Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
[129] W BARDYJOWSKIM DWORZE.
(BALLADA O ŚMIERCI JANOSIKA).
V.
Zjawił się Janiczek
W Bardyjowskim dworze.
Usłali mu z mchów i siana
Jak najmiększe łoże.
Leży se Janiczek
Z rękami pod głową,
Snują mu się różne myśli
Nad wyprawą nową:
Jak, z wiatrem i burzą
W nieustannej walce,
Gęste chmury i mgławiska
Przesiewać przez palce;
Jak wywracać turnie
Do góry nogami
Z hukiem, z stukiem, aż się Pan Bóg
Zlituje nad nami;
Jak zagiąć rękawy
I — praca niespora —
Jak przenosić bystre wody
Z siklaw do jeziora;
Jak rwać dla dziewczyny
Jawory i dęby,
Jak samego Pana Boga
Prosić w dziewosłęby;
[130]
Jak skakać wesoło
Od grani do grani...
Wtem do łoża się przybliży
Bardyjowska pani.
„Nie chciałam, mój luby,
Mój Janiczku złoty
Przyjść nie chciałam, lecz nie mogę:
Umieram z tęsknoty.
Widziałam cię kiedyś
Na dworzysku naszem,
Jakieś zbijał i wywijał
Srebrzystym pałaszem“...
Przylega do niego,
Ciągnie go do siebie,
Tak się czuli, tak go tuli —
W uściskach go grzebie.
Hej, pogrzebała go,
Na wieki, na wieki...
O poranku mąż powrócił
Z podróży dalekiej.
Wrócił z husaryją,
Z cesarskimi zbiry,
I Janiczka krew wytoczył
Do wielkiej puciry![1].
[131]
Tak zmarniał Janiczek,
Tak zginął nieboże —
Nie na grani, lecz przy pani
W Bardyjowskim dworze.
|