Przejdź do zawartości

Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor George Füllborn
Tytuł Jan III Sobieski Król Polski czyli Ślepa Niewolnica z Sziras
Podtytuł Romans Historyczny
Rozdział 38. Festyn dworski w Krakowie
Wydawca A. Paryski
Data wyd. 1919
Miejsce wyd. Toledo
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Johann Sobieski, der große Polenkönig und Befreier Wiens oder Das blinde Sklavenmädchen von Schiras
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

38.
Festyn dworski w Krakowie.

Tymczasem król Michał położył koniec intrygom dworskim w ten sposób, że zawarł związki małżeńskie z arcyksiężniczką Eleonorą, otrzymawszy od cesarza Leopolda order Złotego Runa.
Jakkolwiek jednak świetną była uroczystość zaślubin, szczęście nie zawitało do królewskiego zamku.
Młoda królowa tylko ze względów politycznych oddała królowi rękę, a kochała nie jego, lecz księcia lotaryńskiego, który współcześnie z Michałem ubiegał się o koronę, to też nie czuła się szczęśliwą przy małżonku, który dźwigał cały ciężar korony, a rzeczywistej potęgi królewskiej nie posiadał.
Niesnaski w kraju były tak wielkiej że król nie mógł ufać swoim doradzcom, ani tym, którzy go bezpośrednio otaczali.
Chciał on za radą swojej matki olśnić i przywiązać do siebie niespokojnych i niezadowolonych wojewodów, blaskiem festynów, postanowił zatem, że w Krąkowie odbędzie się uroczysta koronacya jego małżonki.
Koronacja odbyła się dnia 19 października 1670 roku w przytomności wszystkich najwyższych dygnitarzy kraju, w uroczyście przystrojonym Krakowie. Po skończonej uroczystości para królewska przyjęła licznych gości w wielkiej sali zamkowej.
Strojów tak wspaniałych i tak świetnych blaskiem drogich kamieni dawno już nie widziała ta sala. Zdawało się, że jedni drugich chcą zaćmić przepychem i że magnackie domy pragnęły młodej królowej okazać cały ogrom swego bogactwa.
Na galeryi sali przystrojonej polskiemi i austryackiemi chorągwiami, umieszczono kapelę, która odegrała uroczystą fanfarę, gdy ukazali się paziowie, a zaraz potem weszła para królewska otoczona świetnym orszakiem. Sala płonęła tysiącami świateł.
W głównem miejscu sali zamkowej na podniesieniu umieszczono tron, do którego król Michał poprowadził swą młodą małżonkę w koronie, po pozdrowieniu szerokiem kołem stojących gości kilkoma uprzejmemi słowy.
W głębi sali pod dekoracyą, mającą kształt namiotu, umieszczono wspaniały bufet, na którym stały złote dzbanki i czasze. Bogato przybrani lokaje i paziowie po podaniu przez wielkiego podczaszego puhara królowi, roznosili kielichy, a wszyscy za przykładem króla wychylali je za pomyślność kraju i królowej.
Pomiędzy gośćmi znajdowała się także piękna Marya Ludwika, wdowa po kasztelanie Zamojskim, którą królowa zaszczyciła dłuższą rozmową. Ukazała się ona na festynie koronacyjnym wskutek życzenia obojga królestwa i zdjęła na ten dzień żałobę.
Ubrana w powłóczystą suknię z jasnobłękitnej jedwabnej materyi z przodu i po bokach przystrojoną kwiatami, z pod której widać było drugą białą atłasową szatę, wyglądała tak czarująco, że kanclerz Pac, który stał obok Jagiellony Wassalskiej, nie mógł się wstrzymać od szepnięcia do niej, że jeszcze nie widział tak majestatycznej, prawdziwie królewskiej piękności.
Jagiellona uśmiechnęła się lodowato.
— Marya Zamojska, jak się zdaje, prędko zapomniała o śmierci swego małżonka i o uczuciach, jakie w niej obudził Jan Sobieski, — odpowiedziała po cichu, — patrz, panie kanclerzu, jak żywo i wesoło rozmawia z posłem angielskim, hrabią Rochester, zwykle tak zimnym, a dzisiaj okazującym tyle życia.
