna.
— Przypuśćmy, że tak — rzekł Henryk. — Cóż zawiniłem, że mnie chciano uwięzić? Gdybym był winnym, byłbym winnym nietylko wczoraj wieczór, lecz i dzisiaj rano. Powiedz mi, Najjaśniejszy panie, co za występek popełniłem?
Karol spojrzał na matkę, nie wiedząc co odpowiedzieć.
— Mój synu — powiedziała Katarzyna — przyjmujesz u siebie podejrzanych ludzi.
— I ci podejrzani ludzie kompromitują mnie, nieprawdaż pani!... — rzekł Henryk.
— Tak, Henryku.
— Wymień mi ich, pani! Co to za jedni!
— W rzeczy samej — powiedział Karol — Henryk ma prawo żądać objaśnienia.
— Ja go sam żądam!... — odparł Henryk; czując wyższość swego położenia — żądam go od mego brata Karola, od mej dobrej matki Katarzyny. Od czasu mego małżeństwa z Małgorzatą, czyż się nie prowadziłem jak dobry mąż? spytajcie żony; jak dobry katolik? spytajcie się mego spowiednika; jak dobry krewny? spytajcie się tych wszystkich, co się znajdowali na wczorajszem polowaniu.
— Tak, to prawda, Henrysiu — rzekł król — lecz cóż robić... Twierdzą, że knujesz spisek.
— Przeciw komu?
— Przeciw mnie.
— Gdybym knuł spisek przeciwko Waszej królewskiej mości, dosyćby mi było wszystko pozostawić biegowi wypadków, kiedy koń twój, Najjaśniejszy panie, mając strzaskaną nogę, nie mógł powstać, i gdy rozjuszony dzik rzucił się prosto na Waszą królewską mość.
— Na szatana! on ma słuszność, moja matko.
— Lecz któż był u ciebie dzisiejszej nocy?
— Pani!... — powiedział Henryk — w czasie, kiedy niewielu ośmiela się odpowiadać za siebie, nigdy nie będę odpowiadał za innych. Wyszedłem z domu o godzinie siódmej wieczorem; o dziesiątej, mój brat Karol uprowadził mnie z sobą: przez całą noc na krok go nie odstąpiłem. Nie mogłem na raz być z Jego królewską mością i wiedzieć, co się dzieje u mnie.
— Lecz nie mniej jest prawdą, że jeden z twoich ludzi zabił dwóch żołnierzy Jego królewskiej mości, i ranił pana de Maurevel — odrzekła Katarzyna.
— Jeden z moich ludzi!... — zawołał Henryk. — Któż to taki? Wymień go pani...
— Wszyscy obwiniają pana de La Mole.
— Pan de La Mole nie u mnie jest w służbie, lecz u księcia d’Alençon, któremu poleciła go pani córka.
— Lecz wreszcie — zapytał król — czy to pan de La Mole był u ciebie w pokoju, Henrysiu?
— Zkąd-żeż mogę o tem wiedzieć, Najjaśniejszy panie? Nie mówię ani tak, ani nie... Pan de La Mole jest bardzo grzeczny sługa, zupełnie oddany królowej Nawarry, i często przychodzi to od Małgorzaty, której jest wdzięczny za przedstawienie go księciu d’Alençon — to od samego księcia. Nie mogę więc powiedzieć, żeby to nie był pan de La Mole.
— To był on — powiedziała Katarzyna — poznano jego czerwony płaszcz.
— Tak.
— I człowiek, który tak dobrze uczęstował moich żołnierzy i Maurovel’a...
— Miał na sobie czerwony płaszcz?... — zapytał Henryk.
— Właśnie — odpowiedział Karol.
— Niemam nic temu do zarzucenia — odparł Bearneńczyk. — Lecz mi się zdaje, że w tym przypadku nie należało przywoływać i wypytywać mnie, co nie byłem w domu, lecz pana de La Mole, który jak powiadasz, znajdował się w moim pokoju. Jednak — dodał Henryk — muszę zrobić Waszej królewskiej mości jednę uwagę...
