Przejdź do zawartości

Historynka/Rozdział XVII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucy Maud Montgomery
Tytuł Historynka
Wydawca Wydawnictwo J. Przeworskiego
Data wyd. 1936
Druk Zakłady Graficzne B. Wierzbicki i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Janina Zawisza-Krasucka
Tytuł orygin. The Story Girl
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ XVII
PRÓBUJEMY PUDDING

Nazajutrz rano Fela miała mnóstwo roboty. Przedewszystkiem należało doprowadzić mieszkanie do idealnego porządku, a pozatem trzeba było przygotować specjalną kolację, którą miał być uczczony powrót naszych ciotek i wuja. Fela w tę ostatnią czynność włożyła całą swoją duszę, a przyrządzenie śniadania i obiadu pozostawiła już Celince i Historynce. Umówiły się, że Historynka zrobi do obiadu pudding z owsianej mąki.
Pomimo pamiętnego niepowodzenia z chlebem, Historynka nadal pobierała u Feli lekcje gotowania i dokładała wszelkich starań, aby zasłużyć na pochwałę ze strony swej nauczycielki. Dziś jednak Fela nie miała czasu zwracać uwagi na to, co robi Historynka. — Sama musisz zająć się puddingiem, — powiedziała. — Przepis jest taki prosty, że nie będziesz miała zbyt wiele kłopotu, a jeżeli czegoś nie zrozumiesz, możesz mnie się zapytać. Proszę cię jednak nie zanudzaj mnie zbytnio, jeśli będziesz mogła sama sobie dać radę.
Historynka nie zapytała jej absolutnie o nic. Pudding został przyprawiony i upieczony i gdyśmy zasiedli do obiadu, Historynka z dumą oświadczyła nam, że zrobiła go zupełnie sama bez niczyjej pomocy. Była z tego puddingu wyjątkowo dumna, zresztą usprawiedliwiał to piękny jego wygląd. Pokrajane kawałki były apetyczne, o złotawym odcieniu, a posypane miałkim cukrem, przedstawiały jeszcze apetyczniejszy widok. Jednakże ze smakiem było trochę gorzej, chociaż nawet wuj Roger i Fela nie powiedzieli na ten temat ani słowa, nie chcąc Historynce robić zmartwienia. Pudding był ciężki — zdecydowanie ciężki — niepodobny zupełnie do tych owsianych puddingów, jakie nam przyrządzała tak często ciotka Janet. Gdybyśmy go nie poleli smacznym sosem, jestem pewien, że niktby go nawet przełknąć nie mógł. Zjedliśmy go jednak wszyscy doostatka, nie narzekając. Zato reszta obiadowych potraw smakowała nam wyjątkowo i wkrótce zapomnieliśmy o nieszczęsnym puddingu.
— Załuję, że nie pochodzę z bliźniąt, bo mógłbym napewno zjeść podwójnie, — rzekł Dan po skończonym obiedzie.
— Myślisz, że bliźnięta są takie szczęśliwe? — zdziwił się Piotrek. — Przecież ludzie mający zeza też nie jedzą więcej, niż ci, którzy go nie mają, prawda?
Nie mogliśmy jakoś doszukać się związku między temi dwoma pytaniami Piotrka.
— Co ma wspólnego człowiek zezujący z bliźniętami? — zapytał Dan.
— Jakto, bliźniaki przecież zawsze zezują, nieprawda? — zdziwił się Piotrek.
Byliśmy pewni, że żartuje i dopiero po chwili przekonaliśmy się, iż mówi całkiem poważnie. Wybuchnęliśmy tak serdecznym śmiechem, że aż Piotrek się oburzył.
— Mnie tam wszystko jedno, — rzekł z ponurą miną, — ale dam wam zaraz na to dowód. Tomek i Adaś Cowanowie z Markdale są przecież bliźniętami i obydwaj mają zeza, więc przypuszczam, że wszystkie bliźnięta muszą zezować. Nie jestem tak wykształcony, jak wy, i nie byłem wychowany w Toronto. Gdybyście musieli tak, jak ja od siedmiu lat pracować, napewno umielibyście o wiele mniej ode mnie.
