Jezuici w Polsce (Załęski)/Tom I/005

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Podtytuł Walka z różnowierstwem 1555—1608
Wydawca Drukarnia Ludowa
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Tom I
Indeks stron


§. 5. Brak wykształconego kleru i szkół katolickich ułatwia propagandę różnowierczą.

Jak w Niemczech tak i w Polsce, oprócz kazań, rozmów i dysput na zebraniach najprzód w prywatnych domach, potem od 1550 r. w kościołach, przemienionych na zbory, krzewiły się nowinki religijne także książkami i pismami a przedewszystkiem szkołami. Chodziło o to, ażeby młode pokolenie napoić jadem nienawiści do papizmu i doktrynami wiar nowych. Szkoła była tu tylko środkiem agitacyjnym, prawda że najskuteczniejszym, w celach wyłącznie religijnych.
Panowie heretyccy nie żałowali pieniędzy i za drogie myto sprowadzali z zagranicy cały zastęp heretyckich ministrów, rektorów i mistrzów przewrotnych, ale wymownych, w dyalektyce biegłych a zuchwałych; znalazło się też między polskimi predykantami, ex-księżmi przeważnie i ex-mnichami, kilkunastu wcale wykształconych ludzi. Ci tłumaczyli pismo św., ogłaszali drukiem za pieniądze swoich patronów postyle, kazania, rozprawy heretyckie, wzywali zuchwale na dysputy religijne, nauczali w szkołach, a tych szkół i szkółek zakładano wiele, w miarę jak przybywało zborów, dworów i gmin różnowierczych. Obok nowości, która zawsze ma urok, wymowa i erudycya predykantów ściągała tłumy słuchaczów do zboru; w kościołach nawet katedralnych bywało aż nadto przestrono, pusto prawie, bo kaznodzieje katoliccy ani nauką, ani wymową nie dorównali tamtym. Na pisma i księgi heretyckie, które czytano łakomie, nikt nie odpowiadał, nie wykazywał błędów, nie bronił prawdy. W chwili ogólnego ruchu umysłowego i rozbudzenia namiętności religijnych, katolikom brakło lektury odpowiedniej, więc i oni rzucili się do ksiąg i pism heretyckich; księżom brakło podręczników kazań i mów kościelnych, ba, nawet agend i mszałów. Przyznają się do tego zebrani na synodzie piotrkowskim 1551 r. deputaci kapituł[1].
W rzeczy samej wykształcenie niższego kleru parafialnego stało za Jagiellonów w ogóle na nizkim stopniu. Mamy na to dowody urzędowe. Czytać nawet dobrze nie wszyscy księża umieli; inni nie umieli odmawiać brewiarza, inni jeszcze oprócz czytania żadnej zgoła duchownej nauki nie posiadali. Nie rzadko z sług kościelnych święcili się na kapłanów, i to w epoce Zygmunta I[2]. Za rządów jego syna nie było lepiej, a było z pewnością gorzej. Synod łowicki 1556 roku narzeka na „zeszpecenie obyczajów w stanie duchownym, świeckim i zakonnym, a co ponadto wszystko gorsze, na nieuctwo (ignorantia) kapłanów w prawie bożem“[3]. Dlaczego?
Bo najprzód biskupi w guście Uchańskiego święcili na księży i na lepsze probostwa wysadzali krewniaków swych nieraz chłopców nieuków i niewykształconych indoctos et illiteratos, którzy u nich ostatnie pełnili posługi lub nawet lenones kuplerami byli; ci ani obowiązków kapłańskich nie spełniali, ani się od świeckich ludzi nie różnili w niczem.[4]
Po wtóre edukacya ówczesna kleru odbywała się w szkołach trivium i quodrivium głównie dla duchownych przeznaczonych. Istniały one przy lepiej uposażonych kościołach i katedrach. Rzadko tylko i to majętniejszy młodzieniec, mający aspiracye na kanonie i prałatury, słuchał nauk teologii i prawa kościelnego na akademii krakowskiej lub za granicą.
