Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/025

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron


§. 25. Pierwsze bezkrólewie. — Konfederacya warszawska tolerancyjna i Electio viritim dopełniają błędnego koła instytucyj polskich 1572—1573.

„Pod trumną Zygmunta Augusta († 7 lipca 1572 w Knyszynie) przepaść nieobrachowanej głębokości“. Jakże się to stało? Jak Zygmunt August „wielkiej w sprawach publicznych biegłości i wytrwałości“,[1] mógł dopuścić, aby bezdzietnością jego otwarta kwestya elekcyi tronu w niczem a niczem przygotowaną, tem mniej uregulowaną nie została, puszczona na los szczęścia, przypadku? Jak się stało, że owi mądrzy posłowie, przeważnie różnowiercy, którzy razem z królem wbrew możnowładcom, przeprowadzili egzekucyę praw, unią federacyjną Litwy, nie dołożyli starań, aby znów razem z królem palącą tę i decydującą o przyszłości Polski sprawę w ten czy inny sposób załatwić i zabezpieczyć? Jak się to stało, że nikomu z ministrów, a przynajmniej tych, którzy przy boku królewskim rezydowali i na gasnące życie ostatniego Jagiellona z bliska patrzeli, nie przyszła myśl i ochota przedstawić mu „przepaść nieobrachowanej głębokości“, nad którą bezpotomne zejście jego rzpltę stawia i nakłonić, aby przecież coś konkretnego w tej mierze postanowił? Czy oni wszyscy, król, senat, szlachta, do tyla byli politycznie ograniczeni, że tej „przepaści“ nie widzieli, albo do tyla niepatryotyczni, że jej zawczasu zasypać nie mieli ochoty? Ani jedno ani drugie. Jakże się to więc stało, kto tu zawinił, na kogo spada odpowiedzialność za nieszczęścia, które electio viritim na rzpltą sprowadziła?
Na reformacyę.
Już na sejmie 1558 podkanclerzy w imieniu króla ostrzegł o niebezpieczeństwach rzpltej, iż żadnego porządku de successione et electione regis nie masz dostatecznie opisanego[2]. Na to posłowie przypomnieli przywilej (Zygmunta I. z r. 1530), w którym stoi, „aby dla wyboru króla senatorowie duchowni i świeccy pierwej sejm wolny elekcyjny naznaczyli i wszystkim członkom i stanom królestwa zawczasu ogłosili, ażeby kto chce, przybyć nań mógł“. Jaśniej to samo w przywileju tegoż króla 1537 r. Na wypadek śmierci królewskiej „odbyć się ma wolna elekcya króla tak, ażeby za zgodą i wolą wszystkich senatorów królestwa, konsyliarzy, baronów, prałatów, rycerzy, szlachty, którzy na ten sejm przybędą i na nim obecni, nowy król został wybrany i ogłoszony[3], a więc electio viritim. Na sejmie 1558 r. senatorowie zaproponowali izbie elekcyę przez reprezentacyę stanową, „gdyż to jest niepodobna, aby in tanta midtitudine (w takim tłumie) porządek i zgoda być miała“. Jakoż ułożono projekt elekcyi przez senat i posłów, którzyby „mieli mieć od braci swej osobę mianowaną na elekcyę królestwa“. Różnowiercy jednak myśl tę przyjęli z wyraźną nieufnością do biskupów, jako podległych zagranicznej władzy papieża, i projekt ten upadł[4]. Na sejmie 1565 episkopat znów poruszył kwestyę elekcyi, „że porządku spisanego nie masz“. Ale trybun różnowierców, marszałek sejmu Siennicki zgromił biskupów: „niech po staremu będzie, bo już o tem ludzie pospolicie szepczą, że WM. księża o Panie (królu) już sobie zamyśliwacie, jakiego wam jurysdykcyi waszej potrzeba“. Oburzony tem bisk. Zebrzydowski zawołał: „Ale jako więc byśmy mieli o takowym się starać, jakiego wam potrzeba, a nie nam“. Na to Siennicki „my też obierzemy sobie takiego, jakiego nam potrzeba, nie jako wam“[5]. Tak więc po drugi raz reformacya udaremniła uporządkowanie bezkrólewia i elekcyi.
Na sejm lubelski 1568—69 król Zygmunt razem z projektem unii Litwy wniósł projekt reformy skarbu, wojska, rządu, sądownictwa i sprawę interregni[6]. Napominał i wzywał już dawniej: „modum electionis ułożyć szybko, bo jeżeli tego nie upatrzycie, tedy ta praca moja i WMość wszystkich, bodajbym był fałszywym prorokiem, życzę sobie tego, tedyby się w niwecz obróciła“[7]. Ale sama unia Litwy, dla oporu panów litewskich, zabrała sześć miesięcy czasu, posłowie „cnili sobie“, a owe ogromnej wagi projekta wymagały co najmniej drugie tyle czasu. Więc chociaż poseł Rej na „prywatnej rozmowie“ posłów przedłożył projekt elekcyi króla przez senat i połowę posłów ziemskich z apelacyą w razie niezgody do drugiej połowy posłów, sprawę elekcyi i rewizyę praw odłożono do następnego sejmu w czerwcu 1570.
