Nie zawsze niebo żyznym deżdżem rosi, Nie zawsze niebo silny wiatr podnosi;
A mnie zawsze łzy cieką, jak po sznurze, Mnie zawsze w sercu niepogodne burze.
Nie codzień piorun wali rosłe sośnie, Nie zawsze marznie, ustąpi mróz wiośnie;
Mnie zawsze strzały, gorsze niż piorony Szkodzą i w cudzym sercu mróz zamkniony.
Nade mną samym natura odmiany Nie zna i mieni zwyczaj swój kochany.
Wojenną Troję, przeciwne Miceny, Z siedmią bram Teby, uczone Ateny,
Przeniosła kędyś; i Rzym nie tam nowy, Gdzie mu braterska krew oblała rowy.
Rdza je żelazo, woda głaz dziurawi, Sen straszny prawda rozwieje na jawi,
Żadna rzecz wiecznie nie chodzi w swej mierze; Już i ta książka moja koniec bierze
Sam tylko ból mój, sama miłość moja, Nieśmiertelności tknęły się podwoja.
Tak niechaj żyje, póki słońce światu Świeci, prędszego nie pragnę rozbratu.
Ale ból, co się tak ścisło z nią żeni, Zmień, Jago, kiedy każda rzecz się mieni >
W czym znając twoje łaskawą potęgę. Weseléj wtóra zaśpiewam ci księgę.