Szkoły parafialne, trivium albo trywialne zwane, trwały trzy lata. Uczyli, w nich bakałarze (bacalaurei) albo nawet studenci z akademii bez bakalaureatu, pacierza, czytania, pisania, rachunków aż do reguły spółki, katechizmu, śpiewu kościelnego, służenia do mszy św tudzież łaciny z Katona Disticha moralia i gramatyki Donata. Istniały one zazwyczaj w miastach a nawet, jak twierdzi Łukaszewicz w swej historyi szkół po wielu wsiach przy kościołach lepiej uposażonych pod nadzorem archidiakona dyecezyi i proboszczów, utrzymywane bowiem były z funduszów duchownych a czasem i miejskich, ale zawsze pod nadzorem kleru[5].
Otóż w miarę rozwielmożnienia się herezyi po miastach i dworach możnych panów i szlachty, wiele z tych szkół parafialnych, po wypędzeniu proboszcza i zajęciu kościoła na zbór heretycki i dochodów jego na skarb miasta lub dworu, przestało istnieć, albo zamienione zostały na heretyckie szkoły, tak że w wielu okolicach, prymitywne naukowe wykształcenie katolickiej młodzieży z powodu braku szkół katolickich stało się wprost niemożliwe.
Próbował zaradzić złemu synod warszawski 1561 r. nakazując biskupom, aby każdy w swej dyecezyi założył seminaryum duchowne czyli collegium, w któremby pewna liczba młodzieży miała mieszkanie, wikt, ubranie i kształciła się na przyszłych księży i beneficyatów. Jak tyle innych i ta uchwała została na razie martwą literą[6].
Przy niektórych kolegiatach i przy katedrach istniały szkoły quadrivium zwane albo katedralne, dla duchownej młodzieży przeznaczone. Uczyli w nich: kanonik, scholastyk zwany jako dyrektor, i dwaj lub trzej inni kanonicy, albo też ich zastępcy księża. W miarę jak z wzrostem herezyi ubywało szkół trywialnych, zmniejszał się też kontyngent młodzieży do szkół katedralnych, a że nierzadko i księża profesorzy sprzyjali nowinkom[7], przeto upadek tych szkół wyższych, kwadriwiów, za Zygmunta Augusta był nieuchronny.
Mamy o tem świadectwo autentyczne: „Młodzież w szkołach miejskich, która wychodzi na księży, nie bardzo kształci się w naukach, ale zamiast Minerwy czci Bachusa, pijaństwu i hulance oddana, wala się po karczmach; ztąd też pochodzi, że księża nasi najzawołańsi są pijacy wiecznie nietrzeźwi ebritate madentes et olentes crapulam“, narzeka z oburzeniem synod piotrkowski 1551[8].
Z drugiej strony lepsze probostwa (beneficia pinguia) kanonie i prepozytury kolegiat, dostawały się prawie wyłącznie księżom szlachcie, bo tak nakazywały statuta Alexandra i Olbrachta Jagiełłów. Ci zaś nie kontentując się jednem, kumulowali kilka beneficiów i kanonij, i nawet po przyjęciu ustaw soboru trydenckiego, wyjednali sobie na tę kumulacyę przywilej w Rzymie[9].
Rezydowali albo przy królu, albo przy katedrze lub kolegiacie, albo w ulubionym swym majątku, a wyręczali się na innych beneficyach wikaryuszami, i brali na nich kto się nawinął, brali zaś niewykształconych i niezdolnych tem chętniej, że mniej im płacić potrzebowali jak zdolnym i wykształconym. Główny więc ciężar pracy parafialnej spadał na tych wikaryuszów, księży biednych, plebejuszów, mało wykształconych i mało uzdolnionych, często chciwych na grosz, pijanych, brudnych i zaniedbanych, o których synod piotrkowski 1551 najsmutniejsze daje świadectwo[10].