Tymczasem cóż się stało? Krótko przed sejmem Lutrzy, Kalwini i Bracia czescy, z wykluczeniem Arianów, przekonawszy się na sejmach 1564 i 1565, że król projekt kościoła narodowego stanowczo odrzucił, na sejmie 1566, że król wprawdzie z żoną mieszkać nie chce, ale do rozwodu nie przystąpi i roli Henryka VIII. nie odegra — ułożyli pod naciskiem heretyckich panów wspólne wyznanie wiary w Sandomierzu (9—11 kwiet. 1570), mizerną mieszaninę wszystkich trzech wyznań, które oni nazwali „zgodą sandomirską“ i przedłożyli królowi do zatwierdzenia, jako drugiej, obok katolickiej, religii panującej[8]. Król zatwierdzenia odmówił. Obrażona tem izba poselska, przeważnie różnowiercza, zamiast uchwalić podatek na wojnę inflancką, zająć się owemi wielkiej wagi projektami i sprawą, następstwa tronu, wdała się w bezustanne spory o religię, o dziedziczne dobra królewskie, które w królewszczyzny zamienić chciała, o stosunek króla do królowej, i sejm ten rozlazł się na niczem[9].
Bez zabezpieczenia prawnego przywilejów swego kultu — nie chcieli różnowiercy rozwiązania i ustalenia sprawy następstwa tronu za życia króla — z obawy, aby gorliwy katolik, n. p. który z arcyksiążąt austryackich, nie zasiadł na tronie. Katolicy też, wiedząc, że po kądzieli miałby prawo do tronu albo młody książę pruski Albrecht, luteranin, albo Jan Zygmunt Zapolia, książę siedmiogrodzki, zwolennik wiar nowych, albo wreszcie kilkoletni Zygmunt Waza, syn protestanckiego Jana III., obawiali się, żeby król kwestyi następstwa na stronę jednego z nich nie rozstrzygnął. Jedni i drudzy czuli niewypowiedziany wstręt do monarszej władzy, na dziedziczności opartej, a srogość Filipa II. w Niderlandach, gdzie naliczono 18.000 wyroków śmierci, a 100.000 wygnańców, Karola IX. w strasznej nocy św. Bartłomieja we Francyi, Henryka VIII. „mordercy“ w Anglii, Chrystyana II. „Nerona Północy“ w Danii, Iwana IV., co samych nawet Moskali okrucieństwy „zadziwił“, a wreszcie Ferdynanda I., który Węgrów i Czechów wolności i swobód pozbawił, nie mogła jak tylko wstręt ten spotęgować. Zresztą ta nieopatrzność czy ociężałość, zostawiająca wszystko co trudne wygodnemu „jakoś to będzie“, weszła już w naturę polską. Pocieszano się snać tem, że Polska i za Jagiellonów była państwem elekcyjnem, a Rej w „Przemowie do Polaka“ podawał gotowy sposób elekcyi przez senat i izbę poselską.
Jakie zamiary miał król, kogo w swej myśli za następcę przeznaczał, nikt nie odgadnął. Wiadomo było, że na wiosnę 1570 projektował kongres z cesarzem Maksymilianem, znanym z tolerancyi, w Wrocławiu, na którym to kongresie, jak powszechnie w Austryi i Polsce mówiono, sprawa następstwa tronu ułożoną być miała, ale kongres wnet po sejmie 1570 r., z powodu nowych zawikłań w Węgrzech, został odroczony i nie przyszedł do skutku[10]. Po odjeździe królowej Katarzyny do Wiednia (1565), a potem do Lincu, gdzie w lutym 1572 umarła, oddał się król miłostkom z Zuzanną Orłowską, to znów z panną Zajączkowską, to z Barbarą Giżanką, kalwinką (miał z nią 1571 r. córkę), które do reszty wątle jego zdrowie niszcząc, resztę energii ducha mu odbierały, a wobec sejmujących stanów podawały w pogardę; przebąkiwano o złożeniu go z tronu i nowej elekcyi[11]).
