Filozofja wojny

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Cyprian Kamil Norwid
Tytuł Filozofja wojny
Pochodzenie Dzieła Cyprjana Norwida
Redaktor Tadeusz Pini
Wydawca Spółka Wydawnicza „Parnas Polski”
Data wyd. 1934
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
FILOZOFJA WOJNY[1]
PRZEDMOWA.

Jako zabytek średniowiecza, tudzież dla zachowania niejakiej powagi, jak i ku zniewoleniu umysłów naiwnych, utrzymał się zwyczaj przeplatania modłami przygotowań wojennych. Praktykuje się to ku chwale bóstwa w obu wrogich sobie obozach. Upowszechnienie filozofji samejże wojny zdało nam się rzeczą nieomal równie ważną, albowiem posiadanie dokładnego pojęcia o tem, co się praktykuje, nie przyniosło nigdy jeszcze szkody ani dziełu, ani pracownikowi wolnemu.
1870. Paryż.

I.
WOJNA. — DEFINICJA. — RACJA BYTU.

Definicja samowoli jest najmniej idealna zpośród pojęć, albowiem dochodzi się do niej stopniowo drogą poprawek, tak, że są to raczej rozliczne definicje przeróżnej samowoli, do których pojęcia dochodzimy z łatwością.
Niemniej wszakże samowola, uważana sama w sobie, zdaje się zawsze świadczyć o trwaniu ustawy, czy zasady, tudzież o żywotności prawa indywidualnego[2]. Uważana w tym względzie, samowola nietylko że daleką jest od wszelakiego występku i nietylko wybaczyć da się w przeróżnych okolicznościach, ale ponadto jeszcze wchodzi z istoty swej w całokształt życia, jako element przejściowy. Tak, że, czy karamy samowolę, czy ją znosimy, czy mamy względem niej obowiązek, czy cierpliwość, prawa mamy jednakże niewiele, a zawsze brak nam siły do wygnania samowoli.
Byłoby najzupełniejszym błędem wyobrażać sobie, że wojna jest ustawą, podczas gdy ona jest tylko samowolą w jednem z najszerzej pojętych znaczeń tego wyrazu. Ustawa, znosząca wszystkie ustawy, nie istnieje.
Nie wojnę tedy, ale walkę, która przez uniwersalność[3] zobowiązań paraliżuje wszelkie działanie, przyjmuje się jako ustawę i zasadę, której najsroższe nadużycie stanowi wojnę.
Wojna jest samowolą do tego stopnia, że nawet, mówiąc strategicznie[4], bitwy najbardziej mordercze są prawie zawsze następstwem błędów, które wydarzyły się uprzednio na radzie, lub w czasie wykonania; rzadko zaś wojny osiągają zwycięstwo drogą masakry. Przeciwnie, wyniki tych spotkań morderczych bezpłodne są z tej przyczyny, że, skoro działanie zaczepne stron obu jest równe, niemasz już miejsca na dzieło walki, która jedynie posiada rację bytu wojen.
Umieć walczyć znaczy to umieć przyjąć i praktykować heroizm we wszystkich warunkach i na wszystkich stopniach pracy społecznej, podczas gdy prowadzenie szczęśliwej wojny jest tylko umiejętnością skoncentrowania i użycia tejże całości heroizmu[5] w personalnym wysiłku misji społecznej. Personalizm tedy (mimo, że jest to personalizm całego społeczeństwa) pociąga za sobą samowolę, którą zowiemy «wojną». Dla tej to również przyczyny wojna wszelka jest cząstkową, podczas gdy walka nieustannie jest powszechną na całej linji niezliczonych działań.
Uparty przesąd i myśl zacieśniona uważają heroizm za przydatek pośród normalnych sprężyn działania; błędność tych mniemań wywodzi się stąd, że momenty wybuchu jakiejś siły narzucają się oku same przez się, podczas gdy ciągle jej współdziałanie mniej jest widoczne. Społeczeństwa cywilizowane nieuchronnie są w pochodzie, a możliwość owa powstaje przez zużywanie i tworzenie od nowa heroizmu, który prowadzi i towarzyszy niby wywiadowca wielkiej armji pracy. Europa wywinie się z pieluch azjackich jedynie przez cywilizację grecką, a tak samo cywilizacja europejska pójdzie wyżej i wywikła się z więzów śmierci wówczas tylko, jeżeli przyjmie i praktykować będzie heroizm w liczniejszych niż dotąd stanach i stopniach pracy społecznej. Ośmielę się nawet wyznać, że rozbrojenie sił militarnych Europy, przedstawione i wypracowane jako idea, będzie miało zawsze wyniki praktyczne w szczegółach, i że toż rozbrojenie, jeśli pokuszą się mi środki ostrożności, będzie miało za skutek nagromadzenie powodów wojny. Albowiem zgoła nic wojna powszechna zdoła położyć kres walkom, lecz przeciwnie: upowszechnienie walki zdławi wojnę i sprowadzi jej upadek. Przedewszystkiem «wojna powszechna» jest powiedzeniem tak mało logicznem, że przymiotnik kasuje w niem rzeczownik. Wojny nigdy nie są powszechne, albowiem samowole są w rzeczywistości cząstkowe.
Samowola nietylko jest działaniem realnem, ale i działaniem, którego wartość moralna jest przemijająca; oto dlaczego wojny, które odpędzają ciemiężycieli i odrzucają przeciwników, uważane są za święte i sprawiedliwe, te zaś, które niweczą wroga i zgładzają go, rzadko były cenione w historji, a niekiedy nawet zapominane były do tego stopnia, że ledwo archeologja przechowała o nich wzmiankę.

II.
NIEPRZYJACIEL. — DEFINICJA.

Wojna z nieprzyjacielem nie jest niczem innem, jak wielką zwadą, i przez to przypomina pojedynek, albowiem nieprzyjacielem jest ten, który, walcząc, nastaje bezpośrednio na naturę przeciwnika. Takiemi bywały naprzykład wojny ras, niecierpiących się z przyczyn naturalnych. Widywano wówczas ludzi niezbrojnych, którzy, potykając się z wrogiem, plwali na ziemię; gest to, zarówno jak funkcja, bardzo mało historyczna, ale akcentująca w sposób poufały pewną prawdę, tę mianowicie, że nieprzyjacielem jest ten, który wrogość swą odnosi nie do innej przyczyny, jak tylko do samej natury i do jej funkcyj istotnych.
Te wojny zaś były niechybnie wojnami pierwiastkowemi, albowiem energje pierwotne ludów, rozmaicie uposażonych, starały się nawzajem uzyskać nad sobą przewagę, mając na oku władzę nad światem takim, jak im się wydawał i sposobem takim, jak dziedziczy się nieruchomości — jedyny naówczas sposób nabywania własności! Nie walka tedy tworzyła naówczas ustawę, przyjmując wojnę jako nieuniknione nadużycie, lecz przeciwnie; i w następstwie tego wszelka rasa mniemała, iż ma szczególną misję karania reszty świata i niweczenia jego pychy. I tak działo się w istocie, wszelako o tyle tylko, o ile zagłada zajmowała miejsce, należne odtąd walce.

III.
CIEMIĘŻYCIEL. — DEFINICJA.

W następstwie tego, co się rzekło i wykazało, ciemiężyciel przybywa w tryumfie, tępienie staje się rutyną, a władza nabiera sankcji[6]. Jest to stan rzeczy o tyle nie dający się utrzymać, że rozgraniczenie obu światów staje się jawne, że oba obozy czują swe sąsiedztwo, że wstręt wzrasta, a wypowiedzenie wojny niemal spada zgóry, jakgdyby wojna wkraczała w porządek świata i jakgdyby mogła wejść weń, przywłaszczając sobie moc ustawy.
Wszelako pozór jest tu raczej widoczny, niż złudny, albowiem zjawia się walka, jako że to ów moment w historji, w którym wypowiedzenie wojny równa się wojnie samej. W istocie, akt obywatelski ze strony uciśnionego wobec tryumfującego wroga streszcza w sobie całokształt sprawy, a bardzo często brak jest uświadomienia sobie skutków praktycznych, bo taka jest cecha sprawiedliwości, że żadną miarą nie może ona wypływać z przyczyn materjalnych. A jeśli wojna z nieprzyjacielem wydawała nam się wielką zwadą, to wojna z ciemięzcą będzie zawsze jakoby ustawiczną manifestacją[7] każdej chwili życia społecznego w stanie nieuleczalnej nieprzyjaźni. Oznaki samegoż życia służyć będą za znaki łączności. Sferą walki będą temperamenty przeciwników; bo, jeśli nieprzyjacielem jest ten, kto wrogość swą odnosi jedynie do natury, to ciemięzcą jest ten, kto narzuca własną naturę i ma za cel ujarzmienie woli niepodległej zapomocą wypływów osobistych. Błąd wypływa tu stąd, że zamiast szukać przyczyny nieporozumienia w rozmaitości punktów widzenia, szuka się jej brutalnie w rozbieżności sprzecznych z sobą temperamentów.
Jednakże ta faza wojny nie przedstawia się nam już jako czysty pojedynek, albowiem wkracza tu temperament jako trzeci, a tajemniczość jego leży w tem, że jest to czynnik zmieniający się. Narody ujarzmione przez długi czas przejmowały zkolei sekret władzy, modyfikowany przez temperament wtórny, a czynność ta, niezbyt dostrzegalna, jakkolwiek zgoła niezaprzeczona, trwa przez wieki bez najmniejszej przerwy. Mężowie stanu, tudzież ci, którzy przez rodzaj swych zajęć skazani są na tak zwane życie «praktyczne», nie przypuszczają zgoła istnienia ustawy tyle bezwzględnej i szukają sposobu na klęskę wojny, nie posiadając dosyć prostoty demokratycznej, by spojrzeć w twarz istocie prawdy. Naszem zdaniem, wojna nie podda się nigdy, a z pewnością nigdy nie ugnie się przed tem, co jej jest zwyczajne, to znaczy przed siłą widzialną, lecz natychmiast, skoro inteligencje ludzi zadadzą sobie trud podniesienia nieco czoła i skoro nabiorą świętej śmiałości spojrzenia idei doskonałej twarzą w twarz — okaże się, że zarówno w wojnie samej, jak w dawnym jej przebiegu dadzą się znaleźć środki logiczne, łagodzące w wielkiej części tę odwieczną klęskę. Wystarczyłoby zrozumieć i odważyć się zrozumieć rozmaite fazy wojny, by jej zadać, przez to tylko, pierwszy cios maczugą Herkulesa.
Rzecz dziwna. Ludzie wzywają imienia Boga, a nawet nie gardzą tem, by zwracać modły do tego, który, jak przypuszczają, jest władcą armji, ale czy zadają sobie trud, by zrozumieć wojnę i rozprawiać o niej? Ta cicha zgoda jest ostatniem oszukaństwom ze strony inteligencji rutynicznej[8].
Z pewnością — najpopularniejszym wyrazom wszelkiego punktu spornego jest walka na pięści, ale wielka będzie odpowiedzialność inteligencyj, które nie zadały sobie trudu, by poskromić bestię, zmuszoną do uciekania się do tej ostatecznej instancji.

*

Wojny zakończą się w dniu, w którym człowiekowi, głoszącemu pewną prawdę, interlokutor jego odpowie szczerze: «Prawda jest!» Nieduże, niezbyt akademickie i niemal naiwne jest to powiedzenie, które dla swej dostojnej prostoty nie zdaje się niemal zasługiwać na wzmiankę.
Niemniej, jeśli się uważa za republikanina, trzeba koniecznie zejść z utartej drogi i postanowić sobie być prostym w miarę potrzeby.

*
Rozwinąwszy rację bytu wojny, szukaliśmy definicji wroga, potem zaś nieprzyjaciela tryumfująccgo, który jawi się jako ciemięzca; zostaje nam teraz śledzenie tej konsekwentnej przemiany, albowiem ja trwam w wierze, iż dwa tysiące lat logicznej pracy ludzkości zostawiło nam nieco światła, by móc spojrzeć w lice nieznanemu, a nadewszystko, że to nieznane zdaje się raczej być zaniedbanem...

IV.
PRZECIWNIK. — DEFINICJA.

Zarówno nieprzyjaciel, jak ciemięzca, mają tę słabą stronę wspólną, że ani jeden ani drugi nie ma powodu być moralnym, — wszelako inaczej ma się rzecz z trzecim przejawem tegoż motywu. Inaczej ma się rzecz z przeciwnikiem.
Przeciwnika, jako tego, który przeciwstawia nam szereg aktów woli, zwanych przez nas charakterem, uważa się za środek techniczny i konieczny w wielkiem dziele prawdy, i on to właśnie jest bojownikiem doskonałym. O nim też powiedziano jest w pełnej prostoty i wielkości inwokacji:
«Bóg dozwoli mi oglądać ukaranie nieprzyjaciół moich — wszelako nie zabijaj ich, Panie, od jednego ciosu, iżby nie zapomniał lud mój o sprawiedliwości Twojej!» (Dawid LIX).
Nieprzyjaciele wyginą i śladu nie zostanie po ciemięzcach, lecz przeciwnicy będą zawsze, albowiem od początku nie chowaliśmy przed sobą tej prawdy, jako walka jest tu ustawą, której częściowe nadużycie zwie się wojną. Minęły już nawet, jak się zdaje, czasy owej tajemniczej nauki, szerzonej przez państwo, które starało się umiejętnie utrzymywać nadal błędne mniemanie, by oswajać posłuszne masy z fatalnością zyskowną. Ludy powinny wiedzieć o tem, że stosunek wrogi jest potrzebny, a jeśli wiadomość ta przyczyni się czasem do ostudzenia naturalnej zapalczywości, prawdziwy entuzjazm wyniesie z niej niewątpliwą korzyść.
I z tej to właśnie racji zwalcza się nieprzyjaciół i odpiera ciemięzców, lecz mierzy się z przeciwnikiem.
Wszakże czyliż mierzyć się znaczy przyjmować niepojęty jakiś dualizm?[9] Lękać się dramy, ograniczać życie, a zapominać o granicach?... Zgoła nie!
Przeciwnik, jako ten, który przeciwstawia nam szereg aktów woli, zwanych przez nas charakterem, jakkolwiek ma za zadanie domagać się tegoż samego z naszej strony i tym sposobem mierzyć się z nami, nigdy wszakże nie jest niezmierzony, albowiem prawda posiada nieskończenie większą ilość szeregów wiążących, i oto dlaczego jeden z dwu przeciwników musi ustąpić.
Doszliśmy tedy do kulminacyjnego punktu prawdziwej wojny, takiej mianowicie, która zdaje się zniewalać przemożnie olbrzymi trud ludzki. Zwycięstwo jest tu zupełne, albowiem ten, który ustępuje, nie czyni tego jedynie ze względu na charakter indywidualny, ale przedewszystkiem ze względu na tego, który przewyższa go w istocie.

V.
OPONENT[10]. — DEFINICJA.

Przeciwnik, mimo, że zmuszony jest ustąpić i że spełnia swą misję, nie postępuje wszakże w żadnym razie w sposób swobodny i czynny, i dopiero stając się oponentem, wchodzi w obręb działalności powszechnej, jako człowiek użyteczny. Podczas gdy nieprzyjaciel z natury swej psuje nam szyki, gdy ciemięzca stara się narzucić temperamentom własny swój akcent, gdy przeciwnik zatrzymuje siebie i nas, by się zmierzyć i wzajemnie się hartować — postęp prawdziwy poczyna się dopiero z chwilą wystąpienia oponenta. Albowiem oponent to my sami, uważani z innego punktu widzenia; a z konieczności jest to współdziałacz prawdziwie aktywny.

*

Tu oto jest kres wojny! Wszelako powiecie: «Jest-że to naprawdę?... Nie idzie tu o nic więcej, jak o stawienie czoła wrogowi, o odparcie ciemiężyciela, o zmierzenie się z przeciwnikiem i o wzajemną wymianę wszystkiego w roli oponenta?» Oczywiście, iż to jest wszystko i pośród gwałtownych scen mordu, pożaru, głodu, pustoszenia krajów i utrapienia serc ludzkich dokonywać się będzie nieprzerwanie ten sam proces, niewzruszony, jak bóstwo. Nie spuszczać go z oka zapomocą czujnej inteligencji, ani przyśpieszać go, ani opóźniać przez kłamliwe paljatywy[11], iść za nim w trop bez zbaczań — oto wielkie zadania prasy, albo nieubłagane jej potępienie. Czyliż strach paniczny nie pojawił się po raz pierwszy w świątyni, zaniedbanej i wystawionej na pastwę łupieżców, jak to powiada Pauzanjasz?...[12]
Wielki to błąd ze strony tych, którzy mniemają, iż funkcja słowa psuje się w zetknięciu z życiem czynnem, jakgdyby działanie i myślenie nie były to dwa bieguny jednej całości i jakgdyby czas bardziej serjo nakładał mus inny niż ten: przemawiania serjo.
Pisałem w Paryżu, 1870, wrzesień.






  1. Jest to przekład z oryginału francuskiego. Tekst francuski ogłosił z autografu Miriam w VIII tomie «Chimery».
  2. prawo indywidualne — prawo jednostki wobec związku społecznego, do którego należy.
  3. uniwersalność (łac.) — powszechność.
  4. strategicznie (gr.) — tu: ze stanowiska wojskowego, po wojskowemu.
  5. heroizm (gr.) — bohaterstwo.
  6. sankcja (łac.), uświęcenie, uprawnienie.
  7. manifestacja (łac.), zbiorowe ujawnienie czegoś.
  8. t. j. polegająca na mechanicznej wprawie.
  9. dualizm (łac.), przyjmowanie jako zasady naukowej istnienia dwu niemożliwych do zjednoczenia pierwiastków (np. dobra i zła).
  10. oponent (łac), przedstawiciel poglądów, niezgodnych z naszemi, przeciwnik w sporze naukowym.
  11. paljatywy (łac.) — półśrodki.
  12. Pausanias, grecki podróżnik i historyk z II wieku po Chr.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cyprian Kamil Norwid.