Nie raz też i proboszczowie wioskowi, naśladując w tem biskupów, upatrzywszy sobie chłopaka wiejskiego albo krewniaka swego, sami ich poduczyli trochę łaciny, liturgii i katechizmu i przedstawili biskupowi do święceń, jako swych pomocników a potem i następców w duszpasterstwie. Nie bardzo więc świetnie wyglądał kler parafialny tak pod względem nauki, jak duchownej cnoty i pobożności, a przykład ks. Orzechowskiego, który ożenił się z panną Chełmską i żył z nią publicznie, znalazł wśród parafialnego kleru mnogo naśladowców, tak dalece, że synod piotrkowski 1570 r. przypomnieć musiał „żonatym księżom“, iż małżeństwa ich są niedozwolone, kazirodcze, copulationes talium esse illicitas et incestas
Oprócz szkół katedralnych naliczył Łukaszewicz jeszcze 6 szkół, które nazwał wyższemi, w Pułtusku, w Poznaniu Lubrańskiego, (sprowadzono do niej mistrzów z Niemiec: Egendorfina, duchownego ojca luteranizmu w Poznaniu i Wielkopolsce, Melę, Lamchoniusza), we Lwowie, Elblągu, Toruniu i Gdańsku[11]. Uczyła się w nich świecka i duchowna młodzież, ale te trzy ostatnie wnet zarażone nowinkami heretyckimi, dla duchownej młodzieży stały się niedostępne. O reformę szkół: krakowskiej, poznańskiej i pułtuskiej, dopominał się sejm 1563 r. a król wezwał „Księżą Biskupy i Rektory“, aby się reformą ich zajęli, snać więc i tych wyższych szkół stan nie musiał być świetny[12].
Przy opactwach i niektórych klasztorach istniały studia dom stica, szkoły dla zakonnej młodzi. Uczyli w nich księża zakonni, czasem tylko sprowadzał troskliwy o naukę swoich księży opat, profesora z akademii krakowskiej, jak to uczynił opat cysterski w Jędrzejowie niejaki Albert, powierzając katedrę domowego studium uczonemu akademikowi Janowi Cervus Tucholczykowi, późniejszemu słynnemu rektorowi szkoły we Lwowie. W ogóle jednak opactwa w tej dobie smutny przedstawiały widok, jak powiem niżej, i nie kwitnęły tam nauki.
Częste upominania synodów prowincyonalnych, mianowicie piotrkowskiego 1542 i łowickiego 1556, wystosowane do biskupów, prałatów, proboszczów, aby przecie o uzdolnionych a obyczajnych nauczycieli się starali, a niegodnych precz oddalali, wezwanie archidiakonów i proboszczów, ażeby przynajmniej raz, dwa razy do roku szkoły w swym obwodzie lub parafii wizytowali dowodzą, że wbrew dawniejszym ustawom synodalnym, po wielu szkołach uczyli niezdolni i niemoralni ludzie, że wizytacyi szkół zaniedbywano, że stan szkół w ogóle nie był pocieszający.
Otóż przeciętny kler parafialny innego wykształcenia naukowego, jeno z tych szkół wyniesionego, nie miał i mieć nie mógł, liturgii zaś uczyli się klerycy praktycznie u księży proboszczów, lub przy katedrach i kolegiatach.
Nie wiele lepiej, jeżeli nie gorzej, stało naukowe wykształcenie zakonnego duchowieństwa, które w opactwach i klasztorach Prus królewskich i Wielkopolski rekrutowało się wyłącznie prawie z Niemców, a tem samem ani parafialnemu klerowi być pomocą, ani na masy wiejskiego ludu wywierać religijnego wpływu nie wiele mogło. W miarę wzrostu herezyi, brakło powołań do klasztorów, nie rzadko też zakonni księża, zrzuciwszy kaptur, przechodzili do różnowierców, żenili się i jako predykanci żywili się łaską zheretyczałych panów lub mieszczan, którym schlebiali, co wlazło[13].
Doszło do tego, że w opactwach i niektórych klasztorach, aby módz odprawić nabożeństwo chórowe, wyręczać się trzeba było płatnymi za to chłopakami. Inne klasztory, jak bernardyński w Wschowie, cysterski w Paradyżu i Bledzewie stały przez niejaki czas pustkami[14].