Pius V., obawiając się, aby król z Katarzyną się nie rozwiódł, polecił jeszcze nuncyuszowi Wincentemu de Portico, aby go od tego zamiaru odwiódł, a do pomocy nuncyuszowi wyprawił w marcu 1571 r. jako teologa, znanego nam O. Wawrzyńca Magio, z listami do króla i biskupów[12]. Nie był on już potrzebny i dlatego zajął się wizytacyą kolegium w Wilnie, bo król już w czerwcu 1570 wyparł się wszelkich zamiarów rozwodu, owszem oświadczył nuncyuszowi, że myśli abdykować, zostać księdzem, koronę polską objąłby arcyksiążę Karol, brat cesarza, poślubiwszy pierw królewnę Annę[13]. Cesarz Maksymilian od 1569 r. utrzymywał stałych posłów na dworze polskim głównie w tym celu, aby stworzyć silną partyę austryacką, któraby syna jego, Ernesta, albo jednego z braci arcyksiążąt na tron polski przeprowadziła[14]. Przeczuwano w Polsce, na co się zanosi, a miano wstręt do austryackiego domu dla niedochowania Węgrom i Czechom przyjętych zobowiązań. Już to samo, że król, którego dla nieładu życia lekceważono, niecierpiano prawie, zdawał się Habsburgom sprzyjać, usposabiało przeciw nim nawet wielu katolików, nie dopiero różnowierców.
Na wiosnę 1571 r. zdrowie króla pogorszyło się tak, że 6. maja t. r. napisał testament, świadczący o szlachetnem jego sercu. Polsce i Litwie „dał, odkażał i zostawił miłość, zgodę, jedność, którą przodkowie nasi po łacinie Unią zwali“, grożąc „przekleństwem i gniewem Bożym“, ktoby tę Unię rozerwał. Następcę tronu „ktokolwiek nim będzie“, mianował wykonawcą ostatniej swej woli[15].
Rzecz jednak dziwna: król, zwątpiwszy o potomku, wniósł nietylko na sejm 1570 r., ale i na ostatni za swego życia marcowy sejm 1572 r. żądanie „opatrzenia potomstwa J. K. M.“; widocznie więc nosił się z myślą rozwodu jeszcze z początkiem 1572, a Pius V. wyprawił ponownie legata Commendone z poleceniem, aby króla od tego zamysłu odwiódł. Król upewniał, że o rozwodzie nie myśli, dolę swoją znosi cierpliwie, ale zaledwie 28 lut. t. r. umarła królowa Katarzyna w Lincu, powziął zamiar wstąpienia w trzecie śluby małżeńskie, prawdopodobnie z Zajączkowską i w tym, zdaje się, zamiarze wybrał się chory już bardzo i leżąc w olbrzymim, 10 kroków długim powozie na pasach, do Knyszyna, gdzie zamiast godów małżeńskich śmierć go spotkała[16].
Polska znalazła się bez króla, bez sejmu, bez rządu, bez sądów, bo wszystko to ustawało ze śmiercią królewską, bez programu, bez myśli przewodniej i bez wybitnych ludzi, którzyby potężne stronnictwo koło siebie złożywszy, ster spraw publicznych w ręce swe pochwycili. Przez trzy miesiące nie wiedziano nawet, kto tej bezgłowej rzpltej przewodniczy, kto ją na zewnątrz reprezentuje, a tu wszystkie niespokojne żywioły i niskie instynkta rozpasały, rozhulały się na dobre: rabunki, rozboje po drogach, grabieże, mordy po domach, orgie swywoli na porządku dziennym, każdy o tyle bezpieczny, o ile siłę siłą odeprzeć zdolny. Instynktem zachowawczym wiedzione, uzbroiły się województwa, ziemie, miasta, dwory. Większego zamętu i niepewności jutra trudno sobie wystawić. Nareszcie wyjaśniło się o tyle, że katolicy, uprzedziwszy różnowierców, którzy swego Firleja, marszałka w. k., interregem mieć chcieli, ogłosili na zjeździe w Kaskach (25 paźdz. 1572 r.) prymasa Uchańskiego naczelnikiem rzpltej. Było to ważne zwycięztwo katolików nad różnowiercami, uzupełnione uchwalą konwokacyi, że elekcyi przewodniczy i wybranego króla mianuje prymas, a ogłasza go trzykrotnie marszałek w. k.
Zwołany przez prymasa zjazd konwokacyjny do Warszawy na d. 15 stycz. 1573 ustanowić miał porządek elekcyi i wyznaczyć komisyę do rewizyi praw, ale weszła klinem znów reformacya, domagająca się uprawnienia swego w Polsce ustawą o tolerancyi religijnej. Różnowiercy z Ossolińskim, Szafrańcem i Niemojewskim na czele, przerażeni wieścią o nocy św. Bartłomieja (24 sierp. 1572), a obawiając się wyboru króla katolika, zawczasu pomyśleli o sobie i podali katolikom projekt pokoju religijnego, nakształt zawartego w Augsburgu 1553. Przy pomocy biskupa kuj., Stanisława Karnkowskiego ułożyli w ciągu dni kilku pod sam koniec konwokacyi, kiedy już wielu rozjechało się do domów, „Konfederacyą Jeneralną Warszawską“ i ogłosili 28. stycz. t. r. Tyczyła się ona głównie porządku i bezpieczeństwa osób i mienia podczas bezkrólewia i elekcyi, ale zabezpieczała różnowiercom wolność religijną prawnie i to w podwójny sposób.
