Antonina/Tom I/XI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (syn)
Tytuł Antonina
Data wyd. 1871
Druk F. Krokoszyńska
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Stanisław Bełza
Tytuł orygin. Antonina
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


{{JustowanieStart2}

XI.

Co to za święta i słodka rzecz — nadzieja! nadzieja, ta deska zbawienia, rzucona przez Boga wszystkim rozbitkom, na któréj tonący może się zawsze czas jakiś utrzymać, wierzyć jeszcze przynajmniej choć chwilę w życie; nadzieja, ta niewyczerpana i ostatnia moneta serca, za którą nasza biedna natura kupuje swoje ostatnie wzruszenia. Pani Pereux, przez jeden z tych prądów, które sprawiają iż serce matki bezpośrednio znosi sercem syna jak gdyby oba biły jeszcze jedno obok drugiego, — odrazu przeczuła iż list ten przepowiadał nieszczęście. Były chwile że obawy jéj nabierały prawie pewności od chwili, w któréj przeczytała ona list Antoniny, wszystko co powiedziała swemu synowi było powiedziane bez świadomości tego co mówiła. Widziała ona iż trzeba koniecznie zatrzeć w umyśle Edmunda te ponure przeczucia, które zrodziły się w jéj duszy, co zresztą nie było rzeczą tak trudną; Edmund otoczony troskliwemi staraniami począwszy od swego dzieciństwa nie domyślał się nawet istnienia choroby, która go już strawiła. Pozostawiła go ona zatem pełnym radości, a sama powróciła smutna i przybita do swego pokoju» będąc już pastwą tych macierzyńskich boleści, których Boża rodzicielka jest wiecznym boskim przykładem. Biedna kobieta przepłakała czas długi; upadła na kolana, — modliła się, poczem wstała i usiadła na krześle, z wzrokiem wlepionym w ziemię, a usta jéj powtarzały dwa słowa: Mój Boże! Mój Boże! dwa słowa które zawsze przychodzą na myśl wszystkim cierpiącym, jak gdyby, prawdziwa boleść potrzebowała koniecznie i ciągle odnosić się do tego, który jest źródłem wszelkiej pociechy.
Pani Pereux niemogła ciągle pozostawać na jednem miejscu; wzięła świecę i postępując na palcach aby od nikogo nie być słyszaną, podeszła aż pod drzwi pokoju swego syna — i przyłożyła oko do dziurki od klucza. Zdawało jej się że mniéj cierpi, kiedy jest mniej od niego oddaloną. Ujrzała go chodzącego po pokoju, rozmawiającego z samym sobą albowiem i on także pozwolił swojemu sercu wylać cokolwiek na zewnątrz z tych silnych wzruszeń, któremi było przepełnione.
„Być kochanym przez to piękne dziecko, powtarzał sobie; to jest prawdziwe szczęście. Ileż to rozkoszy zawierać się musi w miłości czystej młodej dziewczyny!... a ona mnie kochać będzie: moja matka mi to powiedziała, moja dobra matka która nie myli się nigdy kiedy rzecz jaka mnie dotyczy”.
I Edmund przeglądał się w lustrze z dumą; albowiem mężczyzna, który się czuje kochanym jest zawsze dumnym z siebie.
Pani Pereux niesłyszała słów Edmunda, ale je odgadła.
On jest szczęśliwy, — mówiła sobie, — niepodobieństwem jest, aby Bóg tak litościwy i wspaniałomyślny mógł dopuścić jakie nieszczęście na mego syna”.
Poczem powróciła do swego pokoju — otarła łzy, które ciekły z jéj oczów, a ponieważ obraz radości jéj syna przedstawiał się jéj dobitnie, zdało jej się iż czarne przeczucia ulatują z jéj umysłu zupełnie — tak jak z pierwszym brzaskiem jutrzenki zdaje się dziecku iż duchy, które straszyły je w nocy ulatują gdzieś w oddalone strony.
Były chwile w których pani Pereux rozprawiała z Bogiem jeżeli można tak powiedzieć, tj. przedstawiała mu swoje życie bez zarzutu, swoje dziecinne przywiązanie, poświęcenie dla męża, miłość dla swego syna, — którego dusza była jakby odbiciem jéj własnéj duszy i była ona powiemy niemal, pewną, iż fatalność nie może zniszczyć tyle świętych rzeczy tak nabożnie nagromadzonych, a które dotąd cieszyły się błogosławieństwem Pana.
Doszła do tego nawet, iż zapytywała się, czemu łzy płynęły z jéj oczów, iż śmiała się ze swego dzieciństwa i tłomaczyła sama sobie, iż to wszystko z czem odezwała się do swego syna z powodu wiadomego listu, było nieodwołalną prawdą. Mogło to nią być w istocie, — a zresztą co dziwnego, że jak skoro powyższe przypuszczenie zrodziło się w jéj umyśle, uchwyciła się go natychmiast z takąż samą łatwością, jak poprzedniego.
Należy dodać że pani Pereux posiadała jedno z tych serc chrześcijańskich, pelnych ufności w sprawiedliwość boską, sądziła więc, iż obrażałaby Boga przypuszczając, że może on ją ciągle karać bez przyczyny; zresztą nic nie było zmienioném w około niéj Edmund był więcéj wesołym jak zwykle; życie uśmiechało mu się ze wszystkich stron, był zdrów jak nigdy.
