Strona:PL Mark Twain - Yankes na dworze króla Artura.pdf/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
KILKA SŁÓW WSTĘPU.

Z dziwnym człowiekiem, o którym zamierzam opowiedzieć, spotkałem się w warwickskim zamku. Byłem oczarowany jego niewymuszoną prostotą, zdumiewającą znajomością starożytnej broni i wreszcie tem, że bez przerwy sam potrafił toczyć rozmowę, dzięki czemu towarzystwo jego nigdy nie stawało się uciążliwe. Z rozmowy, którą nawiązałem z nim, dowiedziałem się wielu ciekawych rzeczy. Słuchając jego płynnej, górnolotnej i wyszukanej mowy, miałem wrażenie, że przenoszę się do jakiejś oddalonej epoki, do dawno zapomnianych krajów. Gdy tak stopniowo osnuwał mnie czarodziejską siecią swej gawędy, zdawało mi się, że widzę dookoła siebie, poprzez mgłę i patynę zamierzchłych czasów, jakieś majestatyczne widma i cienie, że mówię z cudem ocalałym rozbitkiem głębokiej starożytności. Zupełnie podobnie, jakgdybym ja mówił o swych najbliższych przyjaciołach i osobistych wrogach lub o swych sąsiadach — opowiadał o sir Bediverze, Bors de Ganisie, Lancelocie, rycerzu Jeziora, o sir Galahadzie i o innych wielkich imionach Okrągłego Stołu. Jakim starym, niewypowiedzianie starym, pomarszczonym i jakgdyby przyprószonym pyłem stuleci stawał się, gdy zagłębiał się w swe opowieści!