„Obowiązujemy się pod wiarą, poczciwością i sumieniem naszem... na żadnego pana nie pozwalać jedno z takową pewną a mianowitą umową, iż nam pierwej prawa wszystkie, przywileje i wolności nasze, które są i które mu podamy post electionem (początek paktów konwentów) poprzysiądz ma. A mianowicie to poprzysiądz, pokój pospolity między rozerwanymi i różnymi ludźmi w wierze i nabożeństwie zachowywać“. Zanim to nastąpi „obiecujemy to sobie wspólnie pro nobis et successoribus nostris in perpetuum sub vinculo juramenti fide, honore et conscientiis (dla nas i potomków pod przysięgą, uczciwością i sumieniem), iż którzy jesteśmy dissidentes in religione (różni w wierze), pokój między sobą zachować, a dla różnej wiary i odmiany w kościelech, krwie nie przelewać, ani się penować confiscatione bonorum (konfiskatą dóbr), poczciwością, carceribus et exilio (więzieniem i wygnaniem) i zwierzchności żadnej, ani urzędowi do takowego progressu żadnym sposobem nie pomagać: i owszem gdzieby ją kto przelewać chciał ex ista causa, zastawiać się o to wszyscy będziem powinni, choćby też za pretekstem dekretu, albo za postępkiem jakim sądowym, kto to chciał uczynić[17]“.
Przewidując, że obrany król będzie katolikiem, zabezpieczyli się tą konstytucyą różnowiercy nietylko przed jakimkolwiek zamachem katolików, ale przed wszelkim dekretem, pozwem, sądem, zarówno biskupim, jak królewskim, z powodu odmiany wiary, tak, że chociażby taki dekret biskup, czy król, czy sejm nawet wydał, starostowie wykonać go nie mogą.
Zyskała więc szlachta — naród, nową, prawnie uznaną i zabezpieczoną wolność, wolność sumienia, najzupełniejsze równouprawnienie wyznań, którego bez skutku domagała się od Zygmunta Augusta[18], a które najlepszą było tarczą swobód szlacheckich, bo zagradzało królowi drogę do wyzyskania antagonizmu wyznaniowego na rzecz wzmocnienia władzy królewskiej. Dlatego też oprócz biskupów i to nie wszystkich[19], którzy pod parciem nuncyusza Commendonego założyli protest, a potem na synodzie piotrkowskim 1577 r. konfederacyą potępili, katolicy świeccy przyjęli ją bez protestu i na razie nie dopatrzyli się w niej nic sumieniu katolickiemu przeciwnego.
A zawierała ta „konfederacya“ jeszcze jedne rzecz wstrętną i ohydną, niewolę sumień biednych poddanych: „Wszakże przez tę konfederacyą naszą zwierzchności żadnej nad poddanymi ich tak panów duchownych, jak świeckich, nie derogujemy, i posłuszeństwa żadnego poddanych przeciwko panom ich nie psujemy, i owszem, jeżeliby gdzie takowa licjncya była, sub praetextu religionis, tedy jako zawsze było, będzie wolno i teraz każdemu panu poddanego swego nieposłusznego, tam in spiritualibus quam in saecularibus, podług rozumienia swego karać“.[20]
Nigdy żadna dotąd ustawa nie oddawała kmiecia z duszą i ciałem w tak srogą niewolę pana bez możności ratowania się opieką sądową lub czyjąkolwiek ludzką, żadna nie była nacechowana taką o pomstę do nieba wołającą niesprawiedliwością, jak ta; uprawniały ją późniejsze konstytucye sejmowe „o zbiegach“. Szlachcic, który dla wiary nikomu penować siebie nie pozwalał, penował „według swego rozumienia“ kmiecia katolika, jeżeli ten heretyckiej jego wiary przyjąć się wzbraniał; najgorsza z tyranij zamienioną została w prawro i nikt prócz biskupów nie podniósł głosu protestu i potępienia, tak reformacya i wyuzdana wolność szlachecka zamąciła pojęcia, skrzywiła sumienia. Dopiero w lat kilkanaście potem Jezuita Skarga w swym „Procesie na konfederacyą“ wrykazał jej bezbożność, niesprawiedliwość i sprzeczność z zdrowym rozumem.