— Cóż takiego?
— Gdybym ja zobaczywszy rozkaz przez mego króla podpisany, zaczął się bronić zamiast być posłusznym, byłbym winnym i zasłużyłbym na najsroższą karę; lecz to nie byłem ja, tylko nieznajomy, którego ten rozkaz w niczem się nie tyczył; chciano go niesłusznie uwięzić, bronił się więc, nawet za nadto dobrze, lecz miał do tego prawo.
— Jednak... — szepnęła Katarzyna.
— Pani — rzekł Henryk — czy w rozkazie było powiedzianem, żeby mnie uwięziono?
— Tak — odpowiedziała Katarzyna — i Jego królewska mość sam go podpisał.
— Lecz oprócz tego, czy rozkaz mieścił w sobie, iżby w razie mej nieobecności uwięziono tego, kogo znajdą na mojem miejscu?
— Nie — odpowiedziała Katarzyna.
— A więc — odparł Henryk — jeśli nie dowiodą, że knuję spisek, i że człowiek, który był w moim pokoju, ma współudział w spisku, człowiek ten jest niewinny.
Następnie, zwracając się do Karola IX-go, mówił dalej:
— Najjaśniejszy panie, nie ucieknę z Luwru. Jestem nawet gotów, na jedno słowo Waszej królewskiej mości, udać się do tego więzienia, jakie mi zechcesz wskazać. Lecz dopóki nie dowiodą mi, że jest przeciwnie, mam prawo nazywać się i nazywam wiernym sługą, poddanym i bratem Waszej królewskiej mości.
I Henryk, z godnością, jakiej jeszcze dotąd w nim nie zauważono, skłonił się Karolowi i wyszedł.
— Brawo! Henrysiu — rzekł Karol, gdy król Nawarry wyszedł.
— Brawo! czy dlatego, że nas zwyciężył?.. — zapytała Katarzyna.
— Dlaczego nie? Kiedy się bijemy na rapiry, i on mnie uderzy, czyż także nie mówię brawo! Moja matko, niesłusznie nim pogardzasz.
— Mój synu — powiedziała Katarzyna, ściskając za rękę Karola IX-go — ja nim nie pogardzam, lecz go się boję.
— To niesłusznie, moja matko; Henryś jest mym przyjacielem, i prawdę powiedział, że jeśliby przeciw mnie knuł jaki spisek, należało mu tylko wszystko pozostawić przypadkowi.
— Tak — dorzuciła Katarzyna — żeby książę d’Alençon, jego osobisty nieprzyjaciel, został królem Francyi.
— Mało mnie obchodzi, dla jakiego celu Henryk ocalił mi życie; dosyć na tem, że mi go ocalił. Do wszystkich dyabłów! nie chcę, żeby go znieważano. Co się tycze pana de La Mole, to pomówię z moim bratem d’Alençon, u którego jest w służbie.
To znaczyło, że Karol IX-ty żegnał matkę.
Katarzyna wyszła, starając się utwierdzić w nim jeszcze błędne mniemanie.
La Mole był tak małoznaczący, że nie mógł zadość uczynić jej planom.
Katarzyna zastała u siebie Małgorzatę, oczekującą na matkę.
— A! a! to ty, moja córko — powiedziała Katarzyna — posyłałam po ciebie wczoraj wieczór.
— Wiem o tem, lecz nie byłam w domu.
— A dziś rano?
— Dziś rano przychodzę powiedzieć, że Wasza królewska mość jesteś gotową popełnić największą niesprawiedliwość.
— Jaką?
— Pani chcesz uwięzić pana hrabiego de La Mole?
— Mylisz się, moja córko, nikogo nie każę uwięzić; to król rozkazuje a nie ja.
— Nie trzymajmy się ściśle wyrazów w tak ważnych okolicznościach. Chcą uwięzić La Mola, nieprawdaż?