Karność zakonna nawet w żeńskich klasztorach rozluźniła się, upadła prawie zupełnie[15]. Dobra klasztorne rozdrapali krewniacy i powinowaci opata lub ksieni; w refektarzach odbywały się uczty, biesiady, tańce. Król August nawet, podmówiony przez heretyków w Parczowie, nosił się z myślą dobra i dochody opactw obrócić na potrzeby wojenne, opactwo oliwskie zastawił na dług przez siebie zaciągnięty u Gdańszczan; zupełnej konfiskacie opactw ledwo przeszkodzić zdołał nuncyusz Commendone, ale nie mógł przeszkodzić temu, że opactwa dostawały się w komendę karyerowiczom, klerykom świeckim, którzy dochody opackie i klasztorne rozpraszali, krewniakom i powinowatym rozdawali, żyli wystawnie, a zakonników głodzili i brutalnie się z nimi obchodzili, jak narzeka na to synod piotrkowski 1551 r.[16].
Znaczną ilość klasztorów, wypędziwszy z nich zakonników i zakonnice, zabrali na własność zheretyczeli panowie, potomkowie lub spadkobiercy tych, którzy je fundowali; w pozostałych karność i nauki leżały odłogiem. Zaradzając złemu, synod piotrkowski 1551, osobną konstytucyą polecił opatom i innym przełożonym klasztorów (et caeteri priores), aby zakonników ćwiczyli w piśmie św. i aby co dwa lata po dwóch w uniwersytecie krakowskim na naukach utrzymywali. Ci powróciwszy, wykładać mają swym konfratrom dobrych autorów pisma św. i teologii. Wszyscy też zakonnicy obowiązani są, w godzinach wolnych od służby bożej, czytać i powtarzać sobie teologią, aby w razie potrzeby zastąpić albo pomagać mogli klerowi parafialnemu[17]. Zbawienny ten przepis nie wszedł zdaje się, w wykonanie, zakony bowiem, uważając się za wyjętych z pod władzy biskupiej, nie poczuwały się do obowiązku słuchania przepisów synodalnych, tyczących się wewnętrznego zarządu.
Kiedy tak z dawien dawna ani liczne, ani świetne szkoły katolickie, pod wyłącznym kierunkiem duchowieństwa zostające, coraz bardziej upadały i znikały, wyrastały jak grzyby po deszczu różnowiercze szkoły i prawda, że na czas krótki, bo od 6 do 20 kilku lat najdłużej, zasłynęły nowością, ale też i doborem nauczycieli i metodą nauczania[18]. Nosiły i one piętno religijne i służyły za seminarya herezyom. Najgłośniejsze z nich w Koźminku, Pińczowie, Łańcucie, Secyminie itd.
Nauczycieli ściągano z Niemiec, Prus, Szląska, a panowie Oleśniccy, Ostrorogi, Górkowie, Leszczyńscy, Stadniccy, Radziwiłły, Chodkiewicze, Kiszkowie opłacali ich hojnie.
Pod bokiem Polski i Litwy stał luterski uniwersytet w Królewcu, w gronie jego profesorów zasłynęli dwaj Polacy, Kulwa i Rapelagan. Na sąsiednim Szląsku w Goldbergu niejaki Trotzendorf, luter, założył „klasyczną“ szkołę, przy niej internat o sześciu klasach, klasy podzielił po rzymsku na tribus, z dwoma cenzorami na czele. Uczył sam i z dobranymi pomocnikami, łaciny, greki, katechizmu luterskiego, wykładał rzymskich i greckich klasyków, pilnował codziennej modlitwy, coniedzielnej „służby bożej“ i moralności uczniów gorliwie[19].
Do tych dwóch uczelni garnęło się wiele majętniejszej młodzieży z Litwy zwłaszcza i Wielkopolski i traciło wiarę.
Heretycka akademia w Lipsku dzieliła się na 4 nacye, czwartą była polska, tyle tam kształciło się, tracąc wiarę i dobre obyczaje, synów szlachty polskiej. Wittemberska uczelnia miała zawsze po kilku i kilkunastu adeptów nauk i nowinek z Polski.
Oprócz tych znaczniejszych wyższych szkół, mnóstwo było, bo prawie przy każdym zborze, szkółek wiejskich heretyckich, do których posyłali swe dzieci nietylko mieszczanie, ale zmuszeni „batogiem“ katolicy wiejscy, poddani zheretyczałego pana dziedzica. Liczne drukarnie heretyckie tłoczyły corocznie setki katechizmów, postyl, rozpraw religijnych, podręczników szkolnych.