Nie tak szczęśliwi byli różnowiercy z drugim swym projektem wybierania króla przez senat i połowę posłów ziemskich, jak chciał Rej, z apelacyą do drugiej połowy posłów, albo przez senat i całą izbą poselską. Biskupi bowiem i grupująca się koło nich partya katolicka nauczona doświadczeniem lat niedawnych, nie życzyła sobie elekcyi przez izbę poselską, obawiając się, aby kilkunastu różnowierczych posłów, którzy do niej z pewnością wejdą, nie przerobiło jej na swoje i do wyboru króla heretyckiego nie nakłoniło. Za to pewniejsi byli wyboru króla katolika, jeżeliby go wybierała wszystka na polu elekcyi szlachta, bo znaczną jej część składali Mazowszanie znani z swej żarliwości katolickiej.
Tak więc po raz trzeci reformarcya swem zuchwalstwem, którego się obawiano, spowodowała wotum większości katolickiej wybiegania króla viritim.
Biskupom przyszło w pomoc „doktrynerstwo szlacheckie“, humanizmem wykarmione, na wzorach rzymskich umodelowane, a znalazło znakomitego przedstawiciela w młodym staroście bełzkim Janie Zamojskim. Całe niemal młodsze pokolenie paniąt i zamożniejszej szlachty, bez różnicy wyznań, czuło tak i myślało jak Zamojski, po rzymsku. Dla niej Polska była ideałem wolności. Obywatel szlachcic słucha króla o tyle, o ile mu się przez wolną elekcyą poddał. Nie potrzeba go przymuszać, bo on ma wzniosłe cele przed sobą, dobro rzpltj starczy mu za prawo i przymus. Król obieralny szczytem jest doskonałości, a dla szlachty szafarzem łask i świecącym przykładem. Szlachcie, broniącej rzpltj, powinny służyć inne warstwy narodu, jak niewolnicy rzymscy obywatelom, a każdy szlachcic dzierży nad chłopem prawo życia i śmierci[21].
Słusznie zauważył Mickiewicz, „że tu gdzie wszystko, konstytucya, posłuch królowi i prawu, obrady sejmowe, podatki, obrona kraju, zależało od dobrej woli i nieustannych poświęceń każdego, surowość obyczajów, wytężenie ducha były istotnemi zasadami publicznego życia; że wszelkiej potęgi źródłem był tu zapał powszechny, sam jeden zapał nic więcej. Ależ jak wysnuć stały organizm królestwa z tego pierwiastku? Jak ułożyć systematycznie artykuły konstytucyi opartej na tem, co jest przelotne i niezależne od woli, niewyrachowane? Możnaż obudzić zapał kiedy chcąc i wiele chcąc?. Możeż być państwo, któreby trwało, żyło, działało mocą tylko entuzyazmu?“[22] Toć to „obłęd straszny, upajający najszkodliwszą trucizną“, wszystko stawiać na kartę zapału, poświęcenia, ofiary, a nie na rozum stanu, na prawo, na obowiązek.
Obrany król nazywał się „panem“, był jednak tylko mandataryuszem nie większości narodu nawet, ale pojedyńczego szlachcica. Obrany dożywotnie, bez żadnych praw dla potomstwa, sam był pozbawiony i pozbawiał Polskę tej siły, powagi i znaczenia w koncercie królów i mocarstw Europy, jaką każdemu choćby drobnemu księciu i państwu dziedziczność tronu nadaje. Dobrze jeszcze, jeżeli po za Polską miał dziedziczne państwo, albo księstewko jakie; ale gdy go nie miał, jak król Jan i Michał, toć mu co chwila ościenne dwory, a nawet Stolica św., tę niższość uczuwać dawały. Nie mając dla swych potomków zapewmionego następstwa, owszem obowiązany unikać nawet cienia starania się o to, czuł się obcym w Polsce, nie wiązał go z nią żaden interes dynastyczny, owszem często bardzo interes dynastyi stał w sprzeczności z rzetelnem dobrem Polski; bezsumiennemu królowi służyła ona za środek a nie za cel życia i królowania. Na to wszystko nie miała względu naród-szlachta; jej pochlebiało, że ma króla jakiego chce i słucha go o tyle o ile chce. Nazywała go wprawdzie „panem“, ale ten pan był pierwszym między równymi, primus inter pares, panowanie jego na podstawie kontraktu i umowy, zawarunkowanej paktami, było tylko wykonaniem mandatu, zrazu większości narodu-szlachty, a potem (od 1652 r.) jednostki, posła sejmowego.
