Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/019

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron


§. 19. Nuncyusz Commendone i Jezuici.

Przykład kardynała Hozyusza podziałał zbawiennie na lepszych biskupów. Poczęli i oni myśleć o fundacyi szkół i seminaryów, gnał ich formalnie do tego gorącą, listowną i ustną namową Hozyusz; zachęcał, popierał u króla dzielny obrońca sprawy katolickiej, wielbiciel Jezuitów od lat młodych, nuncyusz Commendone. Obok Hozyusza drugi to filar katolicyzmu w Polsce — obydwaj zaś w Jezuitach upatrywali wyborne narzędzie do dzieła odrodzenia Kościoła. Rodem z Bergamu, średniej, kształtnej budowy ciała, o regularnych rysach twarzy, śniadej cerze, zadartym nieco, wielkim nosie, czarnych, ognistych oczach i czarnym włosie, strzyżonej czarnej brodzie i wąsach, był Commendone postacią pełną powagi, życia i energii; jadał bardzo mało i prędko, sypiał krótko i zrywał się ze snu o której godzinie chciał; jurgeltów i nawet opłat za dyspensy nie przyjmował nigdy i od nikogo, dworactwa był wrogiem, a przytem głęboki znawca klasycznych języków, biegły filozof i prawnik, mówca zwięzły i jasny, prałat gorącej wiary, szczerze do Kościoła przywiązany. Nie mając sam gruntownych studyów teologicznych, woził z sobą teologa Jezuitę. Dyplomata zdolny, przedsiębiorczy i przenikliwy, wytrwały aż do uporu, niepowodzeniem nie zrażający się, a świadomy czystości swych intencyj i prawości czynów, nie tłumaczył się nigdy z podejrzeń i zarzutów, jakie go spotykały. Wysłał go Pius IV. 1562 do cesarza i książąt niemieckich w towarzystwie teologa Jezuity O. Lamberta Auera, aby ich nakłonił do obesłania soboru, który się w Trydencie odbywał, a gdy z tej legacyi wywiązał się wybornie, wyprawił go w jesieni 1563 r. jako nuncyusza do Polski, aby na sejmach egzekucyjnych 1564 i 1565 r., które zapowiadały się dla duchowieństwa i Kościoła groźno, podparł króla i episkopat polski. Dopiero 3. stycznia 1564 wjechał uroczyście do Warszawy. Król Zygmunt wysłał na spotkanie jego (trzy mile przed miasto) biskupa chełmskiego Sobiejuskiego i wdę płockiego Arnolfa Uchańskiego z pocztem dworzan, „którymi i mnóstwem innych jeszcze w imieniu panów przybyłymi otoczony, aż do swego mieszkania przeprowadzony został“[1].
Wiemy już, jak opłakany stan stosunków religijnych znalazł nowy nuncyusz w Polsce. On zaś pojmował posłannictwo swe szeroko, a wzniosie: „obowiązkiem jest nuncyuszów statecznie utrzymywać wszędzie powagę i zwierzchność Stolicy apostolskiej, czuwać nad winną dla niej uległością; stanowią oni (nuncyusze) niejako promienie, idące od środka do obwodu koła, obejmującego cały Kościół w jednej głowie i pod jedną głową“[2], dlatego żądał dla nich rozległej władzy; dla tego też nie rezydował na jednem miejscu, ale objechał Polskę niemal całą, wiele dyecezyi osobiście zwizytował „usuwając nieporządki, zaradzając potrzebom, w przekonaniu, że bez takiej wizyty mało pożytku przynieść mogą synody“. Po swojemu, dzielnie, wytrwale a roztropnie zabrał się do spełnienia swej legacyi. Więc najprzód chwiejnego króla, „który wszystkiego się boi, sam siebie się lęka“ podparł mądrą radą, ustawiczną zachętą i przypominaniem obowiązków pana chrześcijańskiego. Ofiarowanej od króla pensyi 2000 czerw. zł. nie przyjął, był więc tem swobodniejszy w mówieniu mu prawdy, czynił to jednak z wielką czcią dla osoby króla i oszczędzaniem jego miłości własnej, tak, że go król i szanował i zaufaniem zupełnem zaszczycił, u papieża o kardynalską dlań godność prosił i uprosił. Biskupów, „których niezgoda przechodzi w tym kraju wszelkie granice“, jednał z sobą, gromadził i kupił do wspólnej akcyi przy królu i z królem, do złączenia się z katolickimi senatorami i posłami w jedno stronnictwo przeciw wszechwładnej dotąd partyi heretyckiej, Kościołowi zarówno, jak tronowi wrogiej. A miał sposobności po temu dosyć, bo objechał wzdłuż i wszerz, od Gdańska i Wilna, aż po Kamieniec podolski, Polskę i Litwę całą, konferował z kapitułami i biskupami i wybitnymi senatorami, naradzał się z nimi często podczas trzech sejmów 1564 i 1565 r., obsyłał ich wraz z Hozyuszem listami, prosił zaklinał do zgody, do „mówienia prawdy królowi“ w drażliwej sprawie rozwodu, do przyjęcia, a potem przeprowadzenia uchwał soboru trydenckiego, stał się istotnie duszą episkopatu polskiego, pomimo intryg niegodnego prymasa Uchańskiego, który skrycie a upornie parł do synodu narodowego, a króla do rozwodu zachęcał. Senatorów i posłów katolickich animował, łączył z sobą do opozycyi przeciw przemożnej dotąd partyi różnowierczej, która po cichu sobór religijny wszystkich sekt przygotowywała i króla nań zaprosić zamierzała.
Dziwnym dopustem bożym jednego roku 1565 poumierali główni protektorowie herezyi: Łukasz Górka, wojewoda poznański, Achacy Czema wda malborski, Marcin Zborowski, kaszt, krakowski i Radziwiłł Czarny wda wileński. Nuncyusz dołożył wszelkich starań, aby te i inne wakancye gorliwym katolikom się dostały. Podniosło to katolickich posłów i senatorów na duchu, w nuncyuszu widzieli dzielnego protektora u króla, więc się doń garnęli i szli za jego radą i poleceniami tem chętniej. Dwuletnim wytrwałym, rozumnym trudem i pracą dokazał tego, że król wydał 15 kwiet 1565 r. na sejmie piotrkowskim deklaracyę, niszczącą prawie zupełnie uchwałę sejmu 1562/3, która znosiła de facto jurysdykcyę biskupią, a prawo do dziesięcin w całości zachował; że pozwolenia na synod narodowy pomimo nalegań prymasa i heretyków na tymże sejmie piotrkowskim 1565 r. stanowczo odmówił; że na poprzednim sejmie w Parczewie 1564 r. dekret banicyjny przeciw heretykom przybłędom ogłosił, a wewnątrz kraju dawne zakazy wszelkich innowacyi religijnych ponowił; że, co najważniejsza, na tymże sejmie d 7. sierp. 1564 r. wzruszony do głębi natchnioną mową nuncyusza, przyjął „z najczulszą wdzięcznością“ dekreta i uchwały soboru trydenckiego, a do papieża pisał, że i „nadal wszelkiej pilności i starania nie zaniedba i dołoży, aby przepisy i ustawy tej księgi, nietylko na tych kartach, w których mu podane, istniały, lecz, aby po kościołach królestwa i w sercach ludu jak najbujniej się krzewiły“[3].