— Być może.
— I jest obwiniony o to, że byt tej nocy w pokoju króla Nawarry i że zabił dwóch żołnierzy i ranił Maurevela?
— W istocie, o to jest obwiniony.
— Lecz niesłusznie — odrzekła Małgorzata — pan de La Mole jest niewinny.
— Niewinny! — zawołała Katarzyna, podskoczywszy z radości i przewidując, że Małgorzata coś jej wyjawi.
— Tak, on jest niewinny — powtórzyła Małgorzata. — On nie może być winnym, gdyż nie był u króla.
— A gdzież był?
— U mnie, pani.
— U ciebie!
— Tak, u mnie.
Katarzyna za to wyznanie księżniczki Francuzkiej, winna była przeszyć ją swym groźnym wzrokiem; lecz tylko skrzyżowała ręce na piersiach.
Następnie, po chwili milczenia, powiedziała:
— A jeżeli La Mole zostanie uwięziony i zaczną go badać...
— Powie, gdzie był i z kim był — odpowiedziała Małgorzata, chociaż była przekonaną i myślała przeciwnie.
— W takim razie, masz słuszność, moja córko; nie trzeba aresztować La Mola.
Małgorzata drgnęła; zdawało się jej, że ton, jakim jej matka wygłosiła te wyrazy, mieścił jakieś tajemne i okropne znaczenie.
Lecz nic już nie pozostawało do mówienia, gdyż prośba jej została przyjętą.
— Lecz jeśli nie La Mole był u króla — powiedziała Katarzyna — to był ktoś inny?
Małgorzata milczała.
— Czy tego innego, znasz, moja córko? — zapytała Katarzyna.
— Nie, moja matko — odpowiedziała Małgorzata drżącym głosem.
— Bądź szczerą nie w połowie.
— Powtarzam ci, pani, że go nie znam — odpowiedziała po drugi raz Małgorzata, mimowolnie bledniejąc.
— Dobrze, dobrze — rzekła Katarzyna obojętnie. — Dowiedzą się.... Idź, moja córko, uspokój się; twoja matka czuwa nad twym honorem.
Małgorzata wyszła.
— A! — pomruknęła Katarzyna — oni się trzymają za ręce; Henryk i Małgorzata porozumieli się.
Mąż jest ślepy z tym warunkiem, żeby żona była niemą. A! bardzo jesteście zręczni, moje dzieci, i sądzicie się silnemi; lecz wasza siła jest w waszym związku, a ja was skruszę każde z osobna.
Zresztą, przyjdzie czas, kiedy Maurevel przemówi, lub będzie w stanie napisać kilka liter; wtedy, dowiemy się wszystkiego...
Tak, lecz tymczasem winny będzie już bezpiecznym. Najlepiej będzie rozłączyć ich natychmiast.
I wskutek tych myśli, Katarzyna znowu udała się do mieszkania swego syna, który na tę chwilę był zajęty rozmową z d’Alençonem.
— A! a! — rzekł Karol IX-ty, marszcząc brwi — to ty, moja matko?
— Dla czegóżeś nie dodał „jeszcze”? Wyraz ten miałeś już w myśli.
— Co ja mam w myśli, to wyłącznie do mnie należy — odrzekł król tym surowym i grubijańskim tonem, którego czasami do samej Katarzyny używał. — Co pani chcesz odemnie? mów prędzej.
— Miałeś słuszność, mój synu — powiedziała Katarzyna do króla — ty zaś, d’Alençon, myliłeś się.
— W czem? — spytali obaj.
— To nie La Mole był w pokoju króla Nawarry.
— A! a! — szepnął Franciszek, bledniejąc.
— Któż więc? — zapytał Karol.
— Jeszcze niewiadomo; lecz się dowiemy, jak tylko Maurevel będzie mógł mówić, Lecz odłóżmy na stronę tę sprawę, która się wkrótce wyjaśni i powróćmy do La Mola.