— Nie martw się o to, Piotrku, — uspokoiła go Celinka. — Ty i tak pod wielu względami wiesz więcej od nas wszystkich.
Lecz Piotrek był niepocieszony i żadną miarą nie mógł odzyskać dobrego humoru. Być wyśmianym w obecności Feli — być wyśmianym przez samą Felę — to było coś takiego, z czem się w żaden sposób nie mógł pogodzić. Mógł pozwolić na to, żeby Celinka i Historynka śmiały się z niego, zniósłby nawet, żeby ci dwaj chłopcy z Toronto stroili sobie z niego żarty, lecz kiedy Fela się z niego śmiała, Piotrek był wówczas najbardziej przygnębiony.
Nie mając już w śpiżarni więcej jajek ani masła, Fela musiała z konieczności zaprzestać dalszego pieczenia ciastek i postanowiła zająć wolny czas wypchaniem dwóch nowych poduszek, które wyhaftowała do swego pokoju. Słyszeliśmy, jak biegała po mieszkaniu, gdyśmy siedzieli na cienistym ganku, gdzie wuj Roger uczył nas, jak się strzela z wiatrówki czarnemi jagodami bzu. Nagle wyszła do nas Fela z zachmurzoną twarzą.
— Celinko, czy nie wiesz, gdzie mama schowała trociny, które wysypała ze starej poduszeczki babci King, gdy je przesiała, aby wybrać z nich igły? Miałam wrażenie, że te trociny są w małej skrzynce.
— Tam były, — odparła Celinka.
— Ale ich tam niema. W skrzyneczce niema nawet śladu trocin.
Na twarzy Historynki odmalowało się coś w rodzaju przestrachu czy zawstydzenia. Widocznie postanowiła się nie przyznawać. Jeżeli nie zdradzi tajemnicy zniknięcia trocin, to może nazawsze pozostanie ona tajemnicą. Chciała nie wspominać o tem ani słowem, jak mi później wyznała, gdyby nie straszny lęk, który zrodził się w jej duszy, że prawdopodobnie pudding z trocin nie był zbytnio zdrowy do jedzenia szczególnie, jeżeli w trocinach były igły. Ten strach właśnie zmusił ją do zdradzenia tajemnicy.
— Ach, Felusiu, — wyszeptała nieśmiałym głosem, — myślałam — myślałam, że w tej skrzyneczce jest mąka owsiana i wsypałam ją do puddingu.
Fela i Celinka spojrzały na nią z przerażeniem. My, chłopcy wybuchnęliśmy głośnym śmiechem, lecz wkrótce zagłuszył nas śmiech wuja Rogera. Wuj Roger trzymał się za boki i kołysał we wszystkie strony na ławce.

Szkic stojącego mężczyzny z rękami opartymi na biodrach, w koszuli, spodniach i butach z cholewami do kolan.

— Ach, — ryczał poprostu, — dziwiłem się, skąd po obiedzie dostałem takich boleści, ale teraz już wiem. Najwidoczniej połknąłem igłę, a może nawet kilka igieł. Już teraz wszystko dokładnie rozumiem!
Biedna Historynka śmiertelnie zbladła.
— Ach, wuju, czy to byłoby możliwe? Przecież nie mógłbyś połknąć igły i nie czuć jej w ustach. Przecież musiałaby cię kłuć w język, albo w podniebienie.
— Ależ ja wcale nie gryzłem tego puddingu, — śmiał się dalej wuj Roger. — Był za twardy, więc go łykałem kawałkami.
Śmiał się dalej, trzymając wciąż za boki i kołysząc na wszystkie strony. Po chwili jednak odzyskał powagę. W każdym razie nie był takim dobrym aktorem, jak Historynka. Fela spojrzała nań z wyrzutem.