Pozostawała drażliwa sprawa rozwodu króla z bezdzietną chorą Katarzyną austryacką, mieszkającą od dwóch lat na uboczu w Radomiu. Poruszyli ją na sejmie w Piotrkowie 1565 r. różnowiercy, a poparli ich prymas Uchański i bisk. krakowski Padniewski; inni też biskupi, lękając się o swoje dziesięciny, potakiwali raczej, jak opierali się rozwodowi. Król, jak kania deszczu, pragnął rozwodu, „nie z namiętności, ale aby zostawieniem potomka rzpltę ochronić od niebezpieczeństw bezkrólewia“. Heretycka partya, przyrzekając mu w tem pomoc sejmu, a więc narodu całego, żądała za to zupełnej wolności religijnej dla siebie. Należało bądź co bądź rozbić te machinacye. Więc nuncyusz w potrójnej rozmowie z królem, który przed nim całe swe zbolałe serce otworzył, stanął twardo przy ważności i nierozerwalności tego małżeństwa, wskazywał na „wstrząśnienia Anglii, na nagłą odmianę obyczajów Henryka VIII., na podejrzenia, zgryzoty, nieustanne mężobójstwa, coraz to nowe, bezwstydne śluby toporem katowskim zrywane“[4]. Roztrząsał niejako sumienie króla i pytał: ażali ma odwagę i potrafi stać się apostatą i katem, zerwać z Kościołem, biskupy, księży i tysiące katolików słać na wygnanie lub pod miecz katowski, krwią i łzami swego ludu zalać królestwo? Pytał jeszcze, ażali mniema, że większość katolicka szlachty i ludu zniesie w milczeniu jego zdradę i gwałty i nie zerwie się do wojny domowej? Zygmunt August czuł dobrze, że ani do zdrady, ani do gwałtów niezdolny, widmo wojny domowej przerażało go, jedno tylko rozumiał: „ja z nią żyć nie mogę“, a nie widząc drogi wyjścia — płakał i rzecz całą na później odłożył, bo nareszcie i episkopat polski, obrobiony przez nuncyusza, stanął przeciw rozwodowi.
Wśród tych zabiegów nie zapomniał nuncyusz i o tyle ważnej dla Kościoła sprawie erygowania szkół katolickich, których brak zmuszał rodziców wysyłać swe syny do szkół heretyckich w kraju lub za granicę. Na Litwie przedewszystkiem ten brak był tem więcej zatrważający, że Radziwiłł Czarny, Kiszka, i inne heretyckie pany nosili się z plantą otworzenia wyższej szkoły w Wilnie i już werbowali za granicą nauczycieli do niej. Bez nowych szkół katolickich nie, podobna było myśleć o seminaryach duchownych, soborem trydenckim tak usilnie poleconych, nakazanych prawie. W tym więc kierunku rozwinął nuncyusz silną agitacyę między biskupami i wśród kapituł, u króla zaś popierał sprawę szkół całym swym wpływem. Nauczycieli dostarczyć mieli Jezuici; znał on ich dobrze i zaprzyjaźnił się z nimi zaraz w początkach swej karyery w Rzymie 1551 r., używał ich pomocy i rady w swych legacyach w Niemczech, zwłaszcza O. Kanizego, którego pragnął zabrać z sobą do Polski, ale sprawy zakonu nie dozwoliły tego. Przywiózł więc z sobą O. Baltazara Hostownsky’ego (Hostovinus, Hostinus) dla zakładania kolegiów jezuickich[5]. Sprawa szkół i zakonu całego leżała mu bardzo na sercu. „Co do mnie, pisał do jenerała Lajnez ze Lwowa 17. paźdz. 1564, nie przeczę, że pragnę jak najusilniej służyć waszemu zakonowi całą duszą, i wspomagać go we wszystkiem, w czem mogę, ale nie należy mi się za to żadna wdzięczność... W tym rozpaczliwym stanie Kościoła nie widzę skuteczniejszego lekarstwa, jak kolegia (szkoły) zakonu“[6]. W innym liście donosi kard. Boromeuszowi: „Wstawiałem się niejednokrotnie do króla, aby zechciał otworzyć kilka kolegiów dla Jezuitów, jako przedmurza wiary w miastach główniejszych królestwa, między innemi w Wilnie na Litwie“. Król nakłaniał się do tego, „postanowił wznieść gmach (w Wilnie) nietylko na kolegium, ale na wszechnicę rozmaitych nauk, których wykład chciałby poruczyć tym Ojcom (Jezuitom), bo ma wysokie przekonanie o ich zdolnościach“[7].
To wysokie mniemanie i ten kredyt, jaki mieli Jezuici u Zygmunta Augusta, to wyrobił im w części Hozyusz, ale głównie Commendone. Biskupa warmińskiego król cenił, ale się go obawiał; natarczywe jego upominalne listy zostawiał często bez odpowiedzi, w końcu i czytać nie chciał; do nuncyusza miał zaufanie nieograniczone, poważał go, ale i miłował, więc gdy ten za Jezuitami „niejednokrotnie się wstawiał“ i dzielność i naukę ich, a użyteczność szkół ich zalecał, uwierzył słowom jego, i zrazu obojętny, powziął ku nim szacunek, a nawet życzliwość. Ujawnił ją nietylko dobremi chęciami fundowania wileńskiego kolegium, ale czynami, mianowicie nadaniem przywileju obywatelstwa polskiego zakonowi całemu 1565 i zapisem testamentarnym „nie małej i nie podłej“ swej biblioteki 1571 r. dla kolegium wileńskiego. Dziękował Commendonemu za tę protekcyę jenerał Lajnez, on się wymawiał od wdzięczności, bo czyni to dla tego, że w kolegiach i szkołach zakonu jedyny widzi ratunek dla zagrożonego Kościoła w Polsce. Więc też, jak na króla, tak napierał na biskupów, aby co prędzej szkoły jezuickie otwierali. Jakoż dzięki namowom nuncyusza, a przykładowi Hozyusza, pięciu biskupów oświadczyło się z gotowością fundowania kolegiów i szkół Jezuitom: płocki Noskowski, poznański Konarski, wileński Protaszewicz, kujawski Wolski, przemyski Herburt. Zdaje się, że arcyb. lwowski, Paweł Tarło, nosił się także z tą myślą, ale śmierć (1565) wykonaniu jej przeszkodziła.