— A co chcesz od niego, moja matko, przecież La Mole nie był u króla Nawarry?
— Tak — odpowiedziała Katarzyna — nie był u króla, lecz był u... królowej.
— U królowej! — zawołał Karol, parsknąwszy od śmiechu.
— U królowej! — pomruknąl d’Alençon i zbladł jak trup.
— Nie, nie — rzekł Karol — Gwizyusz mówił mi, iż spotkał lektykę Małgorzaty.
— A tak — powiedziała Katarzyna — ma ona dom w mieście.
— Na ulicy Cloche-Percée! — zawołał król.
— Tak, zdaje mi się, że tam — odpowiedziała Katarzyna.
— O! tego już zanadto — rzekł d’Alençon, zagłębiając paznokcie w piersiach.
— Więc to on — powiedział król — bronił się przeciwko nam dziś w nocy, i rzucił na mą głowę srebrnym dzbanuszkiem. A nędznik!
— O! tak, nędznik! — powtórzył Franciszek.
— Macie słuszność, moje dzieci — rzekła Katarzyna, jakby nie pojmując, jakie uczucia burzyły księcia i króla. — Macie słuszność; gdyż nierozważna gadatliwość z jego strony, może łatwo zgubić dobre imię francuzkiej księżniczki. Dosyć będzie, jak się upije.
— Albo jak się zacznie chlubić — dorzucił Franciszek.
— Bezwątpienia, bezwątpienia — rzekł Karol — lecz nie możemy przedstawić tej sprawy sądowi, aż dopóki przynajmniej Henryk nie podniesie skargi.
— Mój synu — powiedziała Katarzyna, położywszy rękę na ramieniu Karola i opierając się na niem sposobem dość znaczącym, ażeby zwrócić całą uwagę króla na to, co miała mówić — posłuchaj dobrze, co ci powiem. Występek już spełniony i może nastąpić zgorszenie. Lecz za podobną obrazę królewskiego majestatu, nie karze sąd i kat; gdybyście byli prostą szlachtą, nic bym wam nie mówiła, gdyż nie jesteście tchórzami, lecz jesteście książętami, i dostojeństwo wasze nie pozwala wam skrzyżować szpady z takim szlachetką. Pomyślcie, jak się zemścić po książęcemu.
— Na śmierć do wszystkich dyabłów! — zawołał Karol — masz słuszność moja matko; muszę nad tem pomyśleć.
— Pomogę ci w tem, mój bracie! — rzekł Franciszek.
— A ja — powiedziała Katarzyna, zdejmując opasujący jej stan, jedwabny czarny sznurek, na każdym końcu którego znajdowała się żołądź, każdy zaś koniec spadał jej do kolan — odchodzę, pozostawiając to, jako mego przedstawiciela.
I rzuciła sznurek pod ich nogi.
— Rozumiem — rzekł Karol.
— Sznurek ten... — powiedział książę, podnosząc go.
— To kara i milczenie — dodała zwycięzka Katarzyna. — Tylko byłoby dobrze, wmieszać w to wszystko i Henryka.
I z temi słowy wyszła.
— Na Boga! — rzekł d’Alençon — nic łatwiejszego, jeśli Henryk dowie się, że go żona zdradza... A więc — spytał, obracając się do o króla — zgadzasz się na zdanie matki?
— Zupełnie a zupełnie — powiedział Karol, nie wiedząc, że tysiąc sztyletów zagłębiał w serce d’Alençona.
Następnie przywoławszy oficera trzymającego straż, rozkazał poprosić Henryka, lecz po chwili namysłu rzekł:
— Nie, nie, pójdę sam do niego. Ty d’Alençon, uprzedź Andegaweńczyka i Gwizyusza.
I wybiegłszy ze swego apartamentu, wstąpił na maleńkie kręcone schodki, prowadzące na drugie piętro, gdzie się znajdowało mieszkanie Henryka.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.