Anielka w szkole/W mieście

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Janina Zawisza-Krasucka (opr.)
Tytuł Anielka w szkole
Podtytuł Powieść dla panienek
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia „Rekord”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

W mieście.

Słońce stało wysoko na niebie. Powiedziało już pagórkom i dolinom „dzień dobry” i swe złociste promienie rozesłało teraz na lasy i rzeki. Ale co nagle słońce ujrzało? Polną ścieżką, tuż pod Wiatrowem szły Anielka i jej babcia.
Anielka była zupełnie zadowolona, to też radośnie kołysała w powietrzu okrągłym koszyczkiem i z ciekawością przyglądała się babci. Czy to poranne słońce sprawiło, że nagle wydało się Anielce, iż babcia dzisiaj wyjątkowo pięknie wyglądała? Jedwabny wzorzysty czepiec babci połyskiwał dzisiaj jakoś inaczej, a czarne wstążki pod brodą zwisały aż do pasa. Pięknie było babci w tym czepcu, bezwątpienia! Ciemny nowy kaftan, który dzisiaj również włożyła, oraz wzorzysty odświętny fartuszek, dopełniały stroju. Anielka była poprostu dumna ze swej babci, to też coraz mocniej ściskała ją za rękę.
— Najprzód wstąpimy do Romka i zaniesiemy mu jabłka w koszyku, — rzekła babcia w pewnej chwili.
Anielka widziała domy, białe wysokie domy, ciągnące się całemi rzędami, posiadające mnóstwo pięter. Wąskiemi, zamiecionemi ulicami kroczyła przy niej babcia i każdy ich krok rozlegał się echem na kamiennym chodniku. Wreszcie babcia podeszła do jednego z domów i pociągnęła za dzwonek.
W drzwiach ukazała się jakaś kobieta. Przywołała potem brata Anielki, Romka z warsztatu malarskiego, w którym pracował już od sześciu miesięcy. Romek podziękował babci za jabłka i za monetkę, którą mu wcisnęła do ręki, poczem wskazał drogę do najbliższej oberży.
Anielka nie posiadała się z radości. Więc wolno jej będzie razem z babcią zasiąść przy dużym stole i pić kawę z cudownej białej filiżanki! Filiżanka miała ucho, prawdziwe ucho, przez które można było przesunąć palec. Takiego ucha Anielka jeszcze nigdy w swojem życiu nie widziała. Obok filiżanki leżała błyszcząca łyżeczka, o wiele mniejsza od tych wszystkich, któremi Anielka jadła w domu.
— Zjedz tę bułeczkę, bo będziesz głodna, — uprzedzała ją babcia.
Anielka ugryzła kawałeczek i widocznie bułeczka smakowała jej bardzo, bo potem zjadła drugą, trzecią i czwartą.
Na ulicy zobaczyła Anielka mnóstwo ludzi, którzy biegali w tę i w tamtą stronę z jakiemiś paczkami i koszami. Niektórzy byli bardzo ładnie ubrani, o wiele ładniej, niż najbogatsi mieszkańcy Wielkiej Wsi. Wozy turkotały po bruku, a Anielka podziwiała i podziwiała piękne towary, wywożone[1] na wystawach sklepowych.
— Przyjemnie musi być tym ludziom w mieście, — myślała. — Ach, jak jabym chciała kiedyś w mieście zamieszkać i być czemś wielkiem!
Na twarzyczce Anielki odmalowało się gorące pragnienie zostania czemś i zdobycia całego mnóstwa pieniędzy.
— Trzymaj mnie mocniej za rękę, bo jeszcze gdzieś zginiesz! — rzekła babcia. — Teraz wchodzimy na plac targowy.
Tutaj stragan stał przy straganie. Buty, materjały, naczynia, kapelusze, zabawki, wszystko, czego tylko dusza zapragnie, wabiło oczy i zachęcało do kupna. Babcia kupiła dużo metrów materjału w rozmaitych kolorach. Kupiła również kilka chustek czerwonych, żółtych i białych. Te chustki Anielka musiała dźwigać. Później cały towar zostawiła babcia w starej oberży, z której wieczorem miał go zabrać jeden z sąsiadów, do Wielkiej Wsi. Z sąsiadem tym miały pojechać również babcia i Anielka. Udały się jednak jeszcze po raz drugi na jarmark i znowu wróciły stamtąd porządnie obładowane.
— Teraz musimy zjeść obiad, — oświadczyła babcia i Anielka dostała na obiad potrawę, której jeszcze nigdy w swojem życiu nie jadła. Była to smażona wątróbka z makaronem i smakowała Anielce wyjątkowo!
Nabierała na widelec każdą kluskę oddzielnie i z niezwykłą umiejętnością wciągała ją do ust, co oczywiście trwało bardzo długo. Babcia tymczasem rozmawiała z jakąś kobietą, która opowiadała babci o dalekich wielkich miastach, gdzie wiele można zobaczyć i wielu rzeczy się nauczyć, o dalekich pięknych podróżach, o morzu i o cudownej Ameryce, Anielka słuchała tego wszystkiego z otwartemi ustami.
— Ameryka, — wyszeptała cichutko do siebie. Tak, do Ameryki chciałaby kiedyś pojechać.
I wyobrażała już sobie, jak wszyscy mieszkańcy wsi będą ją żegnać, jak ją błogosławią na drogę.
— A później, o wiele później wrócę tu znowu i będę wtedy bardzo bogata i opowiadać będę wszystkim, co widziałam, — układała plany.
Gdy babcia pożegnała się ze swą znajomą i wyszła z oberży, Anielka szła przy jej boku, jakby we śnie.
Siedem rzeczy musiała na jarmarku kupić dla matki i rodzeństwa. Koszyczek jej wypełnił się krzemieniami, słodkim plackiem, cukierkami i bułeczkami maślanemi. Anielka uważnie koszyczek zamknęła. Babcia na odchodnem kupiła jej jeszcze duży cukierek na patyku, który Anielka lizała aż do wieczora. Przy oberży czekał już na nie sąsiad z wozem i z koniem przygotowanym do drogi. Wóz wyglądał, jak mały domek, bo okryty był białem płótnem, które zastępowało dach. Pod ten dach wcisnęli się wszyscy, którzy chcieli jechać, bagaże swoje ustawili na deskach wozu, sami zaś usiedli na wąskich drewnianych ławeczkach. Oprócz Anielki i babci, na wóz wsiadły jeszcze dwie kobiety z Wielkiej Wsi.
Anielka była zmęczona, bardzo zmęczona, lecz mocno trzymała w ręku swój koszyczek. Gdy ruszono z miejsca, kędzierzawa jej główka poczęła opadać, aż wreszcie spoczęła na piersi babci. Podczas, gdy wóz, przykryty białem płótnem zbliżał się do rodzinnej wioski, Anielka śniła słodko o pierwszej swojej wielkiej podróży.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Janina Zawisza-Krasucka.
  1. Przypis własny Wikiźródeł Najprawdopodobniej błąd w druku i zamiast słowa wywożone winno być wyłożone.