  1. A. M. Gratiani. La vie du Cardinal J. F Commendon. Paris 1771. str. 519. 510.
  2. Listy Commendone’go do kard. Karola Boromeusza z Piotrkowa 18. stycz. 1565 II.
    To samo pisał do jenerała Lajneza ze Lwowa 18. paźdz. 1564. (Theiner. Schweden und seine Stellung zum h. Sluhl. Urk unden CXXVI).
  3. Listy Commendone’go do kard. Karola Boromeusza. List z Parszewa 8. sierp. 1564. I. 257.
  4. Z Piotrkowa 1. lut. 1565.
  5. Theiner Schweden. Urkunden CXXVI.
  6. Pochodził ten Hostownsky z Hostownic w Czechach, ur. 1534. Do nowicyatu w Rzymie wstąpił 1555 i ledwo skończył studya, zabrał go z sobą Commendone do Polski, jako świadomego języka tego kraju. Jakoż Hostownsky założył i był pierwszym „superintendentem kolegiów w Brunsberdze i Pułtusku, a vice rektorem pierwszym w Wilnie. Umarł w Kommotowie w Czechach 1600 r. (Sommervogel: Les Jesuites de Home et de Vienne en 1564. str. XII. XIII.)
  7. List z Piotrkowa 12. stycz. 1565; z Pułtuska 22. czerw. 1565





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.