Za Drugiego Cesarstwa/Polna róża

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gilbert Augustin Thierry
Tytuł Za Drugiego Cesarstwa
Podtytuł Powieść
Wydawca Biesiada Literacka
Data wyd. 1892
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Polna róża.

Dzień był na schyłku, ciepły i promienny dzień wrześniowy, srebrzyste mgły napływały od morza i podnosiły się ku blademu niebu. W parku Sasseville głęboka panowała cisza, umilkły ptaki i żaden liść nie poruszał się na drzewach. Zachodzące słońce rzucało ukośne blaski na trawniki, ale w gęstwinach było już jak w nocy.
Rozyna i Marceli szli zwolna aleją: spuszczającą się ze wzgórza: on objął ramieniem jéj kibić, ona przytuliła głowę do jego piersi, ale^oboje milczeli; zdawało się, że nie chcą dźwiękiem rozmowy przerwać skupienia przyrody, sposobiącéj się do snu nocnego. Przed niemi czerniał wąwóz o stromych ścianach, zarosły krzewami, daléj bieliła się delikatna smuga piany, a poza nią morze błyszczało w promieniach słonecznych.
— Jaki cudny wieczór! — z zachwytem zawołała kobieta — ach! piękną jest wasza Francya!
— Jakto „wasza”, Rozyno? — łagodnie przerwał Marceli — czyż ona nie jest i twoją?
— Wiem, wiem — odrzekła, potrząsając głową — twój Bóg będzie moim Bogiem, twój kraj moim krajem, ale ja chcę pozostać tém, czém jestem... Tak, piękną jest wasza Francya, a jednak godną nienawiści i pogardy... Włochy są także nędznym narodem, ale one przynajmniéj mogą płakać i przeklinać...
— Rozyno — przerwał młodzieniec — nie znieważaj tego, co jest dla mnie drogiém i świętém; mów mi lepiéj o swojéj rodzinie, o sobie, o twojéj Romanii... Czy to twój ojciec nauczył cię nienawidzieć Francyi?
— Mój ojciec? On tak kochał Francyą, że umarł dla niéj.
— Umarł dla Francyi? hrabia da Prata, twój ojciec?... Co ty mówisz, Rozyno?
— Nie...
Poszli daléj; jakiś przymus zamykał im usta. U stóp wzgórza musieli się zatrzymać, mur otaczający ogrody Sasseville tamował im drogę. Na omszonych kamieniach pięły się głogi i kilka bladych róż polnych jaśniało wśród pożółkłéj zieleni. Młoda kobieta podbiegła ku nim i zerwała kilka.
— Przebacz mi, Marceli — rzekła z przymileniem — sprawiłam ci przykrość przed chwilą... Nie wiem co jutro z sobą przyniesie, ale cokolwiek się stanie, ja cię kocham i zawsze kochać będę... Czy ty wzajemnie dochowasz mi wierności? czy będziesz miał zawsze w sercu tę miłość gorącą, która jest dla mnie skarbem najdroższym?... Weź tę różę, której imię noszę, a w chwilach smutku i zwątpienia spojrzyj na nią: choćby ci się zdawało, żeś przestał kochać, ona ci powie — kochaj!
Rozyna ucałowała różę i podała ją Marcelemu; on pochwycił w objęcia czarodziejkę, dla któréj poświęcił honor i rodzinę.
Szelest kroków przerwał im chwilę upojenia: od zamku szybko szedł służący.
— Jakiś pan przyjechał i chce się widzieć z księżną — rzekł, podając bilet wizytowy. Rozyna pochwyciła go i zbladła.
— Idę zaraz.
— Któż to taki? — zapytał Marceli, wyciągając rękę po bilet.
Rozyna podarła go w drobne kawałki.
— Mój ziomek i powinowaty; muszę go przyjąć.
— Idę z tobą.
— O nie, zostań, błagam!... To Traventi, jeden z sekundantów księcia. Sądzę, że widok jego nie sprawiłby ci przyjemności... Idź nad morze, najdroższy, za pół godziny przyjdę do ciebie.
Biegła pod górę i przesyłała Marcelemu od ust pocałunki; za chwilę postać jéj znikła pod jaworami.
Marceli patrzył za nią długo, a potém otworzył furtkę i poszedł nad morze. Ściemniało się już, ale na widnokręgu płonęły jeszcze ostatnie łuny zorzy zachodniéj; jasna toń morska chwytała te różnobarwne blaski, rozpostarte na kryształowéj niebios palecie, i w swawolnéj igraszce niosła je w dal nieskończoną, mieniącą się ciemnym odbłyskiem stali.
Młodzieniec zadumanym wzrokiem wpatrywał się w cudny krajobraz; miłość i szczęście przepełniały jego duszę.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gilbert Augustin Thierry i tłumacza: anonimowy.