— Powiadają, że młody lord znał ją jeszcze w latach dziecinnych, — odpowiedział kanclerz Pac.
— Jeżeli hetman Sobieski rzeczywiście tak ją kocha, jak się wówczas zdawało w Warszawie, to ta młodociana znajomość kasztelanowej może być dla niego niebezpieczną, — rzekła Jagiellona szyderczo. — Hrabia Rochester jest pięknym mężczyzną a co jeszcze niebezpieczniejsze, posiada wszelkie przymioty, które budzą zajęcia kobiet.
— Jest nieżonaty. Powiadają, że unika kobiet.
Innych może, ale nie tych, które kocha.
Podczas tej rozmowy prymas arcybiskup, Prażmowski, stał w głębi obok posła austryackiego.
Rozmawiali z sobą po cichu i poufnie.
Prymas obejrzał się właśnie, czy ich kto nie podsłuchuje.
— Znasz te rzeczy, panie hrabio, — rzekł następnie, — po tem, co usłyszałem od pana, mogę z panem mówić otwarcie! Coby twój najjaśniejszy monarcha powiedział na to, panie hrabio, gdyby grożąca burza nie dała się zażegnać, i gdyby złożenie z tronu króla Michała okazało się koniecznem?
— Czyżby to niebezpieczeństwo było rzeczywiście tak blizkiem, dostojny księże prymasie? — zapytał poseł.
— Dotąd jeszcze udawało się zażegnywać burzę, ale liczba niezadowolonych wzrasta i wybór coraz bardziej jest atakowany, — mówił dalej prymas stłumionym głosem, — do tego dodać należy, że sukcesa hetmana kozaków, Doroszenki, są coraz groźniejsze i zagrażają państwu, a król Michał nie zdaje się dość silnym, ażeby stawić im czoło.
— Czyż temu nie są winni ci, którzy zwlekają z wysłaniem przeciw kozakom znaczniejszych sił? Czyż dzielnemu Sobieskiemu, nie udało się na czele walecznego wojska odnieść znacznych korzyści? — zapytał poseł austryacki.
Prymas wyruszył ramionami.
— Widoki są niepomyślne, panie hrabio, — odpowiedział poważnie, prawie ponuro, — wiadomości z placu boją zalegają, a jeżeli się bardzo nie mylę, jest to już złym znakiem! Ostatnie wiadomości były niepomyślne. Według nich Jan Sobieski w Żwańcu i pod tem miastem poniósł znaczne straty i sam dostał się do niewoli!
— Wiadomości przywiezione w tych dniach przez kuryera, przybyłego do Warszawy, mówią, że hetmanowi udało się odzyskać wolność i że przybył on do głównego oddziału swego wojska, — mówił prymas, — ale ten główny oddział nie sprosta siłą Doroszence, który odwagą i dzielnością mierzyć się może z Sobieskim.
— A zatem sądzisz, dostojny księże prymasie, że porażka zbyt nielicznej armii i zwycięstwo Doroszenki będzie hasłem upadku króla Michała?
— Idzie tylko o to, coby na taki przewrót powiedział najjaśniejszy cesarz austryacki...
— Odpowiedź na to dać mi nie będzie trudno! Sądzę, że mój najjaśniejszy monarcha pogodziłby się z tym przewrotem, gdyby tego żądała cała Polska, i gdyby wskutek tego książę lotaryński osiadł na tronie.
— A ta młoda, poważna blada królowa?... — zapytał prymas z ciekawością, oczekując odpowiedzi.
— Arcyksiężniczka Eleonora jest posłuszną córką cesarza, dostojny księże prymasie.
W tej chwili potajemna rozmowa została nagle przerwaną.
W sali objawiło się nagle, trudne do opisania wrażenie.
Dźwięk rogów dał się słyszeć z oddali, do okien dochodził stłumiony gwar tłumu, złożonego z tysięcy ludzi.