Ale tego „króla mandataryusza“ potrzeba było jeszcze spowić, skrępować t. z. paktami henrykowymi (pacta henriciana), aby był królem malowanym, aby rządził, nie panował. Potrzeba mu było odjąć możność szkodzenia czy prześladowania. Żądała tego partya różnowierców, zwolenników korektury praw, egzekucyi, reformy politycznej, w przewidzeniu słusznem, że królem zostanie katolik.
Już 1570 r. przepowiadał rezydent cesarski opat Cyrus, że w bezkrólewiu górę wezmą Katolicy i obiorą króla katolika, przypuszczał, że Austryaka[23]. Obrano Francuza Henryka de Valois, bo cesarz Maksymilian marudził, dla syna Ernesta skąpił pieniędzy, sumą 35 000 złr. austr. chciał elekcyą opędzić; bo biskup Walencyi Montluc nie skąpił szarlatańskich obietnic, wszystkie ciężary, które ponieść powinien naród-szlachta, przyjął i złożył na barki elekta, a szlachta uwierzyła mu naiwnie; bo taż szlachta i część senatu nie dowierzała Habsburgom, obawiając się dla siebie losu Czech i Węgier i wplątania Polski w wojnę turecką; bo wreszcie królewna Anna, pomimo przekroczonych lat 50, żądna małżeństwa, sprzyjała mu[24]. Litwa wystawiona na ustawiczne wojny z Moskwą, obrałaby królem i w. księciem cara Iwana Groźnego lub carewicza Fiedora, gdyby zostali katolikami a dochowanie wolności zaprzysięgli; zrozumiawszy wnet, że się to nie stanie, zajęła rolę bierną. Czy wtenczas, w maju 1573 zebrana na polu elekcyi naród-szlachta, a przynajmniej jej przewódcy, rozumieli i oceniali polityczne korzyści z wyboru Francuza w ten sposób, jak nowsi historycy — rzecz bardzo wątpliwa[25].
Dosyć, że obrano Francuza królem 8. maja 1573.
W zasadzie nie byli mu przeciwni różnowiercy, główni zwolennicy korektury praw, ale upewnić się pierw chcieli, że ten nowy król dochowa im konfederacyi warszawskiej, że doprowadzi do końca przerwaną 1569 r. korekturę praw, a gdy temu oparł się prymas z katolikami, uczynili secesyą w obozie pod Grochowem. Wdali się w spór Montluc i różnowierca Piotr Zborowski. Kompromisem, naprędce, wśród zgiełku i wrzawy elekcyjnej, ułożono „artykuły paktów konwektów“ dla króla Henryka, które 16 maja na polu pod Kamieniem podpisali posłowie jego, biskup Montluc, opat de Noailles i kawaler Gwido Lansac, a które król Henryk w Notre Dame w Paryżu 10 września 1573 r. osobiście zaprzysiągł[26]. Żądały one: 1-o wolnej elekcyi z uchyleniem tytułu dziedzica; 2-o wolności wyznania dyssydentów w myśl konfederacyi warszawskiej; 3-o ograniczały króla wolą senatu co do pokoju i wojny, wolą sejmu co do pospolitego ruszenia, którego mu dzielić na części nie wolno; 4-o wkładały obowiązek obrony granic i odzyskania utraconych prowincyj; 5-o dawały mu do boku 16 senatorów rezydentów; 6-o i to punkt najważniejszy, uwalniały naród na podstawie przywileju mielnickiego 1501 r. od posłuszeństwa, jeżeliby król przeciw prawom i wolnościom wykroczył[27].
W Krakowie na koronacyi król Henryk artykuły te, z wyjątkiem artykułu o dysydentach, zaprzysiągł, stąd nazwa: articuli henriciani i odtąd zaprzysięgać je musieli wszyscy królowie polscy przy koronacyi. Dzieło kompromisu i dorywczości stało się jednem z „fundamentalnych praw rzpltej“ na jej nieszczęście. Dynastyczność tronu niemi zgubiona, a królowi nawet możność dążenia do niej odjęta, wzbroniona; król oddany pod wszechwładztwo zbierającego się co dwa lata sejmu bez możności zawieszenia uchwał jego, choćby się okazały w praktyce najszkodliwsze; istota i majestat królewskości podkopany, król, by minister jaki odpowiedzialny przed sejmem, ba przed każdym szlachcicem, który tłumaczy sam przywileje, stosuje do postępków króla, bada je, sądzi i nicuje, a gdy zechce, usprawiedliwiać się każe królowi na sejmie.
Zmienioną więc została dotychczasowa forma rządu polskiego z monarchicznej w republikańską, z królem jako pierwszym urzędnikiem, na czele.
