Złodziej okradziony/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Złodziej okradziony
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 3.2.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Ucieczka

Hofman za pomocą telegrafu zawiadomił wszystkie stacje berlińskie oraz miasta pograniczne o rozesłanych listach gończych i podał do wiadomości rysopis Stahla. Zakończywszy związane z tym czynności wsiadł do tramwaju idącego w kierunku Kant-Strasse.
— W jakiż sposób u licha udało mu się czmychnąć z taksówki?
Było to conajmniej dziwne. Hofman nie spuszczał oczu z automobilu a mimo to nie zauważył nic szczególnego. To samo było z szoferem jego taksówki. Najciekawsze jednak, że i szofer taksówki Stahla nie uchwycił momentu wysiadania, choć Holender musiał otworzyć i zamknąć drzwiczki.
Jedna rzecz jednak była pewna: fakt, że Stahl był winny. Czemóżby inaczej uciekał? Niezawodnie musiał spostrzec, że jest strzeżony.
Komisarz Hofman wyskoczył z tramwaju i udał się do domu w którym zamieszkiwał Holender.
Lehner stał na swym posterunku.
— Nie wydaje mi się, aby Stahl wrócił — rzekł.
W oknie jego pokoju od czasu do czasu pojawia się głowa jego gospodyni.
— Dobrze. Wejdę do niej — odparł Hofman. — U licha, nie mógł przecież ulotnić się! Musimy go gdzieś w pobliżu znaleźć.
Wchodząc po schodach komisarz policji wyobrażał sobie zdziwienie dobrej kobiety, gdy wyjaśni jej cel swej wizyty. Zadzwonił i przybrał surową minę. Ktoś drobnymi kroczkami zbliżył się do drzwi. Na progu ukazała się kobieta o pełnych kształtach i siwiejących włosach.
— Chciałbym pomówić z panią Schmidt?
— To ja, proszę pana. Czym mogę panu służyć? Hofman wymienił swe nazwisko i wyjaśnił co go tu sprowadza. Pani Schmidt zadrżała.
— Przychodzę w sprawie jednego z pani lokatorów. Jest on poszukiwany przez policję.
— Czyż to możliwe? — zawołała pani Schmidt — Wyglądał tak dystyngowanie. I pomyśleć, że jest się zmuszoną nocować pod jednym dachem z przestępcą. Być może ze zbrodniarzem!...
Zemdlona osunęła się na kozetkę.
— Jeszcze
mi tylko tego brakowało! — rzekł Hofman.
Usiadł obok pani Schmidt, próbując ją cucić. Szybko przyszła do siebie i spojrzała na komisarza przerażonym wzrokiem.
— Proszę się uspokoić — rzekł Hofman — Czy może mi pani teraz odpowiedzieć na pewne pytania?
Pani Schmidt skinęła głową.
— Gdzie jest pan Stahl?
Pani Schmidt spuściła oczy i odparła cicho:
— Nie ma go. Wyjechał dziś rano.
— Tak nagle? Sądziłem, że miał wyjechać jutro.
— Z początku istotnie miał ten zamiar. Dziś rano jednak otrzymał ważne listy wzywające go do natychmiastowego powrotu. Tłumaczył się ważnymi sprawami.
— Czy istotnie listy te przyszły? — zapytał komisarz.
— Tak, panie komisarzu.
— Czy mówił, którym pociągiem pojedzie?
— Nie. Tego nie mówił.
— Czy zapakował swoje rzeczy.?
— Były już oddawna zapakowane.
— Czy pani zapłacił dziś rano?
Pani Schmidt skinęła głową.
— Gdzie są jego rzeczy? — zapytał komisarz.
— Powiedział, że ma do załatwienia w mieście kilka sprawunków. Miał przysłać posłańca.
— Czy posłaniec odebrał rzeczy?
— Tak, w samo południe.
— Czy pytała pani na jaki dworzec miał je zanieść?
— Pytałam, lecz nie otrzymałam odpowiedzi.
— Czy nie zanotowała pani numeru posłańca?
— Nie, o tym nie pomyślałam.
Przez kilka chwil Hofman zastanawiał się w jaki sposób mógłby jeszcze odnaleźć Stahla. Żadna myśl jednak nie przychodziła mu do głowy. Schodząc ze schodów miał wygląd człowieka ostatecznie zgnębionego.
— Otóż i koniec — pomyślał Stahl i tajemnicza podróżna zniknęli raz na zawsze!


∗             ∗

W tej samej chwili gdy w Berlinie rozgrywała się powyższa scena, John C. Raffles powróciwszy do Londynu rozmawiał w swym gabinecie ze swym sekretarzem Charley Brandem.
— Szkoda, że nie mogę w tej chwili zobaczyć miny berlińskiego komisarza policji. Jeśli my mu nie pomożemy, nigdy w życiu nie rozwiąże zagadki kradzieży diamentów.
— A sprawa ta przedstawia się przecież tak prosto — odparł Charley Brand. — Spłataliśmy niezgorszego figla rzekomej ofierze hipnotyzmu! Spryciarz: gdy pociąg minął Stendhal, wyrzucił przez okno zawiniętą w kobiecy kostium kasetę z diamentami. Miał nadzieję odnaleźć ją w tym samym miejscu.

— Wyprzedziliśmy go jednak i po oderwaniu zamków zabraliśmy jej cenną zawartość. Po głębszym namyśle postanowiłem jednak nie mieszać się w sprawę wyjaśnienia tej zagadki. Niech sobie policja berlińska w dalszym ciągu łamie nad nią głowę. Wolę pozostać dla nich w dalszym ciągu Tajemniczym Nieznajomym!

Koniec.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.