Co znaczył ten hałas? Co zwiastowały te zbliżające się z oddalenia odgłosy rogów?
Niepewność i oczekiwanie malowały się na wszystkich twrarzach.
Król powstał.
Kilku mężczyzn wpadło do sali.
— Przybywa! zwyciężył! Jan Sobieski powraca z jeńcami i trofeami! Odniósł świetne zwycięstwo! Doroszenko zupełnie pobity! — wołano.
Kasztelan zamku utorował sobie drogę pomiędzy tłumem gości i w radosnem wyruszeniu ukląkł przed królem i królową.
— Radosny nam dzień nastał, — rzekł wzruszonym głosem, — hetman Sobieski właśnie przybył do bram Krakowa i tysiącznemi głosy witają go tłumy! Przyprowadził dziesięciu związanych i okutych atamanów Doroszenki! Jeńcy których liczba wynosi tysiące, znajdują się przy jego zwycięzkiem wojsku! Dwróch chorążych niesie zdobyte sztandary pobitych i rozproszonych kozaków!
Kasztelan zamilkł. Wzrastając z każdą chwilą, jak szum zbliżającego się morza, coraz wyraźniej grzmiały radosne okrzyki tłumu.
— Chwiała ci, Janie Sobieski! Niech żyje dzielny hetman! — wołano.
W sali na górze wieść o tem niespodziewanem zwycięstwie wywołała także niepodobną do opisania radość. Król, który wiedział zbyt dobrze o grożącem mu niebezpieczeństwie i pojmował, że ten nagły i niespodziewany zwrot największy pożytek mu przyniesie, ze łzami radości przyjął tę pomyślną wiadomość.
— A więc cieszmy się wszyscy razem z ludem! — zawołał, — na koronę moją, ten, którego mamy uczcić, zasłużył na to!
Zapał radosny ogarnął wszystkich obecnych w sali, tylko prymas, kanclerz Pac, Jagiellona, i hetman polny litewski, Pac, nie podzielali tej radości i trzymali się na uboczu.
Rogi odezwały się tuż pod zamkiem.
Plac przedzamkowy rozjaśniły setki pochodni światłem, równającem się dziennemu.
Jan Sobieski zajechał na koniu przed zamek, otoczony swoimi podwładnymi i strażą przyboczną, która prowadziła jeńców i trofea. Tutaj oczekiwał pozwolenia, ażeby mógł wjechać do zamku.
Król Michał, prowadząc pod rękę swoją młodą małżonkę, wyszedł na balkon zamkowy i powitał powracającego zwycięzcę, wobec tłumnie zgromadzonego ludu.
Zwycięstwo Sobieskiego zamieniło uroczystość dworską w powszechną uroczystość ludową.
Król kazał prosić bohatera do zamku.
W sali otworzono szpaler dla niego.
Król Michał i królowa zajęli swoje miejsca na podwyższeniu.
Dźwięki rogów napełniały powietrze.
Nastąpiło wspaniałe widowisko.
Dwóch przybocznych dowódzców podkomendnych Sobieskiego weszło naprzód na salę, niosąc zdobyte sztandary i składając jen nóg króla i królowej.
Dźwięki rogów napełniały powietrze.
Nastąpiło wspaniałe widowisko.
Następnie wprowadzono do sali dziesięciu związanych i okutych atamanów Doroszenki, i kazano im uklękać po obu stronach tronu.
Dalej kilku podwładnych Sobieskiego wniosło zdobytą kasę wojenną Doroszenki i inne trofea.
Wreszcie sam Jan Sobieski wszedł na salę. Miał postawę bohatera i zwycięzcy. Włosy i broda w nieładzie, skutkiem pochodu, ubranie i obuwie pokryte kurzem, mimo to jednak wszyscy przed nim schylali czoła, gdy przechodził pomiędzy szeregiem gości i zbliżał się do tronu, gdzie złożył ukłon królowej i królowi.
— Witam cię waleczny hetmanie Sobieski! — zawołał król Michał.
I powstawszy przystąpił do zwycięzcy Doroszenki i uściskał go.
