Z pogrzebu Mickiewicza na Wawelu 4go Lipca 1890 roku/Mowa Stanisława Tarnowskiego przed drzwiami katedry

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Tarnowski
Tytuł Mowa Stanisława Tarnowskiego przed drzwiami katedry
Pochodzenie Z pogrzebu Mickiewicza na Wawelu 4go Lipca 1890 roku
Redaktor Stanisław Tarnowski
Wydawca Przegląd Polski. Rok XXV. Kwartał I
Data wyd. 1890
Druk Drukarnia „Czasu”
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Mowa Stanisława Tarnowskiego przed drzwiami katedry.

Wiek XVI na swoim schyłku składał tu zwłoki króla Stefana, XVII króla Jana. Schyłek wieku XVIII nie złożył nikogo. Dziewiętnasty, kiedy i jemu z kolei do końca już blisko, ma tę chlubę, że przynosi tu, on także, zwłoki godne począć w sklepach „narodowego pamiątek kościoła.”
W początkach swoich, dwa razy odwalał on wieka tych grobów dla księcia Józefa i dla Kościuszki. Dziś podnosi je dla Mickiewicza. Czyliż pióro równe jest berłu albo orężowi, a natchnienie czynom? Zaiste nie. Ale jak losy królestw zmienne, tak różne są rodzaje królowania: a ten, którego pod te sklepienia wnosimy, ma prawo do miejsca tego, bo i król był nad państwem ogromnem, i bohater wielki, a tych wszystkich co przed nim tu spoczęli, był z ducha synem i spadkobiercą, ich chorągwi wiernym choć w czasu przedziałach towarzyszem, uczestnikiem i pomocnikiem w dziele temsamem zawsze, którem jest: w ziemskich dziejach narodu myśl Bożą, Boże prawo wyobrażać i pełnić.
O takim celu zapomniał świat i z tej drogi zboczył daleko. W rozterce wielkiej począł się nasz wiek, rozterce sumień, umysłów, stosunków: i w takiejsamej się kończy. Żyć w niej musiał i nasz naród pospołu z innemi. Tylko jemu trudniej było, niż innym. Jemu każda praca cięższa, każda pokusa groźniejsza, każda klęska zgubniejsza; ztąd większa dla niego niż dla innych potrzeba – i obowiązek woli, hartu, mocy nad sobą, roztropności – i tej miłości ojczyzny, której nie dosyć być mocniejszą nad śmierć, która, jeżeli ma być skuteczną, musi być mądrą, bo inaczej życiodajną nie będzie.
W tym odmęcie pojęć, dążeń, namiętności, cierpień, zdarzeń, w którym rozbić się, a co gorzej, rozłożyć było łatwo, przeżyliśmy blisko wiek cały, i aż do dziśdnia wynieśliśmy z niego przynajmniej duszę całą i nietkniętą. Trzymała ją wola i łaska Boża, trzymała i nasza własna wola i zasługa; ale pomoc i podporę mieliśmy w wielkich pośród siebie ludziach, którzy tej jedności i istności duszy, tej świadomości siebie i swego obowiązku strzegli, żeby nie zagasła, dodawali jej siły, żeby się wzmagała.
Takim był Mickiewicz. To jego królowania rodzaj, i tytuł do spoczynku w tych królewskich grobach.
Okryć chwalą naród, który nie działa, podnieść go w godności, kiedy go los spycha właśnie w otchłań poniżenia — jak tego dokazać? A to dokazanem być musi: bo bez chwały nie może być naród, który wielkość miał, i prawa do niej stracić nie chce; bo kto nie ma w poniżeniu zostać, ten musi stanąć tak wysoko, iżby mu stopnia jego nikt nie śmiał przeczyć. Wojenną chwałę i czcić wsparł, pokrzepił, utrwalił Kościuszko, książę Józef Dąbrowski. Ale z odgłosem bojów ta przebrzmieć może i pójść w zapomnienie, u ludzi. Trzeba ją podwoić inną, taką, której nie mogłaby zaprzeczyć ni zaćmić, taką, żeby sam czas przeciw niej był bezsilnym. Dla nas szczęściem było wielkiem, bo zaświadczeniem naszej żywotności i wartości, że w tej chwili, kiedy nas na karcie Europy nie było, na skali duchów i wielkich cywilizacyj stanęliamy tak wysoko, jak nigdy: a tego miejsca, nikt nam zaprzeczyć ani odebrać nie może. Mieliśmy przedtem oświatę rzetelną i wysoką, mieliśmy słowo rozumne a czasem natchnione; ale geniusza między mistrzami naszego słowa nie było. A dziś, kto na świecie nie wié, że na tych szczytach, gdzie królują duchy największe, ma swoje miejsce Polak, i dla swego narodu prawo obywatelstwa tam zdobył na zawsze? Sam ten obrzęd dzisiejszy, choć jego rozmiary do nas samych są ograniczone, dowodzi, czem on był i jak go świat zna i zapamięta. Wzruszył się on, gdy tę trumnę dobywano z dotychczasowego grobowca, i patrzał na nią z uszanowaniem, a z rozrzewnieniem zwracały ku niej oczy ludy slowianskie, za które, i o których, nikt dotąd w świecie lepiej, nikt szlachetniej od niego nie mówił — dla których pragnął, jak nikt, wielkości prawdziwej, poczucia się i działania w chrześciańskiem, w prawem, we wzniosłem bractwie i życiu.
Była snaś w duchu tego czlowieka, w duchu tego narodu, którego on był natchnionym najwyższym wyrazem, jakaś moc, która nie przechodzi i zapomnieć się nie daje — nad nim jakaś opatrzna wola i łaska, kiedy zdobywa czego nie miał, wznosi się wyżej niż stał w chwili, gdy raczej tracićby tylko i podupadać powinien. Piękność, poezyę, sferę uczucia i ideału, do jakiej przedtem nie byliśmy się wznieśli, zatem wyższe miejsce w powszechnej oświacie, wyższy stopień godności zdobył nam Mickiewicz. Sam przez się, i przez to, co sprawił w innych. Bo, gdy to słońce zajaśniało, zajęły się od jego promieni światła inne, różnej zapewne wielkości i mocy, ale tak liczne, takie świecące, a niektóre takie potężne i gorejące, że ich blasku nic nie zgasi, nic nie sprawi iżby mogły nie być. Stoją na naszem niebie i świecą.