Możnaż więc było brać za rzeczywistość, jedną z tych obaw nieskończonych, które od czasu do czasu miotają umysłem matek, i nie byłoż naturalniejszém sądzić, że od chwili w któréj Edmund zajął się Antoniną... że od wczoraj, pani Pereux, przywykła sama jedna zajmować się swojém dzieckiem, uczuła, że w sercu jéj, rodzi się pewien rodzaj zazdrości, która zaciemniała wszystko przed jéj oczami.
Z pewnością, wygodniéj było tak myśleć; to też Bóg pozwolił iż tak ona a nie inaczéj myślała otarłszy sobie po raz ostatni oczy mówiąc do siebie: „Cóż znowu — byłam nierozumną.”
Pani Pereux położyła się w łóżko; ale pomimo tego całego zaufania i spokoju, nie dziwcie się, iż spać nie mogła. Tylko myśli jéj przyjęły inny kierunek, i zamiast zajmować się przyszłością, pogrążyła się ona w przeszłość a łzy które zrosiły wówczas jéj oczy, były to łzy które prawie zawsze wywołują szczęśliwe wspomnienia a które znajdują się zwykle w głębi duszy tak jak w upaliste południe, pod skwarem zwrotnikowego słońca, nietrudno zwykle znaleść jeszcze w trawie listki róży, któtéj łodyga jest zupełnie spaloną.
Kiedy Edmund tak długo myślał o Antoninie a potem o swojéj matce, która przypominając mu przeszłość, pozwalała marzyć o rozkosznéj przyszłości, — przyszło mu na myśl że pani Pereux przed chwilą zalewała się gorzkiemi łzami w jego obecności.
„Biedna moja matko! mówił do siebie, tyś zdawała się mieć jakieś zmartwienie dzisiejszego wieczoru a ja, jak egoista, jak prawdziwy zakochany, pozwoliłem ci saméj jednéj powrócić do twego pokoju, nie zapytawszy się nawet o powód twego smutku. To nie pięknie, com uczynił”.
I z kolei znowu Edmund wziął lampę i również na palcach doszedł aż do drzwi pokoju pani Pereux. Przybywszy tu, przysłuchiwał się chwilkę, a spostrzegłszy promień światła wydobywający się z po za drzwi, zapukał powolutku. Pani Pereux przestraszona, ktoby mógł pukać tak późno do jéj pokoju, krzyknęła, ale Edmund uspokoił ją niebawem słowami:
— Nie lękaj się moja matko, to ja przychodzę cię zobaczyć.
— Jeszcze nie spisz, drogie dziecko: czyś przypadkiem nie chory?
— O nie moja matko, przeciwnie; nie chciałem tylko do snu się ułożyć nie przyszedłszy zapytać się jaki to smutek dręczył cię dzisiejszego wieczoru i czy już nie istnieje?
— Dziękuję, kochane dziecko; ten smutek... wytłomaczyłam ci już jego powód... to nie było nie więcéj jak chwilowy kaprys.
— Tem lepiéj moja matko, gdyż co do mnie, jestem szczęśliwy jak nigdy.
— Jesteś zakochany i myślisz o Antoninie, nieprawdaż?
— Wistocie, a ty moja matko, która nie spisz o godzinie drugiéj zrana, o czem ty myślisz?
— Myślę o tobie, o twojéj młodości i przyszłości.
— O mojem szczęściu, które tobie zawdzięczam?
— Ale które już teraz odemnie nie zależy.
— Przeciwnie moja matko, zależy od ciebie, gdyż ty jesteś w moich ciągłych marzeniach.
— Ty marzysz?
— Od dwóch godzin.
— A o czem też?
— Marzę o słodkiéj i szczęśliwéj przyszłości, — o szczęściu zupełnem jakie zażywać będę w gronie méj żony, matki i przyjaciela, którzy mnie kochają, a którym odpłacę jak tylko będę mógł ich potrójną ku mnie miłość. Jestem młody, nie jestem brzydki, nieprawdaż moja matko? mówił Edmund uśmiechając się, — ponieważ jestem do ciebie podobny; mamy majątek, a ja czuję iż rzeczywiście kocham Antoninę; kiedy się przekonam że i ona mnie kocha zażądam jéj w małżeństwo. Nie będzie przecież jéj ojciec miał powodu odmawiać mi swego dziecka. Zimę przepędzimy w Paryżu; lato nad brzegiem Loary, rzeki miłości poetycznych i sentymentalnych — i będziemy tak szczęśliwi jak tylko istoty ludzkie szczęśliwemi być mogą. Co o tem myślisz moja matko?
Pani Pereux spoglądała na Edmunda uśmiechając się.
— Czyż ja pierwsza, zapytała go, nie mówiłam ci o tem wszystkiem, kiedyś rozmawiał ze mną o możliwościach téj miłości?
— Bo ty też jesteś powiernicą wszystkiego o czem ja myślę, — moja dobra matko. Nie ukrywam nic przed tobą. Wyznaję ci więc, iż poczynając od jutra robić będę wszystko co będę mógł aby Antonina szalenie się w twoim synu zakochała.
— To nie będzie zbyt trudnem.
— Nichetta dala mi pewien środek i przyrzekła swoje poparcie.
— A! i Nichetta wciągnięta jest do spisku
— Nieinaczéj, mateczko; to wcale dobre serduszko ta Nichetka.
Przez dwie godziny pani Pereux rozmawiała z Fdmundem o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości; ona oparta na łokciu, on siedząc u nóg jéj łóżka; oboje młodzi przez swoje ideje, ufni przez swoje przywiązanie. A kiedy o czwartéj rano, Edmund powrócił do swojéj sypialni, pani Pereux powiedziała sobie stanowczo iż była niedorzeczna i usnęła bez wspomnień i obaw.
Jakkolwiek Edmund późno się spać położył, jak tylko zegar wydzwonił ósmą, zerwał się z łóżka i skierował swoje kroki w stronę Kościoła Ś-go Tomasza z Akwinu.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (syn) i tłumacza: Stanisław Bełza.