— Przybywam w pięknej i szczęśliwej godzinie, najjaśniejsze państwo! — rzekł Sobieski po uściskaniu przez króla, przystępując do królowej i niosąc do ust jej rękę, — uroczystość koronacyi zeszła się z wieścią o odniesionem zwycięstwie i ze złożeniem u stóp tronu trofeów! Tak jest, najjaśniejszy panie kozacy zostali pobici i rozproszeni! Hetman Doroszenko uciekł do Czehrynu, siły jego zniszczone, pobite i rozpędzone, z całej jego armii pozostało mu tylko sześć tysięcy ludzi i upokorzony prosi o pokój i łaskę.
— Dziękuję ci, hetmanie Sobieski za dzielność twoją i twych wojsk, dla których byłeś wzorem. Gdym ci powierzał dowództwo sił zbyt słabych w stosunku do liczby nieprzyjaciół, wiedziałem o tem, że jeśli możebnem jest zwycięstwo, to ty jeden odnieść je możesz!
Błyskawica dzikiej zawiści zajaśniała w oczach hetmana polnego litewskiego, Paca. Słysząc te słowa zwrócił się on z cichą, szyderczą uwagą do stojącego obok swego brata.
— Nie zawiodłeś zaufania, jakie pokładałem w tobie, — mówił król dalej, — wznoszę więc kielich i piję na cześć świetnego zwycięstwa na pomyślność wielkiego wodza Sobieskiego, oraz dzielnych jego towarzyszów broni i żołnierzy!
Jeden z paziów przyniósł na złotej tacy kielich i podał go Sobieskiemu.
Jan Sobieski spełnił puhar do dna. W tej chwili ujrzał siedzącą w blizkości królowej piękną Maryę Kazimierę.
Spojrzenia ich spotkały się... zdawało się, prąd elektryczny przepłynął pomiędzy nimi...
Teraz dopiero Sobieski spostrzegł obok Maryi mężczyznę wysokiej pięknej postaci, interesujących rysów, z żywemi, ciemnemi oczyma i piękną brodą...
Kto to był?... Sobieski go nie znał.
— Radością jest dla mnie i świętym obowiązkiem, — mówił król dalej, — świetne czyny i zasługi położone dla ojczyzny wynagradzać odpowiednio, a zatem tutaj w obecności wszystkich dostojników korony, znakomitego wodza i zwycięzcę Jana Sobieskiego, mianuję uroczyście wielkim marszałkiem koronnym!
Wszyscy, stosownie do zwyczaju dworskiego, złożyli ukłon nowomianowanemu marszałkowi.
Tylko prymas, kanclerz Pac i brat jego, hetman polny litewski, nie uchylili głowy.
Gdy król i królowa wielkiemu mar szalkowi Sobieskiemu wypowiedzieli w przyjaznych słowach swoje życzenia, przystąpili do niego biskup chełmski i inni dostojnicy, posłowie i wojewodowie, ażeby mu powinszować nowego dostojeństwa, jakie otrzymał.
I ów obcy, młody człowiek, który tak długo stał w blizkości Maryi, zbliżył się do niego, prosząc biskupa, aby go przedstawił. Był to lord Hyde hrabia Rochester, poseł króla angielskiego.
— Wielkiemu wodzowi i zwycięzcy składam moje uszanowanie, — rzekł hrabia Rochester, — nie omieszkam donieść mojemu rządowi, jak znakomitego bohatera posiada korona polska!
— Dziękuję panu, panie hrabio! — odpowiedział Sobieski, do którego w tej chwili zbliżył się ktoś inny z winszujących, gdyż z wyjątkiem dwóch braci Paców wszyscy się do niego cisnęli.
Nareszcie znalazł chwilę spokojną i mógł się zbliżyć do wdowy po Janie Zamojskim.
Ukłonił się jej i złożył gorący, namiętny pocałunek na jej ręku.
— Drogą mi jest ta godzina, w której widzę cię znowu, Maryo, — rzekł pocichu, — obraz twój towarzyszył mi wszędzie!
— Witam cię, panie marszałku, — odpowiedziała Marya.
