Yankes na dworze króla Artura/Kilka słów wstępu

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Mark Twain
Tytuł Yankes na dworze króla Artura
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze „Rój”
Data wyd. 1936
Druk Drukarnia Artystyczna, Warszawa
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. A Connecticut Yankee in King Arthur’s Court
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
KILKA SŁÓW WSTĘPU.

Z dziwnym człowiekiem, o którym zamierzam opowiedzieć, spotkałem się w warwickskim zamku. Byłem oczarowany jego niewymuszoną prostotą, zdumiewającą znajomością starożytnej broni i wreszcie tem, że bez przerwy sam potrafił toczyć rozmowę, dzięki czemu towarzystwo jego nigdy nie stawało się uciążliwe. Z rozmowy, którą nawiązałem z nim, dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy. Słuchając jego płynnej, górnolotnej i wyszukanej mowy, miałem wrażenie, że przenoszę się do jakiejś oddalonej epoki, do dawno zapomnianych krajów. Gdy tak stopniowo osnuwał mnie czarodziejską siecią swej gawędy, zdawało mi się, że widzę dookoła siebie, poprzez mgłę i patynę zamierzchłych czasów, jakieś majestatyczne widma i cienie, że mówię z cudem ocalałym rozbitkiem głębokiej starożytności. Zupełnie podobnie, jakgdybym ja mówił o swych najbliższych przyjaciołach i osobistych wrogach lub o swych sąsiadach — opowiadał o sir Bediverze, Bors de Ganisie, Lancelocie, rycerzu Jeziora, o sir Galahadzie i o innych wielkich imionach Okrągłego Stołu. Jakim starym, niewypowiedzianie starym, pomarszczonym i jakgdyby przyprószonym pyłem stuleci stawał się, gdy zagłębiał się w swe opowieści!
Pewnego razu, gdyśmy pod wodzą wynajętego przewodnika zaznajamiali się z historycznemi pamiątkami zamku, znajomy mój zapytał mnie najspokojniej w świecie, tak jak ludzie pytają zazwyczaj o pogodę:
— Czy słyszał pan coś o wędrówce dusz, o przenoszeniu się epok i ludzi?
Odpowiedziałem, że bardzo mało, nic prawie. Miałem wrażenie, że pogrążony w zadumie nie słyszał, co mu odpowiedziałem i czy mu odpowiedziałem wogóle. Milczenie, które nastąpiło, przerwał monotonny głos naszego przewodnika:
— Starożytna zbroja, pochodząca z szóstego stulecia, z czasów króla Artura i Okrągłego Stołu. Jak przypuszczają, zbroja należała do rycerza sir Sagramora le Desirousa. Niech Państwo zwrócą uwagę na okrągły otwór z lewej strony. Co do pochodzenia otworu nie mamy ścisłych wiadomości. Należy sądzić, że jest to późniejszy ślad po kuli któregoś z żołnierzy kromwellowskich.
Znajomy mój uśmiechnął się, — nie naszym zwykłym uśmiechem, lecz tak, jak się uśmiechano zapewne wiele, wiele lat temu, — i mruknął, jakgdyby mówiąc do siebie:
— Gadaj pan zdrów! Ja widziałem, jak powstał ten otwór. — I po chwili milczenia dodał: — Sam go zrobiłem.
Zanim przyszedłem do siebie po tem dziwacznem oświadczeniu, już go nie było.
Cały ten wieczór spędziłem przy kominku, ozdobionym warwickskim herbem, zatopiony w marzeniach o zamierzchłych czasach, przysłuchując się wyciu wiatru w kominie i szemraniu deszczu, ściekającego kroplami po szybach. Od czasu do czasu zaglądałem do książki starego sir Tomasza Malory i rozkoszowałem się jej niestworzonemi przygodami i cudownościami, upajając się aromatem starodawnych imion. Wreszcie postanowiłem już z pewną niechęcią udać się na spoczynek, gdy zastukano do drzwi mego pokoju i wszedł nowy mój znajomy. Powitałem go z prawdziwem zadowoleniem, podsunąłem mu krzesło i zaproponowałem fajkę. Poczem, gdy się rozsiadł, poczęstowałem go gorącą szkocką whisky i oczekiwałem ciekawej opowieści. Po czwartym łyku whisky gość mój zaczął spokojnie i niewymuszenie opowiadać.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Samuel Langhorne Clemens i tłumacza: anonimowy.