Płomień rozgryzie malowane dzieje,
Skarby mieczowi rozkradną złodzieje
Pieśń ujdzie cało...

Uszła, i dźwigła, i podniosła, i życie krzepiła i krzewiła.
Przecież sama piękność, samo natchnienie, to wiele bardzo — ale to nie dosyć. Przed poezyą, polską było inne jeszcze i większe zadanie.
W tym chaosie naszego wieku, w którym wszystko, co było kiedyś, już znikło, a to, co być ma, jeszcze się nie złożyło, w tem udręczeniu ludzkiego ducha, który sam siebie już czasem znać przestaje i traci samą złego i dobrego świadomość, ona miała stać po dobrej stronie: rozróżnienie między złem a dobrem wskazywać, złe przed Bogiem i ludźmi oskarżać, dobremu w każdej jego potrzebie i niedoli służyć i dać wyraz, „na światach ginących, na światach rodzących się”, wskazywać jedynego tryumfatora przyszłości — Boga, i jedyny znak zwycięstwa — Krzyż. Źle, kiedy w organizmie jedna część żyje pełniejszem życiem niż inne; prawdziwem zdrowiem to nie jest. Nie dziw też, że nasza poezya, która tyle innych kierunków życia zastąpić miała, a zastąpić nie mogła, wyobraźnię i uczucie rozwinęła w nas bujniej niż statek i wolę. Inaczej być nie mogło. Nasza teraz rzecz i powinność, z pokolenia młodzieńców podnieść się i dojrzeć na społeczeństwo mężów. Ale tej poezyi to chwała i zasługa, że na wszystkie stanu naszego uciski znalazła wyraz. Żaden naród nie był nigdy w takiem jak nasz położeniu; takich uczuć oddać nie miała żadna poezya od początku świata. Ta znalazła słowo na wszystkie.
I znowu przez niego, przez Mickiewicza. Zaczął on od tego, co wszystkim ludom i kraje wspólne, bo wszystkim ludziom wrodzone: od miłości; a i ta przed nim nie miała u nas godnego siebie wyrazu. Ale niebawem uderzył w ton inny, do wtóru stanęli mu drodzy: i rozległa się ta wielka Pieśń, w której, jak w owej jego natchnionej Muzyce, brzmi wszystko co było od stu lat w naszych dziejach — i sercach. Jest w niej śmiały ton Trzeciego Maja, i są rozdzierające ja Rzeź Pragi, i tęskne jak śpiewka o Żołnierzu tułaczu; są pokutne a błagalne tony Psalmów; jest ton rycerskiej trąby, i ton proroczej harfy, i ton kościelnego organu, a nad wszystkiemi unosi się i panuje prosty śpiew Legionów. Niewidzialna, rozprószona jak światło słoneczne, Pieśń ta jak ona wszystko przenika, wszystko oświeca, i wszystko ożywia. Nie ma poety tak małego, któryby choć raz nie dobył choć jednego, choć słabego jej dźwięku. Ale prym w tej Pieśni trzyma zawsze on. Dziady! W nich są z pod prasy naszych boleści wyciśnięte wszystkie łzy naszego serca. Wallenrod. W nim jest cała moc naszej miłości — i nienawiści. Tadeusz! W nim jest nasze życie, nasz obyczaj, nasza ziemia i cała nasza dusza! Mickiewicz jest szczyt, on zenit, w nim i przez niego słońce to stanęło o samem południu, a to południe schyłku i zachodu niema. Na tej wysokości, na której raz naszą poezyę postawił, już ona musi stać nazawsze, i nic jej ztamtąd nie ruszy.
Król — bo jeden z wielkich na świecie duchów. Bohater — bo siebie i nas okrył chwałą. Zdobywca — bo podbił nowe państwa myśli i natchnienia. Odnowiciel — bo nam siły życia odnowił i pokrzepił, i słowo do nowej mocy obudził. Męczennik wreszcie — bo „miłość swoją widział przebitą, konającą, i męki tysiąców wcieliły się w jedno serce jego”.
Rozmyśla i dręczy się ludzkość w pocie czoła i w serca ucisku, odtąd jest, nad pytaniem:, co myśli, co robi Bóg i Jego Sprawiedliwość, że złe znosi i na nie pozwala?” Bóg objawił ten powód dawno, ale człowiekowi zrozumieć go tak trudno! Job zaczął, i żałośniej niż ktokolwiek po nim — a po nim bez przerwy powtarzają pytania i skargę ludzie i narody. Między tymi był jeden, który do skargi prawa miał więcej niż każdy, a w tym narodzie był człowiek, prawem do skargi tak przejęty i rozpłomieniony, że aż Bogu samemu rzucił wyzwanie. A wtedy — i w tem najszczytniejszy może — sam siebie osądził i upokorzył, a mam największą dał naukę: że na wszystkie naszych rozpaczy wściekłości, na wszystkie naszych żądz pokusy, na wszystkie naszych pych opętania, jeden jest egzorcyzm, jeden środek zbawczy — chleb i Wino. Mylił się i on nieraz, bo jako człowiek, mylić się musiał. Ale nawet w tych chwilach czy latach, nie pomylił się, kiedy nam mówił, że „Jedna jest droga i prawda i żywot” — Chrystus; jedna przyszłość — Jego na ziemi królestwo; jedna dla narodu służba, missya i nadzieja — na to królestwo pracować i zasłużyć; i jeden dla ludzkońci postęp — Jego prawo w prawa ludzkie wcielać i je pełnić. Jeżeli rzetelną prawdą i męzką wolą, a nie przelotnem wzruszeniem, jest ta cześć którą mu oddajemy, jeżeli prawda, że duchowi Jego chcemy być wierni, to pamiętajmy, że niema pół-przysiąg, ani pół-przykazań, ani pół-prawd — i że kto tej miłości ojczyzny, jak on ją pojmował, wiernym być ślubuje, ten się zapisał w poczet tego Zastępu co ma

