Z nad rzek. Wśród gór/Całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Karol Antoniewicz
Tytuł Z nad rzek. Wśród gór
Pochodzenie Poezye O. Karola Antoniewicza T. J.
Redaktor Jan Badeni
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wyd. 1896
Druk Drukarnia «Czasu»
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Z nad rzek.
Wśród gór.
ŚPIEWAK.

T

Tam, gdzie się potok wpośród lasów pieni,
A wzdęte wichrem o brzeg biją fale,
W dębów stóletnich rozłożystej cieni,
Śpiewak znużony spoczywa na skale.

Na łąki bujne i skaliste góry,
Kiedy spokojnie błędnem rzuca okiem,
Myśl swą unosząc ponad ciemne chmury,
Poi swe serce natury widokiem!

Tam, gdzie brzeg zdroju sosna ciemna wieńczy,
Promień gasnący słońca się przemyka,
A wiatr w jej szczycie kiedy smutno jęczy,
Żyjących istot powieki zamyka.

Cała natura w głębokiej jest ciszy,
Przy gwiazd niebieskich świetle on spoczywa,
A gdy słowika żale zdala słyszy,
I jego lutnia słodko się odzywa!


Nocy zasłona kiedy świat pokrywa,
Oko na nieba spoczywa błękicie,
Gdy żaden odgłos myśli nie przerywa,
Wtenczas spokojne każde serca bicie!

Myśl, porzucając ziemi nikłe cienia,
W duszy swej słodkich gubi się marzeniach,
Łączy z przyszłością przeszłości wspomnienia,
Śpiewa szczęście w słodkich lutni pieniach.

Śpiewa, a z każdem lutni uderzeniem
Tony ku niebu z ziemi się unoszą,
Raz płyną z słodkiem miłości westchnieniem,
To znowu łzy czyste struny lekko roszą!




ECHO.

C

Chciałem wesołą piosenkę zanucić
Gdy noc już ciemne rozrzuciła cienie,
I chciałem przerwać natury milczenie,
Uśpione echa mym śpiewem pokłócić.

Pieśń była krótka, pieśń wesołej treści,
Pieśń, co westchnienie w głębi duszy tłumi.
Cicho, to echo! — Nie, to wiatr szumi.
Cicho, to echo! — Nie, to liść szeleści.

I głos uleciał, ponure milczenie,
Liść zaszeleściał i wiatr zaszumiał,
Prut dalej płynie, Prut mię nie zrozumiał,
Spełzło mej duszy gorące marzenie.

Więc nie ma echa w tej martwej naturze?
Każde uczucie w duszy grób swój grzebie?

Więc niema echa na ziemi, na niebie,
W sercu powstają, w sercu gasną burze?

Westchnąłem, obok westchnęła i skała,
Słyszałem oddźwięk własnego westchnienia,
Jak się o twarde odbijał sklepienia,
Głos czysty, jakby i w głosie łza drżała.

I echa wkoło obudzone nagle
Wspólnem westchnieniem odbiły głos duszy,
Jak kiedy burza ciche wody wzruszy,
Zaszumi ostry wiatr w rozpięte żagle.

Jak z słońca promień, głos z duszy wypłynął,
Zamilkł i w duszy zostawił milczenie;
Lecz ciągle własne słyszałem westchnienie,
Słaby głos głosów tysiące rozwinął.

I coraz ciszej gubi się w oddali,
Jak wąż się wijąc między skały skrycie,
Gaśnie, jak gaśnie w dziecku, w starcu życie,
Jak w kwiatu listkach nikną krople fali.

Więc i natura ma także westchnienie,
I naszą duszą jej dusza oddycha?
Gdy źródło uczuć już w sercu wysycha,
Ona łzy suszy, podziela cierpienie.


Tam, gdzie bezludne, dzikie, zimne góry,
Tam, gdzie cyprysy rozrzucają cienie,
Tam, gdzie grobowe wznoszą się kamienie,
Tam drzemią echa, tam dusza natury.

Ona ucieka od zgiełku, od ludzi,
Jak koń puszczony na stepy bez końca;
Lecz komu gasną już nadziei słońca,
Każdem westchnieniem jej echo obudzi.




GROBOWIEC W PUSZCZY.

N

Niebo błękitne, księżyc rozogniony,
Stóletnie dęby nachylają czoła,
Zdaleka głucho słychać cerkwi dzwony,
Trąby pasterskie jęknęły dokoła.

Wszystko się modli i ja kończę modły,
Na krzyżu wsparty samotny wędrowiec;
Lecz nim odejdę, uszczknę gałąź jodły,
Świeżemi kwiaty uwieńczę grobowiec.

Grobowca, z gęstej widnego krzewiny,
Strzegą olbrzymie, mchem porosłe sosny,
A na grobowcu krzyż z twardej cisiny,
Barwnemi kwiaty uwieńczony wiosny.