Ten upadek szkół katolickich a rozrost różnowierczych przerażał wszystkie synody prowincyonalne od 1551 r., przerażał co gorliwszych biskupów, jak Jędrzeja Czarnkowskiego w Poznaniu, który zakażoną herezyami szkołę Lubrańskiego wprawdzie oczyścił, ale pustką mu niemal stała dla braku dzielnych nauczycieli. U schyłku dopiero życia 1561 r. udało mu się sprowadzić z akademii krakowskiej Grzegorza Samborczyka i uczonego mistrza a pobożnego i żarliwego kaznodzieję Benedykta Herbesta, zaludnić i podnieść tę szkołę. Nie byli tak szczęśliwymi inni nawet gorliwsi biskupi; z piersi ich, z pod pióra wydobywało się wołanie o mistrzów zdolnych a katolickich. Krakowska akademia pochylona ku upadkowi, nie miała ich dosyć dla swych kilkunastu kolonij, jakże ich mogła dać do szkół biskupich? Warmiński biskup kardynał Hozyusz, wskazał im pierwszy, gdzie tych zdolnych a katolickich mistrzów szukać; w zakonie Jezuitów. Więc też poszli za jego przykładem najprzód biskupi a potem świeckie katolickie lub nawrócone do katolicyzmu pany.
Brak kapłanów — szermierzy, uczonych i wymownych na ambonie i w dysputach przeciw różnowiercom, brak mistrzów zdolnych a katolickich na katedrach szkolnych — oto dwa główne powody wprowadzenia Jezuitów do Polski, a trudno powiedzieć, który przeważał. Obudzenie i spotęgowanie życia religijnego i naprawy obyczajów wśród pozostałych w znacznej jeszcze, Bogu dzięki, większości katolików; oświecenie w rzeczach wiary i umoralnienie ciemnych grubych mas spodlonego niewolą ludu, to motywa, które w drugiej dopiero połowie rządów Zygmunta III. występują na plan pierwszy. Za Zygmunta Augusta stworzenie dobrych szkół katolickich było głównem zadaniem, chociaż w praktyce, walka z herezyą na ambonie i w szkole szła równolegle z pracą nad podniesieniem ducha wiary i pobożności w katolikach.





  1. My zaś sami nic nie robimy, naszemi pismami nie zbijamy pism heretyckich nie wykazujemy ich fałszu, nie zwalczamy, nie pouczamy proboszczów, tych zwłaszcza, w których parafiach szlachta zarażona herezyą. Wszystkich prawie dyecezyj kler skarży się na brak mszałów i agend, podręczników do kazań, książek, mów kościelnych doświadczonych doktorów“. Książki należy sprowadzić a księża „niech przecie czytają te książki, aby mogli dobrze kazać, bo świeccy wyśmiewają swych plebanów jako nieuków, i nudzą się słuchaniem“. (Acta hist. res gestas Pol. ill. I. 491, 492).
  2. Acta eppalia Cracoviensia vol. II. Liber Visit. 1516 nr. 16. Mathias de Opatów legere melius discat.
    1525 nr 7. ks Wójcik z Ilży nie umie odmawiać brewiarza.
    1525. nr. 22 ks. N. N. umie trochę czytać suspendowany na dwa lata a divinis aby się tymczasem poduczył.
    1526. ksiądz NN. quondam Campanon (dzwonnik) ad S. Annam nunc lector missarum ad BV in Circulo.
    1528. Potrzebny ks. wikary qui uicunque sciret idioma (ger manicum). (Z notatek Ks. Dr. Chotkowskiego).
    Synod 1532 przepisuje, aby nie święcono na księży tylko wyegzaminowanych kandydatów, „którzyby przynajmniej rok jeden w szkole (katedralnej?) przebyli.
  3. Rel. nunc. I. 48.
  4. Instructio nuntiis capituli crac. ad synodum a 1551. Acta hist. I. 478.
  5. Hist. szkół I. 60, 71.
  6. Tamże 77.
  7. Dowodem tego dekret synodu piotrkowskiego 1542 roku zakazujący, aby w szkołach nie czytano książek Lutra, Menlanchtona i towarzyszy, i nie truto nimi od pieluch prawie młodzieży. Za to czytać mają i wyjaśniać w szkołach katedralnych i trywialnych, ewangelje św., listy Pawła św., Katona morałkę, Jssokratesa, officia św. Ambrożego, dekalog, hymny, sekwencye, officyum wielkopostne Ascenzyusza, dzieła Cicerona, Wirgilego, Ezopa, Seneki innych mówców i poetów aprobowanych i w wierze katolickiej niepodejrzanych. (Hist. szkół I. 70).