Sobieski podniósł oczy i wzrok jego padł na stojącą w blizkości Jagiellonę. Napój Allaraby nie wywarł na nim takiego skutku jakiego spodziewała się wojewodzina.
Sobieski powrócił do tej, którą kochał przedtem. Przejęło to Jagiellonę jeszcze większą niechęcią i nienawiścią! Zdawało się że Sobieski jest zabezpieczony przeciwko wszelkim jej zamachom.
Jagiellona wbrew swojej woli, chcąc zgubić Sobieskiego, usunęła prze szkodę, która go dzieliła od pięknej Maryi. Wszystko więc, co przeciw niemu przedsiębrała, wychodziło na jego korzyść.
— Strzeż się pan! patrzą na pana! — szepnęła doń Marya.
— Muszę się z panią widzieć! — miał jeszcze czas Sobieski szepnąć pięknej wdowie i zaraz oddzielonym od niej został przez napływ składających mu życzenia.
Jagiellona udała się w głąb sali, gdzie zastała hetmana polnego litewskiego Paca, w żywej półgłośnej rozmowie z bratem.
— Oto zbliża się nasza sojuszniczka, wojewodzina Wassalska, — rzekł hetman polny litewski, — cóż pani wojewodzina powie o nowym wielkim marszałku? Daję słowo, że ten Sobieski potrafi czynić się głośnym! Rzecz to jednakże jasna. Król Michał na nikogo liczyć nie może oprócz niego, musi go zatem sobie kupować!
— Nie tak głośno i nie tutaj! — szepnęła Jagiellona do dwóch zawiścią przejętych braci — w małej pobocznej sali nie ma nikogo!
Poszła naprzód, dwaj bracia udali się za nią do przyległej sali.
Przybywszy tam, zajęli miejsce na środku tak, że przez otwarte wysokie i szerokie drzwi mogli patrzeć do sali tronowej.
— Jesteśmy sami i nikt nas nie słucha, moi przyjaciele, — rzekła Jagiellona do swoich sprzymierzeńców, — Jan Sobieski jest jak widzicie na drodze do osiągnięcia najwyższych stanowisk! Na moje zbawienie, wzbija się on ciągle w sławę i zaćmiewa wszystkich! Teraz bardziej niż kiedykolwiek wierzę, że będzie nosił koronę, którą mu przy urodzeniu przepowiedziano.
— Masz słuszność wojewodzino, dąży on do korony, — odpowiedział kanclerz.
Brat jego pobladł z gniewu, ponieważ słowa Jagiellony niewypowiedzianie go drażniły.
— Zwraca już pożądliwy wzrok na koronę, — mówiła dalej Jagiellona, — patrzcie panowie sami, czy już teraz nie przedstawia się jak król, jak władca.
Podczas gdy mówiła te słowa, jeden z obrazów przedstawiających portrety dawnych królów poruszył się zwolna i cicho, rozmawiające osoby, przejęte nienawiścią, nie zwróciły na to uwagi.
— Król Michał jak się zdaje, każę sobie opowiadać wypadki, zaszłe na placu boju, — rzekł kanclerz.
— Powiadają, że Sobieski cudem uniknął niewoli i śmierci, — mówiła Jagiellona dalej, — ma on anioła opiekuńczego...
Z obrazu, który, jak się zdawało, zasłaniał drzwi ukryte w obiciu, ukazała się głowa okryta kapturem mniszym, ale znikła natychmiast.
— Anioła opiekuńczego? — zapytał kanclerz.
— Więc nie wiecie o tem panowie?... Anioł ten, prawda jest z ciała i kości, — mówiła Jagiellona, — zapomnieliście o ślepej niewolnicy?
— Widziałem kiedyś tę ślepą niewolnicę na zamku w Warszawie, — odpowiedział kanclerz.
Hetman polny litewski stał ze skrzyżowanemi na piersiach rękami i nie spuszczał wzroku z Sobieskiego, który w sali tronowej zajął miejsce obok króla i królowej i zdawał im sprawę z przebiegu kampanii.