Z taką formą rządu żaden król rządzić nie mógł, zmuszony więc był nieustannie obchodzić prawo. Obszedł je pierwszy Henryk, gdy w Krakowie wymówił się od przysięgi na artykuł o dysydentach, prawa i wolności zatwierdził ogólnikowo, a przybywał do Polski z ukrytą myślą zaprowadzenia monarchicznego rządu. Obchodził prawo, jak zobaczymy, Zygmunt III. w pierwszych lat dziesiątkach swoich rządów, obchodzili i inni. Ta konieczność obchodzenia prawa ze strony króla, wywołała inną konieczność, nieufności narodu do króla, ustawicznej obawy przed zamachem królewskim na całość i wolność rzpltej, absoluti dominii, a stąd wiecznej niezgody między tronem a narodem aż do rokoszu. Nic nadto smutniejszego, nic zgubniejszego wymyśleć nie było można[28].
Oto, na czem skończyła się zamierzona w XVI. wieku egzekucya praw, reorganizacya państwa na nowych podstawach: na królestwie elekcyjnem, bez dostatecznych warunków wewnętrznego ładu, bez mocy i znaczenia na zewnątrz.
Oprócz artykułów henrykowych, każdy król, uczynił to i Henryk, przysięgał na osobiste swoje pacta conventa z narodem.
Były one licytacyą spuścizny Jagiellonów, „na sprzedaż poszła polska korona“[29], osłoną chciwości prywatnej, a skąpstwa dla rzpltj, korupcyą na wielką skalę, bo tępiły do reszty w narodzie-szlachcie poczucie godności i prawości osobistej, uwalniały od obowiązków obywatelskich, koślawiły sumienie publiczne. Urobiło się mniemanie, że król na to, żeby dawał i uszczęśliwiał, szlachcic aby brał i używał.
To dopiero jedna otwarta rana, którą elekcya w tej formie i w tych warunkach Polsce jako państwu zadała. Jest i druga, a niewiadomo która niebezpieczniejsza.
Każde bezkrólewie niszczyło dorobek poprzedniego panowania, było rewolucyą, wstrząsającą w posadach gmach rzpltj, nietylko, że z śmiercią króla, na długie miesiące ustawał normalny bieg sądownictwa, administracyi i spraw publicznych, a „kaptur“ samowoli i bezprawiu i wszelkiej korupcyi dostatecznej tamy położyć nie był w stanie, ale ze Polska stawała się areną zabiegów politycznych stronnictw w kraju, z których każde szukało punktu oparcia o obcego księcia; rynkiem intryg, rywalizacyj i targów, nieraz na wiele lat przedtem rozpoczętych, mocarstw zagranicznych. Kandydaci licytowali się w obietnicach i oświadczynach, ale każdy z nich o sobie i swem dziedzicznem państwie myślał, nie o dobru i chwale rzpltj. Rozumieli to wybornie naczelnicy stronnictw i trybuni szlacheckiej wolności, ale udobruchani złotem, zamykali oczy. Przyszło do tego, że ten był najlepszy i został królem, kto ostatni workiem potrząsnął. Spaczone, skrzywione sumienie publiczne dziwną sobie urobiło teologię: głos mój wolny, to moja własność; własność mogę sprzedać, więc i głosu mego nie dam tylko więcej płacącemu.
Co w tych smutnych rzeczach najsmutniejszego, to ta ważna okoliczność, że owe, albo na królu dla partykularnego interesu wymuszone, albo w chwili namiętności politycznych dorywczo uchwalone statuta i prawa, dla każdego państwowego organizmu zabójcze, naród-szlachta już w XVI. wieku uważać począł za kardynalne prawa rzpltj, za świętość, której nikomu tknąć się, tem mniej zmienić lub usunąć nie wolno. Król czy szlachcic, poseł sejmowy czy kaznodzieja, odważający się ranić tę „źrenicę wolności polskiej pupillam libertatis“, podpadał pod najstraszniejszy zarzut tyranii, absoluti dominii, okrzyknięty wrogiem ojczyzny. Ten terroryzm opinii udaremniał nietylko wszelką akcyą polityczną dla wzmocnienia i naprawy rządu, ale nawet wszelką trzeźwą dyskusyą w sejmie, w książce czy na ambonie, iż wprost nie było sposobu otworzyć oczu narodowi na zgubność tych instytucyj. Owszem wspaniałe poselstwa królów i książąt do narodu-szlachty, by konkurenta do posażnej panny, podczas bezkrólewia, wbijały w dumę, wyrabiały i utrwalały wysokie mniemanie o tej „źrenicy wolności“ elekcyi viritim.
Działo się to w chwili, kiedy w całej Europie nowożytny monarchizm organizował się i wzmacniał. Polska z swemi instytucyami średniowiecznemi była unikatem, żywym anachronizmem, nie mogła, nie była w stanie zdążyć za nowożytnemi państwami ani w kulturze ani w polityce, musiała pozostać w tyle, zacofaną, bezsilną, a sąsiedzi jej już się starali o to, aby ją w tem błędnem kole instytucyj jej i bezsilności zatrzymać.





