Bosy pan/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor A. L.
Tytuł Bosy pan
Rozdział III. Bosy gość
Wydawca W. Dyniewicz Publishing Co.
Data wyd. 1909
Druk W. Dyniewicz Publishing Co.
Miejsce wyd. Chicago
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

III. Bosy gość.

W parę godzin po owym upadku Kłosowej wszedł do Szymonów ów pożądany pan Dworzecki, były nauczyciel Salki. Lat mógł mieć ze trzydzieści. Był w czarnem ubraniu, z kapeluszem w ręku, ale... bosy.
Po serdecznem przywitaniu gość wybuchnął:
— Pfuj! do kroćset! jestem zły jak.. jak... ha! spociłem się jak licho jakie! Ale bo i ludzie tutaj wytykali mię palcami, wołając: bosy pan, bosy pan! Nawet psiska potraciły łby, obwąchiwały mię ze wszystkich stron, zamiast szczekać jak zwykle. Albo i ten Franek! Jak mię zobaczył, tak śmieje się i śmieje! Zapomniawszy żem bosy, tupnąłem na niego, żeby milczał, ale takiem sobie stłukł piętę o kamień, że podskoczyłem kilka razy na jednej nodze. Każcie no, Szymonie, podać mi swoje buty, a jutro raniuteńko ślijcie Franka z miarą do miasta!
Wtem wbiega do izby Salusia wiedząc już o przybyciu gościa. Ucałowała go w ramię, a on ją w czoło.
— Dziewczyna, jak malina! — rzekł Dworzecki, wystawiając jedną nogę naprzód gdyż zapomniał znów, że jest bosy.
— Matko Boża! — zawołała Salka, — a wam panie, co się stało, że jesteście bosy?
— Franek, cymbale! dasz mi buty? — krzyknął Dworzecki.
— Kiedy tylko jeden znal..
— Dawaj choć jeden!
— A może i jednego starczy, bo to buciak duży, niczego — rzekł Franek.
— Cha-cha-cha! śmiał się już wesoły gość, a zwracając się do Salki powiada:
— Nie pytaj dziecko, co się stało, że jestem bosy. O tem powiem kiedy indziej, bo dziś jestem bardzo rozdrażniony.
Na wiadomość o przybyciu Dworzeckiego przyszedł zaraz do Jasiewiczów i sołtys Kapuściński. Zaczęła się rozmowa. Gość opowiadał, co słychać nowego w Suwałkach, co piszą w gazetach itd.
Kiedy nagawędzili się już trochę, gospodyni przyniosła do izby jadło na paru talerzach. Była tam wędlina, była jajecznica i śledzi parę. Za nią zaś weszła Kłosowa z butelczyną i kieliszkiem w ręku.
Goście z gospodarzem zaczęli się posilać, a Kłosowa nie mogąc spokojnie usiedzieć, zaczyna:
— Kumeńko moja, cobym ja robiła, żeby nie wy! A i Salka to szczera. Ale Dydak ot...
— Cóż to za Dydak? — pyta Dworzecki.
— A to kawaler Saluty — odpowiada szeptem Kłosowa, — szaleje za nią. — A głośniej dodała: — Młody, bogaty, ale zły, siarczyście zły! Jabym nie dała jemu swojej Magdy! To niedobry człowiek, oj nie! wy mnie nie gadajcie, bo...
Salusia na to gadanie Kłosowej wymknęła się cichaczem z izby. Poszła do Magdy i umówiwszy się, obie pobiegły do lasu, żeby uzbierać jagód na jutro dla gościa.
— To co, Szymonie? — pytał Dworzecki, — córka ma narzeczonego?
— A łazi tu taki pustak, tylko jak się widzi, to Salka nie lubi go.
— Ahaaa — podchwyciła Kłosowa, — z początku lubiła, ale jak ten pan zaczął tu chodzić...
— Jaki pan? — pyta Dworzecki, — może Święcki?
Szymon żegnał się patrząc na Kłosową.
A Franek, który tylko co się ocknął z drzemki, pluł głośno, choć nie wiedział, o co idzie.
— No, nie gniewajcie się, kumie! za com kupiła, za to sprzedaje — tłómaczyła się Kłosowa.
— O! o! — zaczął Franek.
Ale Kłosowa wnet wyszła, bo nie lubiła z nim gadać.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: anonimowy.