Czyliż i puszczę ożywia westchnienie?
Który w wieńce splatał te kwiaty, te kłosy,
W które księżyca wplątane promienie
Drżą w kroplach czystych, w kroplach łez czy rosy?


Kiedy myśliwy hardy i zuchwały
Przez te wyłomy lotną sarnę goni,
Gdy się zapuści między knieje, skały,
Stanie przy krzyżu i łezkę uroni.

Widząc znak krzyża pielgrzym zboczy z drogi
I z łzawem okiem przyklęknie na grobie,
Osty wyrywa, poobcina głogi,
W pamiątce gałąź zostawia po sobie.

Hoża Hucułka z tej pobliskiej chatki,
Gdy księżyc blady zpoza skały wschodzi,
Nad brzegiem Prutu zbiera barwne kwiatki,
Niemi krzyż wieńczy, z modlitwą odchodzi.

Kto ten grobowiec usypał wysoki?
Któż krzyż wyciosał, pozasiewał kwiaty?
Któż garstką ziemi przysypał te zwłoki?
Któż nad tym grobem modlił się przed laty?

Któż tu przychodził cień błędny przywitać,
Gdy z grobu wstaje w północnej godzinie?
Tych skał, tych jodeł możesz się zapytać,
Zapytaj Prutu, co przy grobie płynie.




GÓRY.

D

Dzień w górach, noc w dolinie!
Tu w gasnącym słońca blasku
Lśnią się kwiaty w połoninie,
Jak w nadbrzeżnym perły piasku.

W dole niemy Prut połyska
Jak wąż, gdy wśród ziół się wije;
Tu zpod głazów zdrój wytryska,
A przy zdroju sarna pije.

Ziemia niknie już w oddali
A nad ziemią mgły zwieszone,
Księżyc wpośród chmur się pali,
Ciemną spuszcza noc zasłonę.

Noc jak chmura groźna, czarna,
Życie w grobu wtrąca ciszę,
Chyba lotna przemknie sarna
Lub wiatr jodły rozkołysze.


Nowe czucie, śmielsze życie
Tu na górach, niż w dolinie,
Kiedy stojąc na skał szczycie
Chmura popod nogi płynie.

Wszystko głucho jak w oazie,
Ale w duszy myśl ożyła,
Myśl ukryta, jakby w głazie
Drogich kruszców skryta żyła.

Gdy radości łzę wyleję,
Nieraz gdy się mniemam w niebie,
Zimny czasu duch zawieje
I mej myśli grób wygrzebie.

Jak w zarodzie pączek ginie,
We mnie lotna myśl usycha,
Albo w insze światy płynie,
Innem życiem tam oddycha.

Tu, gdzie skały mkną olbrzymie,
Tu, gdzie śmielsze serca bicie.
Tu i myśl, co w duszy płynie,
Czuje nową młodość, życie.




PRUT.

PODRÓŻNY.

C

Chciałem odpocząć, stanąłem na brzegu;
Szumiały fale modre, przeźroczyste.
Ach, tylko chwilkę, jednę chwilkę w biegu
Chciejcie się wstrzymać me fale ojczyste



FALE.

Bywaj zdrów, bywaj zdrów!
My się wstrzymać nie możemy;
Co masz mówić, prędzej mów,
Z twem westchnieniem popłyniemy.



PODRÓŻNY.

Tutaj na brzegu rosną barwne zioła,
Tutaj na brzegu igrają motyle;
Któż na was czeka? mówcie, któż was woła,
Że się nie chcecie wstrzymać ani chwilę?



PIERWSZA FALA.

Ja do grobu, spokój w grobie;
Chcesz mię wstrzymać, nadaremno;
Jeźli tęskno, smutno tobie,
Uchodź ze mną, uchodź ze mną.



PODRÓŻNY.

Napróżno błagam, jużeście daleko,
Już inne fale znów spieszą za wami;
Czyliż otwarte dla was trumny wieko
Czas niezwiędłemi uwieńcza kwiatami?



DRUGA FALA.

W grobie życia rośnie kwiat,
Tutaj tylko burz odmęty;
Nowy byt, nowy świat,
W grobie życia, pokój święty.



PODRÓŻNY.

Wami i nami władnie przeznaczenie;
Pieniąc się, szumiąc płyną spiesznie fale.
My także mamy i łzy i westchnienie;
Drży obraz życia w czystych wód krysztale.



TRZECIA FALA.

Drży i szumi dawna fala
I srebrną kroplą połyska,
Z szumem nowa pędzi zdala
I w grób starą falę ciska.



PODRÓŻNY.

Czemuż spokojnie jedna obok drugiej
Nie chcecie razem mknąć do grobu z nami?
Kres życia blisko, ciąg czasu nie długi,
Spoczniemy razem między mogiłami.



CZWARTA FALA.

Uchodź prędzej, patrz na wschód,
Jakie groźne w chmurach blaski;
Ponad brzegi wezbrał Prut,
Wiatr wzburzone pędzi piaski.