  8. Acta hist. pol. I. 492—95. Instructio ad Synodum 1551.
  9. Theiner Mon. Reg. Pol. II. 709.
  10. Skargi są na proboszczów i wikaryuszy, że są illiterati et indocti, że dla gburowactwa, dla nędznego zysku popadają w nienawiść i zarzut chciwości. (Acta hist. I. 492).
  11. Hist. szkół I. 67.
  12. Vol. legum. II. 21.
  13. Początek luteranizmowi w Gdańsku dał 1518 pierwszy Jakób Knade, Dominikanin Za nim poszło 6 księży a między nimi Franciszkanin doktor Alexander. Wzburzone przez nich mieszczaństwo rozegnało zakonników i zakonnice w mieście, złupiło klasztory, odarło z ozdób kościoły i t. d. i podniosło bunt otwarty, który ukarał srogo Zygmunt I. 1526 r. Ale niedługo potem Dominikanin Pan kracy Kleine stał się duchownym ojcem zlutrzenia Gdańska. W Elblągu rej wodził Karmelita Maciej Binnenwald: pojął żonę, wzburzył miasto do tego stopnia, że Elbląg rozegnawszy zakonników, a tych którzy wygnać się nie dali, zamknąwszy by w więzieniu w klasztorach. zerwał się do buntu jak Gdańsk. W Krakowie obok Bonara, Guttererów, Franciszkanie z swym godnym prowincyałem Lizmaninem na czele, głównymi byli krzewicielami herezyi nietylko w tem mieście i Małopolsce, ale w Wilnie i Lwowie Nazwiska tych exmnichów przytacza ks. Bukowski w „Historyi Reformacyi“ I. 191. Działo się to za Zygmunta I. który przecież jakieś wędzidło nałożył różnowiercom. Gorzej się działo za toleranckiego Zygmunta Augusta.
  14. Łukaszewicz. O kościołach Braci czeskich str. 25.
  15. Fankidejski. Klasztory żeńskie str. 70, 87, 132, 179.
  16. Synod podnosi z uznaniem budujący stan pod względem zakonności i nauki niektórych klasztorów dominikańskich, bernardyńskich i żebrzących. „Opackie zaś klasztory bogate, stoją pustką, bo ich opaci sobie wszystko zagarniają, satrapami są „podwładną bracią tyranizują jakby ostatnich niewolników; źle ich karmią i żywią, sami zaś zbytkują etc. Nadto, ponieważ ciż opaci sami są nieukami, nie chcą mieć uczonych mnichów, aby nie byli rozumniejsi od nich, nie mają doktorów mistrzów, niema tam prelekcyi i nauki, stąd mnisi w opactwach, będąc nieukami i pożytku Kościołowi nie przynoszą i za nic są, i w pogardzie i w pośmiewisku u świeckich. Dlatego też do nich nikt nie wstępuje i pustoszeją“. (Acta hist. I. 486).
  17. Tamże I. 517 Porównaj: Łukaszewicz Hist. szkół. I. 76—80.
  18. Dzieliły się na 4 klasy. W najniższej czwartej uczono czytania, pisania i katechizmu (heretyckiego, w trzeciej łaciny aż do składni; w drugiej składni, prozodyi łacińskiej i katechizmu (heretyckiego), tłumaczono Terencyusza i Cicerona; w pierwszej wykładano retorykę i dialektykę, czytano listy i rozprawy Cicerona. Wirgilego i Horacego poezye i Justyna Frontyna historyą. Pielęgnowano i grekę, której uczono z gramatyki bawarczyka Clenarda, czytano Xenofonta, Lucyana, Demostenesa, wykładano nawet katechizm po grecku.
  19. Łukaszewicz. Hist. szkół. I. 74





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.