„słynąć
Świętym znakiem Twojej męki
I przed oczyma pogaństwa rozwinąć
Królestwa Twego sztandary”.

Na ten sztandar nam przysięgać, pod tym służyć, tego bronić, tego nie puścić — to obowiązek, to honor, to przyszłość, to zbawienie, bo: in hoc signo vinces.[1]

Więc po latach siedmdziesięciu i dwu, pierwszy raz od Kościuszki pogrzebu, mają drzwi tej świątyni otworzyć się przed trumną, a groby jej przyjąć jednego więcej na wieczny spoczynek. Ten, który za życia nie był nigdy w tem mieście dziejów i pamiątek, ten ma nad Wisłą, pod strażą trzech mogił spocząć, a na ostatnią drogę dzwoni mu swoim jedynym głosem królewski Zygmunt „co już wieków przedzwonił tyle”. Niech wchodzi — znajdzie tam swoich i między swoimi spocznie. A jak w poety widzeniu, gdy tu Kościuszkę złożono, na jego przyjęcie

„Szły parami duchy królów w bieli
Z królowemi
A za niemi biskupi w ornatach
I hetmani w swych wojennych szatach“[2],

tak teraz przed oczyma duszy stają i przesuwają się oni wszyscy. Jak zaś w modlitwie przy konających Kościół wzywa Świętych różnych, żeby duszę chrześciańską u wrót Raju powitali, tak nam godzi się powiedzieć: „Niech Cię tu przyjmie i powita duch Łokietka, jedności państwa odnowiciela, Ciebie, coś jedność ducha utwierdził; — duch Kazimierza, co, urządzał i oświecał, Ciebie, coś jaśniał niewidzianą przedtem u nas światłością, i smugę jej po sobie zostawił. Niech Cię — Litwina — przyjmie pierwszy nasz Litwin, Jagiełło, i jego Jadwiga, Ciebie, coś jest znakiem, dowodem, stwierdzeniem utwierdzeniem świętego Litwy z Koroną małżeństwa. Pięć wieków jest, jak tu, na tem samem miejscu polała się woda chrztu na czoło Litwina, a na ręku jego zabłysła ślubna złota obrączka. Po tych wiekach z tej ochrzczonej i poślubionej ziemi przychodzi na to miejsce i przy grobie tamtych się składa jeden, co był świadectwem i dowodem, że obie te przysięgi, chrzestna i ślubna, dotrzymały się wiernie i trwają w swojej mocy. Tych znamion sakramentalnych nie zmazać, tej wody chrztu nie zetrzeć, tej obrączki nie zdjąć — tak najgodniej, najwierniej, najlepiej, oddamy hołd Temu, który teraz idzie spocząć pośród naszych największych, najlepszych, najdroższych!







  1. Przypis własny Wikiźródeł „In hoc signo vinces” — „pod tym znakiem zwyciężysz”.
  2. Szujski: Sługa Grobów.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Tarnowski.