Złoty robak/Prospekt

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Mieczysław Piotrowski
Tytuł Złoty robak
Wydawca Czytelnik
Data wyd. 1968
Druk Drukarnia Wydawnicza w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Prospekt

Malarz X. powiedział: „Zawsze od czegoś trzeba zacząć”. To jedno po nim zostało. Namalował dużo obrazów, przepadły na strychu, trudniej przepadają rzeźby, lecz są szpetniejsze po śmierci, powiedzenia mają szansę trwania w rodzinie, przechodząc z pokolenia na pokolenie, lecz oderwane od źródła tracą z czasem jasność, Wereszczyński zapamiętał powiedzenie malarza X. i powołując się na Heraklita podniósł je do rangi spojrzenia.
To głupstwo, twierdził, że jakieś tam światy tworzą się, gasną, rozpryskują, dają początek nowym, a nowe noszą już zaczątek kolejnej śmierci. Zimne to i nieludzkie głupstwo, jak życie wewnętrzne soków trawiennych. Cieplejsze głupstwo, gdy stwierdzić, że przebieg życia na ziemi wygląda tak, jakby w momencie końca miał się dopiero zacząć. Lecz jeszcze nie to.
Korzystne dopiero, gdyby spojrzeć wstecz. Nie dla efektu, lecz dla próby. Uruchomić bieg zdarzeń odwrotnie, od końca ku źródłu. Proszę pomyśleć, mówił, moralność, wszystkie nadzieje w marszu ku początkowi. Który już nie istnieje. Wszystkie słowa w odwrocie, w czymś jakby w eksplozji próżni, do wewnątrz. Dla próby proszę pomyśleć o jakimś pierwszym spotkaniu z lat odległych, pierwszej rozmowie, która wstrząsnęła i wydawała się początkiem ery.
Tok tego opowiadania — wyjąwszy prospekt, który jest spisem faktów — biegnie wstecz. Jest zakończeniem historii kilku ludzi. Opowiadanie zaczyna Paweł Małachowski, zamykając je równocześnie. Z tym, że Benedykt Wereszczyński był kiedyś uważany za moralnego sprawcę samobójstwa Filipa, ojca Pawła Małachowskiego. Byli tacy, którzy snuli domysły na temat jakiejś zemsty. Ale, jeżeli zemsta została dokonana w piętnaście lat później, sprawcą musiałby być ktoś o niezwykle silnym charakterze. Tymczasem wszystkim, tylko tą siłą Wereszczyński nie grzeszył. Jeszcze inni mówili o „przedziwnej” miłości do Filipa Małachowskiego, oczarowaniu, zawiści i chorobie zawiści, która doprowadziła do katastrofy. Posądzano też Wereszczyńskiego o jakąś niezwykłą, skomplikowaną perfidię i płynące stąd podstępne działanie. Lecz ci, którzy znali go bliżej, wiedzieli, że był w działaniu wprost nieporadny i odkryty. Mówiono, potem przestano, w końcu, gdy wszystko już dawno ucichło, najwięcej o tym fakcie mówił sam Wereszczyński, powracał, rozpamiętywał. Zapisano więc domysły na karb jego ogólnego nieudania.
Był całe życie nieszczęśliwy. Co więcej, bez amatorów na ten typ nieszczęścia. Nie wszystkie bowiem są pokupne, nawet u kobiet. Jego rodzaj był taki, który najcierpliwszych nawet z czasem zniecierpliwi.
W ostatnim rozdziale Wereszczyński ma lat dwadzieścia i zaczyna dopiero karierę. Dziś, na początku opowiadania, ma lat osiemdziesiąt dwa i jest w przededniu śmierci. Zakończenie jest więc początkiem wszystkiego, co już się stało.
Zarysy wspominanej czasem jego „Teorii i Anty-Teorii Zbrodni Naśladowania” podane są dość fragmentarycznie. Całość tego „dzieła życia” przekracza objętość książki i w pewnym znaczeniu granice normalnej wytrzymałości. Należałoby się również obawiać, że Teoria im dalej posunięta w cytatach, tym opaczniej byłaby dzisiaj rozumiana. Jej forma wynika przede wszystkim z osobistego nieszczęścia autora. Gdyby Wereszczyński był człowiekiem choć trochę szczęśliwszym, nie musiałby być aż tak zapobiegliwy w formułowaniu ubliżających myśli. Nie byłoby także i Teorii.
W prospekcie przedstawiony jest drobny wypadek sprzed lat sześćdziesięciu. Uległ mu właśnie Wereszczyński. Było to niewielkie zdarzenie uliczne, wulgarne, w obcym kraju.




Tekst udostępniony jest na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska.