Strona:PL Dzieła Cyprjana Norwida (Pini).djvu/704

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tępienie staje się rutyną, a władza nabiera sankcji[1]. Jest to stan rzeczy o tyle nie dający się utrzymać, że rozgraniczenie obu światów staje się jawne, że oba obozy czują swe sąsiedztwo, że wstręt wzrasta, a wypowiedzenie wojny niemal spada zgóry, jakgdyby wojna wkraczała w porządek świata i jakgdyby mogła wejść weń, przywłaszczając sobie moc ustawy.
Wszelako pozór jest tu raczej widoczny, niż złudny, albowiem zjawia się walka, jako że to ów moment w historji, w którym wypowiedzenie wojny równa się wojnie samej. W istocie, akt obywatelski ze strony uciśnionego wobec tryumfującego wroga streszcza w sobie całokształt sprawy, a bardzo często brak jest uświadomienia sobie skutków praktycznych, bo taka jest cecha sprawiedliwości, że żadną miarą nie może ona wypływać z przyczyn materjalnych. A jeśli wojna z nieprzyjacielem wydawała nam się wielką zwadą, to wojna z ciemięzcą będzie zawsze jakoby ustawiczną manifestacją[2] każdej chwili życia społecznego w stanie nieuleczalnej nieprzyjaźni. Oznaki samegoż życia służyć będą za znaki łączności. Sferą walki będą temperamenty przeciwników; bo, jeśli nieprzyjacielem jest ten, kto wrogość swą odnosi jedynie do natury, to ciemięzcą jest ten, kto narzuca własną naturę i ma za cel ujarzmienie woli niepodległej zapomocą wypływów osobistych. Błąd wypływa tu stąd, że zamiast szukać przyczyny nieporozumienia w rozmaitości punktów widzenia, szuka się jej brutalnie w rozbieżności sprzecznych z sobą temperamentów.
Jednakże ta faza wojny nie przedstawia się nam już jako czysty pojedynek, albowiem wkracza tu temperament jako trzeci, a tajemniczość jego leży w tem, że jest to czynnik zmieniający się. Narody ujarzmione przez długi czas przejmowały zkolei sekret władzy, modyfikowany przez temperament wtórny, a czynność ta, niezbyt dostrzegalna, jakkolwiek zgoła niezaprzeczona, trwa przez wieki bez najmniejszej przerwy. Mężowie stanu, tudzież ci, którzy przez rodzaj swych zajęć skazani są na tak zwane życie «praktyczne», nie przypuszczają zgoła istnienia ustawy tyle bezwzględnej i szukają sposobu na klęskę wojny, nie posiadając dosyć prostoty demokratycznej, by spojrzeć w twarz istocie prawdy. Naszem zdaniem, wojna nie podda się nigdy, a z pewnością nigdy nie ugnie się przed tem, co jej jest zwyczajne, to znaczy przed siłą widzialną, lecz natychmiast, skoro inteligencje ludzi zadadzą sobie trud podniesienia nieco czoła i skoro nabiorą świętej śmiałości spojrzenia idei doskonałej twarzą w twarz — okaże się, że zarówno w wojnie samej, jak w dawnym jej przebiegu dadzą się znaleźć środki logiczne, łagodzące w wielkiej części tę odwieczną klęskę. Wystarczyłoby zrozumieć i odważyć się zrozumieć rozmaite fazy wojny, by jej zadać, przez to tylko, pierwszy cios maczugą Herkulesa.
Rzecz dziwna. Ludzie wzywają imienia Boga, a nawet nie gardzą tem, by zwracać modły do tego, który, jak przypuszczają, jest władcą armji, ale czy zadają sobie trud, by zrozumieć wojnę i rozprawiać o niej? Ta cicha zgoda jest ostatniem oszukaństwom ze strony inteligencji rutynicznej[3].
Z pewnością — najpopularniejszym wyrazom wszelkiego punktu spornego jest walka na pięści, ale wielka będzie odpowiedzialność inteligencyj, które nie zadały sobie trudu, by poskromić bestię, zmuszoną do uciekania się do tej ostatecznej instancji.

*

Wojny zakończą się w dniu, w którym człowiekowi, głoszącemu pewną prawdę, interlokutor jego odpowie szczerze: «Prawda jest!» Nieduże, niezbyt akademickie i niemal naiwne jest to powiedzenie, które dla swej dostojnej prostoty nie zdaje się niemal zasługiwać na wzmiankę.
Niemniej, jeśli się uważa za republikanina, trzeba koniecznie zejść z utartej drogi i postanowić sobie być prostym w miarę potrzeby.

*

Rozwinąwszy rację bytu wojny, szukaliśmy definicji wroga, potem zaś nieprzyjaciela tryumfująccgo, który jawi się jako ciemięzca; zostaje nam teraz śledzenie tej konsekwentnej przemiany, albowiem ja trwam w wierze, iż dwa tysiące lat logicznej pracy ludzkości zostawiło nam nieco światła, by móc spojrzeć w lice nieznanemu, a nadewszystko, że to nieznane zdaje się raczej być zaniedbanem...

  1. sankcja (łac.), uświęcenie, uprawnienie.
  2. manifestacja (łac.), zbiorowe ujawnienie czegoś.
  3. t. j. polegająca na mechanicznej wprawie.