— Wuju, przecież nie jesteś absolutnie chory, — rzekła po namyśle. — Poprostu tylko przed nami udajesz.
— Felusiu, jeżeli umrę po zjedzeniu trocinowego puddingu nadziewanego igłami, będziesz miała przez całe życie wyrzuty sumienia, żeś zrobiła taką wymówkę biednemu staremu wujowi. Jeżeli nawet w trocinach igieł nie było, to i tak miały już one ze sześćdziesiąt lat, więc były trochę nieświeże, jak na mój żołądek, a pozatem musiały być niezbyt czyste.
— Wiesz przecież, ile nieczystości zjadamy przez całe nasze życie, — zachichotała Fela.
— Ale nie wszystkie te nieczystości zjadamy odrazu, — odparł wuj Roger, śmiejąc się znowu. — Ach, Saro Stanley, jakiż ja jestem szczęśliwy, że ciotka Oliwia już dzisiaj wieczorem wraca! Gdybyśmy jeszcze na jeden dzień zostali sami, napewno byś mnie czemś otruła. Jestem pewien, że to wszystko robisz tylko dlatego, aby mieć temat do opowiadania swoich historyj.
Wuj Roger poszedł do stodoły, wciąż jeszcze trzymając się za boki.
— Sądzisz, że on naprawdę jest chory? — zapytała Historynka z niepokojem.
— Jestem pewna, że mu nic nie jest, — odparła Fela. — Możesz się o to nie martwić. Nie wierzę, aby w trocinach były igły, bo mama przesiała je przecież bardzo starannie.
— Znam opowieść o pewnym człowieku, którego syn połknął mysz, — rzekła Historynka, która nawet w najcięższych sytuacjach miała humor do opowiadania anegdotek. — Pobiegł ten człowiek w nocy do doktora i poprostu wyciągnął go z łóżka.
— „Ach, doktorze, mój syn połknął mysz“, — zawołał. — „Co mam robić?“
— „Każcie mu teraz połknąć kota“, — zawołał doktor, zatrzaskując ze złością drzwi.
— Jeżeli istotnie wuj Roger połknął igłę, to myślę, że byłoby najlepiej, gdyby połknął teraz poduszeczkę do igieł.
Wybuchnęliśmy wszyscy głośnym śmiechem, tylko Fela była dalej pochmurna.
— Ale przykro jest pomyśleć, że się zjadło pudding z trocin. Jakim cudem, u licha, mogłaś popełnić taką omyłkę?
— Trociny wyglądały zupełnie jak mąka owsiana, — tłumaczyła się Historynka, czerwona od zawstydzenia. — Trudno, chciałam przecież jaknajlepiej i myślałam, że kiedyś wreszcie nauczę się gotować. Jeżeli teraz któreś z was wspomni choć jednem słowem o tym trocinowym puddingu, to bądźcie pewni, że wam już nigdy nic za karę nie opowiem.
Ta straszna pogróżka odniosła spodziewany efekt, bo żadne z nas nigdy więcej nie ośmieliło się powiedzieć ani słowa na ten temat. Historynka jednak nie mogła do tego stopnia liczyć na milczenie dorosłych, szczególnie na to, że wuj Roger będzie milczał. Istotnie wuj Roger zamęczał ją tym puddingiem aż do końca lata. Ani razu od tego dnia nie usiadł do śniadania, żeby nie zapytać z powagą, czy przypadkiem w kartoflach niema trocin. Ile razy nachodziły go jakieś bóle reumatyczne, zawsze twierdził, że to igła wędruje mu po ciele, a ciotkę Oliwję ostrzegł, aby wszystkie poduszeczki do igieł wyrzuciła z domu, twierdząc, że trociny nawet do puddingu nigdy się nie przydadzą.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lucy Maud Montgomery i tłumacza: Janina Zawisza-Krasucka.