Przejdź do zawartości

Zmartwychwstanie (Tołstoj, 1900)/Część trzecia/XXVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Zmartwychwstanie
Podtytuł Powieść
Wydawca Biblioteka Dzieł Wyborowych
Data wyd. 1900
Druk Biblioteka Dzieł Wyborowych
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Gustaw Doliński
Tytuł orygin. Воскресение
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXVIII.

Nie położył się zaraz, choć był zmęczony, ale długo chodził po pokoju.
Cały stosunek jego do Kasi, cała sprawa, co go tak żywo zajmowała, skończyła się. I źle się skończyła. Było coś zawstydzającego we wspomnieniu o tem. Lecz nie to go teraz dręczyło. Czekało go zadanie, inne stokroć, może ważniejsze, co nie tylko ukończonem, ale nawet rozpoczętem nie nie było. A gwałtem niejako domagało się pracy i trudów nowych, żądało czynu.
W wyobraźni jego rysowały się jaskrawię te setki, te tysiące ludzi, zamkniętych w zarażonem miazmą powietrzu; rozlegały się przekleństwa i drwiny ze słów Chrystusowych. Oczom jego przedstawiał się ów starzec, co uchodził za waryata, a pośród trupów jaśniała piękna, martwa, woskowa twarz Krylcewa, co skonał w męce ciała i w sroższej stokrć męce duszy. I dawne pytanie, kto jest szalonym: czy on, czy też ci ludzie, co siebie mają za rozumnych, a czynią źle i płodzą zło — grozę i niesprawiedliwość, z nową siłą tłoczyło mu się do duszy. I nie znajdował na zapytanie odpowiedzi. Bo jakże od powiedzieć na zarzut: Co począć ze zbydlęconymi ludźmi: czy pozostawić im swobodę, narażając ogół ludzki na groźne niebezpieczeństwo?
Zmęczony usiadł na kanapie przed lampą i machinalnie otworzył podarowaną mu przez Anglika Ewangelię, którą, wchodząc do numeru, na stole porzucił. Tu, powiadają, jest rozwiązanie wszystkiego i wielka prawdy istota. Otworzył książkę na chybił trafił i zaczął czytać Mat. R. XVIII.
Potem spojrzał na światło palącej się lampy i zdrętwiał. Duszę jego przepełniło uczucie uniesienia, którego już dawno nie doznawał Tak jakby po długiej męce i bólu znalazł by odrazu ukojenie i swobodę.
Nie spał całą, noc i, jak często bywa z wieloma czytającymi Ewangelię poraz pierwszy, czytając, rozumiał całkowicie znaczenie słów Bożych, które często czytał, ale nie rozważył należycie. Jak gąbka wodą, tak on nasiąkał tem potrzebnem, ważnem, radosnem, co mu się w książce objawiało. I wszystko, co czytał, wydawało mu się dobrze znanem, wydawało mu się potwierdzeniem, rozjaśnieniem tego, co wiedział oddawna, ale czego nie rozumiały w co nie wierzył. Teraz zaś zrozumiał i uwierzył. A wierzył głównie w to, co wypływało z całej nauki i co tak jaskrawie i z taką silą wypowiada przypowieść o robotnikach. W winnicy Pańskiej. Robotnicy uroili sobie, że ogród gdzie kazano pracować dla Pana, był ich własnością; że wszystko w ogrodzie zrobione było dla nich, że ich rzeczą jest tylko używać rozkoszy w tym ogrodzie, zapominając o Panu i zabijając tych, co im przypominali Pana i ich względem Niego obowiązki.
— W tem cała treść — myślał Niechludow. — Żyłem ja i wszyscy żyjemy w nierozumnem przekonaniu, żeśmy sami panami naszego życia, że ono nam danem zostało, abyś my tego żywota używali dla siebie. A to właśnie jest fałszem. Jeżeliśmy tu przysłani, to przecież z czyjejś woli i dla jakiegoś celu. A my zdecydowaliśmy, że jak grzyby, zrodziliśmy się i żyjemy jedynie dla własnej uciechy, i jasnem jest, że nam jest źle, jak źle jest robotnikowi nie spełniającemu woli Pana. Wola Pana wyrażona jest w Nauce Chrystusa. Niechaj tylko ludzie spełnią tę naukę, a na ziemi zapanuje królestwo Boże i ludzie dostąpią najwyższego szczęścia. „Szukajcie królestwa Boskiego i prawdy Boskiej, a resztę otrzymacie.“
My szukamy tej reszty, ale jej nie znajdujemy i nie budujemy przeto królestwa Bożego, ale je burzymy.
— I oto, cel żywota mojego... Skończyło się jedno życie, zaczęło się drugie. A jam myślał, że jestem samotny i że nie mam co robić na świecie!
I zaczęło się od tej nocy nowe życie dla Niechludowa, nie dlatego, że pojął nowe potrzeby i wszedł w nową istotną treść tego życia, ale dlatego, że od tej chwili wszystko, co go spotkało, miało dla niego zupełnie inne, niż dawniej, znaczenie.

KONIEC.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Gustaw Doliński, Lew Tołstoj.