PODRÓŻNY.

Żegnam cię, Prucie, i was zdradne fale,
Gdzie, jedna drugą w grób z wściekłością wtrąca;
Tam pod jodłami, lam na twardej skale
Także się fala sączy zimna, drżąca.

Ta fala cicha, jakby myśl zamknięta,
Co człowiek w głębi swego serca tłumi;
To fala czysta jakby ta łza święta,
Łza, którą tylko nieszczęście zrozumie.




HUCULSKA PTASZYNA.

P

Przyleciałaś tu, ptaszyno,
Między dzikie góry,
Chcesz przyczepić twe gniazdeczko
Do przelotnej chmury.

Leć w doliny, leć w równiny,
Tam zamki i grody,
Tam są spichrze pełne zboża
I kwiatów ogrody.

Na szerokich, żyznych łanach
Już żółknieje zboże,
Tu ci ziarna biedny Hucuł
Posypać nie może.

Tam weselej, tam swobodniej
Latać tobie będzie,
Tutaj w polu jodły rosną,
Głaz sterczy na grzędzie.


Tutaj matka nie wyżywi
I własnej dzieciny;
Leć, ptaszyno, w inne strony,
W podolskie równiny. —




Nie polecę, nie porzucę
Huculskiej zagrody,
Bo mi milsze wasze lasy,
Milsze górskie wody.

Pod tą strzechą matka moja
Gniazdeczko zlepiła,
Ja w tej chatce z twą dzieciną
Razem się rodziła.

Tu mnie matka nauczyła
Smutną piosnkę nucić,
Ja tu z wami chcę pozostać
I z wami się smucić.

Latać będę po tych skałach,
Kryć się w tej gęstwinie,
Będę z wami w cichej nocy
Śpiewać w połoninie.

Dla was ja nie pożałuję
Do lotu skrzydełek,
Bo wiem, że wy dla mnie zdradnych
Nie macie sidełek.


I na cmentarz nieraz zlecę,
Gdzie są wasze groby,
I na krzyżu tam usiędę
Nucąc pieśń żałoby.

A więc dajcież mi umierać
Tam, gdziem się rodziła,
Bo ta ziemia nad świat cały
I ptaszynie miła.




PIOSNKA PRZEWOŹNIKA.

N

Nad Dniestr mój nie masz rzeki;
Co tak pięknie płynie;
Płynie, szumi w kraj daleki,
Aż gdzieś w morzu zginie.

Bo to Dniestr nasz ojczysty,
Znany w całym kraju,
Jako kryształ przeźroczysty,
Jako rzeka raju.

Lodem ścięty, burzą wzdęty,
Nieraz groźny, srogi,
Hardy, dumny, nieugięty,
Jednak sercu drogi.

Dźwiga statki i galary
Na srebrzystym grzbiecie,
I rozwozi Boskie dary
Gdzieś po całym świecie.


Fale dzwonią, fale gonią
Aż w morskie głębiny.
Jak te fale, dzwonią, gonią,
I życia godziny.




SOKÓŁ.

T

Tu ci źle na dole,
Gdzie Prut toczy fale,
Dlatego, sokole,
Usiadłeś na skale.

Usiadłeś wysoko,
Sokole ponury,
W słońce wlepiasz oko,
W szpony chwytasz chmury.

Ty do słońca dążysz,
Ty bujasz po górach,
Ty w powietrzu krążysz,
Ty się kąpiesz w chmurach.

Gdy zaszumią burze,
Ziemia zadrży trwogą,
Gromy skryte w chmurze
Roztrzaskać cię mogą.


Lecz dzisiaj, sokole,
Wolne rozpuść skrzydła,
Ptasznik tylko w dole
Zdradne stawia sidła.

Strzępiasty sokole,
Leć w powietrzne tonie,
Leć, gdzie gwiazdy w kole,
Leć, gdzie słońce płonie.

Leć, uchodź z obłokiem;
Ja na skale siędę,
Ciebie bystrem okiem
W chmurach ścigać będę.

Nie dolecą strzały,
Kula nie zaświeci
Tam, gdzie wzrok mój śmiały
Za tobą poleci.

I wraz z tobą chmury
W szybkim minie zwrocie,
Wraz z tobą ponury
Obłok przemknie w locie.

Jak powietrzne sidła
Sokół mgły przecina,
Nastrzępiwszy skrzydła
Do słońca się wspina.

Słońce ognie ciska,
Sokół skrzydłem bije,

Piórami połyska,
W chmurach rosę pije.

Wśród powietrznej toni
Niknie, oko woła;
Ten głos nie dogoni,
Nie zwabi sokoła.

Chociaż przed mem okiem
Skryłeś się w tej chmurze,
Ja z tym obłokiem
Znajdę cię w lazurze.

W słońce mknę głęboko,
Chmury, mgły odsłonię,
W ziemię spuszczę oko,
Myślą cię dogonię.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Antoniewicz.