  1. Szujski, Historya polska. 200. Nawet surowi jego krytycy, Bobrzyński i Zakrzewski nie odmawiają Augustowi zmysłu politycznego i szlachetności charakteru.
  2. Dzienniki sejmów walnych kor. za Zygmunta Aug. r. 1555 i 1558. str. 175.
  3. Vol. leg. I, str. 245, 254.
  4. Dyaryusz sejmu piotrk. 1558. str. 202—4.
  5. Zródłopisma do sprawy unii 238.
  6. Kojałowicz. Dniewnik lublinskawo sejma, str. 341.
  7. Dyaryusz sejmu piotrk. 1565. str. 24—35.
  8. Domagali się równouprawnienia wyznań.
  9. Script. rer. pol. I. str. 117 nast. Dyaryusze sejmów koronnych 1548, 1553, 1570. str. 117.
  10. Script. rer. poi. I. 137. 138. Przypisy do dyaryusza sejmu 1570.
  11. Tamże 142.
  12. Szujski, Ostatnie lata panowania Zygmunta Augusta. Jagiellonki polskie tom V. str. CXCII
    Rostowski, 43. Listy papieskie u Theinera, Monumenta Reg. Pol. II. str. 723, 724.
  13. Script. rer. pol. I. 140. Przypisy do dyaryusza sejmu 1570.
  14. Na sejm lubelski przybyli posłowie cesarscy: bisk ołomun. Wilhelm, protestant Jan Malzan, kanonik Marcin Gerstmann; szambelan Jerzy Proszkowsky, a wreszcie rezydent cesarski opat z Wrocławia Jan Cyrus, którego relacye są obfitem, acz nie zawsze pewnem źródłem do ostatnich lat życia Zygmunta.
  15. Baliński. Wilno, XI. 162, Jagiellonki Polskie III. 246.
  16. Ostatnie lata panowania Zygm. Aug. Jagiellonki Polskie, t. V. str. CXCII—IV.
  17. Vol. leg. II. str. 124.
  18. To znaczy, jak Skarga wyjaśniał, wolność „bluźnienia Bogu, krzywdzenia matki Kościoła, zarażania dusz ludzkich herezyami, gardzenia biskupami“, wolność nie oddania tego, co się nieprawnie katolikom zabrało. (Proces na konfederacyą 1573).
  19. Podpisał ją bisk. krak. Krasiński „dla miłego spokoju, ob bonum pacis“. Nie podpisał jej współredaktor bisk. Karnkowski.
  20. Vol. leg I. str. 124.
  21. Kromer, Chronica. Bobrzyński nazywa Kromera historykiem szkoły doktrynerów szlacheckich (Dzieje Polski II. 118).
  22. Lit. sław. kurs II. str. 35.
  23. Script. rer. poi. I. 137 Dyaryustz sejmu 1570.
  24. Szujski. Ost. lata panów. Zygm. Aug. i Anna Jagiellonka. (Jagiellonki polskie t. V.) Zakrzewski Po ucieczce Henryka, rozdz. I.
  25. Francya mogła skutecznie ochronić Polskę przed powolną germanizacyą Austryi. — Zbyt oddalona od Polski aby stać się mogła niebezpieczną dla narodowości polskiej przez swą wyższość cywilizacyjną — Mogła jej dać tradycye zręcznej polityki na zewnątrz. — Przynosiła tradycye silnego rządu i monarchizmu. (Tak Zakrzewski, Po ucieczce Henryka str. 48, 49).
  26. Vol leg. II. str 134.
  27. Et si (quod absit) in aliquibus juramentum meum violavero, nullam mihi incolae Regni omniumque Dominiorum uniuscujusque gentis, obedientiam praestare debebunt. Vol. leg. II. 135.
  28. Porównaj: Rembowski — Konfederacya i rokosz str. 269—276.
    Zakrzewski. Po ucieczce Henryka str. 41—51.
    Szujski: „Artykuł o wypowiedzeniu posłuszeństwa“ (Opowiad. i roztrząs. str. 370—398).
  29. W tajnem archiwum państwa w Wiedniu, Polonica r. 1573 znajduje się oryginał cyfrowanego kontraktu Posłowie cesarscy na elekcyą Rosenberg i Bernstein ofiarują za poręką biskupa płockiego Myszkowskiego wojewodzie sandomierskiemu Piotrowi Zborowskiemu 100.000 złr. austr., jeżeli poprze skutecznie wybór arcyksięcia Ernesta. Na dorsaliach aktu obca ręka dopisała: Haec est libertas polonica, ut venale sit regnum tempore interregni, si emptorem reperiat.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.