— Ta ślepa niewolnica jest aniołem opiekuńczym Sobieskiego, — mówiła dalej Jagiellona, — i ona teraz miała go ocalić z niebezpieczeństwa! Chodzi ona za nim wszędzie, jak wierny pies. Można ją zamknąć, wydobędzie się i pospieszy za swoim panem, którego zdaje się kochać namiętnie.
Hetman polny litewski zwrócił się do Jagiellony.
Drzwi zasłonięte obrazem poruszyły się znów pocichu, tak, że tylko mały otwór pozostał.
— A zatem ślepa niewolnica jest rywalką wdowy po Zamojskim? — zapytał młodszy Pac, — gdzież ona jest? Chciałbym jej powiedzieć, że jej pan kocha piękną Maryę!
— Dziś do tej chwili bardzo mało rozmawiali z sobą, — wtrącił się kanclerz do rozmowy.
— Hetman litewski ma słuszność, — rzekła Jagiellona, — ślepa niewolnica znienawidzi rywalkę i raczej zabije swego pana, niżby miała dozwolić, żeby się rzucił w objęcia innej.
— Gdyby tylko nie była ślepą! — zauważył hetman polny litewski, — ale gdzież ona jest?
— Niezawodnie przybyła tutaj za swym panem, albo przybędzie jutro, bo nie zawsze może wydążyć!
— Eh!... jutro?... Jutro zapóźno! — szepnął hetman polny.
Oczy Jagiellony błysnęły... widać było tryumf w jej spojrzeniu... pojęła z tych słów, że ten, który je wymówił, nie był w stanie panować nad swoją zawiścią.
— Biada mu jeżeli się z nim spotkam, — zgrzytnął zębami Pac, ściskając gorączkowo rękojeść szabli, — mam z nim załatwić rachunek!
— Nie zapominaj hetmanie, że cię w pojedynku zwycięży! — szepnęła Jagiellona.
— Jeśli go znajdę, jeśli go spotkam, to będzie niedobrze! Zginie on, albo ja!
— Dodaj, jeżeli spotkasz go bez świadków, panie hetmanie, bo jeśli warta albo inni panowie będą w blizkości, to rzucą się i powstrzymają.
— Mój brat będzie działał ostrożnie! — rzekł kanclerz poważnie, półgłosem, — panuj nad swoją nienawiścią! my ją podzielamy! Znajdzie się sposobność usunięcia tego, co nam zawadza! Cierpliwości tylko!
— Cierpliwości?... Czyż mamy czekać aż nas wszystkich pokona, aż się wzniesie tak wysoko, że go dosięgnąć nie będzie można? — rzucał się hetman polny litewski, — postanowienie moje jest stanowcze! Gdziekolwiek go spotkani, to żywego nie puszczę! — Jeden z nas dwóch tylko może zostać przy życiu, ja albo on! Dla nas obu świat ten zaciasny!
Jagiellona uśmiechała się szatańsko.
Podnieciła hetmana polnego litewskiego tak, jak to było jej zamiarem.
— Przypomina mi się jednak, — rzekła, — że wiem, gdzie go później z pewnością spotkać będzie można.
— Powiedz mi, w którem miejscu Wojewodzino!
— Udaj się do galeryi zamkowej, hetmanie i zatrzymaj się w miejscu, w którem się znajdują stare filary, a pomiędzy niemi w niszach posągi. Nie ma tam blizko żadnej warty. Czy wiesz hetmanie dokąd prowadzi przejście boczne z tamtego korytarza?
— Do apartamentu wdowy po kasztelanie krakowskim.
— Czyż potrzebuję więcej mówić? — szepnęła Jagiellona, której bladą twarz przebiegł uśmiech.
— Sądzisz pani, że Sobieski odwiedzi Maryę Kazimierę? — zapytał Pac.
— Z pewnością złoży jej wizytę, hetmanie!
— Dobrze! Dziękuję ci wojewodzino, rzekł hetman litewski, — gdy Sobieski ukaże się około filarów, — rozstrzygnie się sprawa pomiędzy nami.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: George Füllborn.