Przejdź do zawartości

Wyznania (Augustyn z Hippony, 1847)/Księga Dziesiąta/Rozdział XXXVII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Augustyn z Hippony
Tytuł Wyznania
Część Księga Dziesiąta
Rozdział Rozdział XXXVII
Wydawca Piotr Franciszek Pękalski
Data wyd. 1847
Druk Drukarnia Uniwersytecka
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Piotr Franciszek Pękalski
Tytuł orygin. Confessiones
Źródło Skany na Commons
Inne Cała Księga Dziesiąta
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ROZDZIAŁ XXXVII.
O skłonności jego serca ku nagannéj pochwale.
Te są powszechne pokusy, Panie, któremi prawie codziennie nagabani i bez odpoczynku kuszeni jesteśmy. Język ludzki bezprzestanku, jest właśnie jakby piecem codziennéj próby naszéj. I w tym nawet rodzaju ucisków, nakazujesz nam powściągliwość. Daj co nakazujesz a rozkaż czego chcesz. Tobie Panie znane są w téj mierze westchnienia serca mojego wznoszące się do ciebie, i strumienie łez z oczu moich płynące. Nie mogę bowiem łatwo poznać, ile mnie już łaska twoja od tego skażenia oczyściła, i bardzo zatrważają mnie skryte ułomności moje, których twój wzrok donika, ale ich moje oczy nie widzą. Inny rodzaj pokus zostawia zawsze jakąkolwiek sposobność rozważenia ich i doświadczenia siebie, te zaś prawie żadnéj nie dozwalają. Albowiem co do roskoszy ciała i próżnéj ciekawości poznawania rzeczy, widzę ile już nabrałem wyższości nad moję duszę, albo przez dobrowolne pozbawienie się tych wrażeń, albo kiedy nie są obecne. Wtedy się zapytuję siebie, o ile większą lub mniejszą jest dla mnie przykrością nieposiadanie tych rzeczy. Bogactwa zaś, za któremi się ludzie jedynie dla tego ubiegają, aby podnietą były jednéj z owych trzech pożądliwości, albo wszystkich razem; jeżeli nasz umysł zgadnąć nie może, czyli posiadając je, zdoła pogardzić niemi, opuścić je przeto może dla własnego przekonania się o władzy nad żądzą.

Ale, czyliż się godzi wyzuć się ze sławy, dla doświadczania w tém naszego męztwa, i dla tego prowadzić złe i zagubne życie, i dopuszczać się takich okrucieństw, aby każdy, ktoby nas znał, patrzał na nas jedynie ze zgrozą i wzgardą? możnaż o większém szaleństwie mówić, albo myśleć? A jeżeli sława jest i być powinna zwykłą i nieoddzielną towarzyszką dobrych uczynków i życia poczciwego, więc ani cnotliwości życia ani jego towarzyszki opuszczać nigdy się nie godzi. Wiedzieć atoli nie mogę dopóty, czyli spokojnym umysłem, czyli téż z przykrością obejdę się bez tego, czego mi niedostaje, póki mnie sam niedostatek rzeczy nie przekona.
Cóż innego przez opisanie téj pokusy wyznać pragnę przed tobą Panie? Jeżeli nie to! że mam upodobanie w pochwałach, ale jeszcze większe w prawdzie niźli w pochwałach. Bo jeżeliby dano mi do wyboru w nagrodę od ludzi pochwałę za szaleństwo, albo za błądzenie we wszystkiém, lub téż od nich naganę za moje niezachwiane i pewne do prawdy przywiązanie, nie wahałbym się w wyborze. Nie życzę sobie jednak, aby pomoc cudzych ust przykładała się do powiększenia téj pociechy, którą czuję w sobie aczkolwiek z bardzo drobniutkiego dobra mojego. Lecz wyznaję, że ją i dobre świadectwo powiększa, i nagana ją zmniejsza. A kiedy to udręczenie méj duszy miesza mię niespokojem, wmyka się wtedy w mój umysł wymówka; czyli ona sprawiedliwa, ty wiész mój Boże, mnie zaś w niepewności zostawia. Ponieważeś nam nakazał nie tylko wstrzemięźliwość, która naucza, od czego miłość powściągać mamy, ale i sprawiedliwość, która jéj zakres wskazuje, do czego zmierzać powinna: nakazujesz nam równie, abyśmy do twéj miłości i bliźniego przyłączyli. Zdaje mi się często, że się cieszę z postępowania albo z nadziei współbrata, kiedy sobie podobam w pochwale, którą oddaje gdy rzecz jaką gruntownie zrozumié, i znowu smucę się jego błędem, kiedy słyszę że gani to, czego albo nie zna, albo jest pochwały godne.
Zasmucają mnie niekiedy pochwały dawane mi pochlebnie, kiedy chwalą we mnie albo to, w czém sobie sam nie podobam, albo małe i liche dobrodziejstwa wyżéj nad wartość ich oceniają. Ale skądże to wiedzieć mogę, że takowa pochwała nabawia mnie przeciwném uczuciem, że nie zgadza się ze zdaniem, jakie mam o samym sobie? nie dla tego, jakobym wtedy pobudzony był pożytkiem mojéj pochwały, ale że to dobro, które kocham w sobie przyjemniejszém staje się jeszcze dla mnie, kiedy nie tylko ja sam, lecz i inni są jego miłośnikami. Nierzetelne jest zapewne takie chwalenie mnie, przeczyć mojemu własnemu o sobie zdaniu, kiedy to chwalą w czém sobie nie podobam, albo wyżéj wynoszą we mnie pospolite przymioty.
Czyliż w tym przypadku jestem dla siebie niezrozumianém zagadnieniem? Oto jasno widzę w tobie o prawdo! że sam tylko bliźniego pożytek powinien być méj pochwały pobudką. Czyli zaś takim rzeczywiście jestem? to mi nie wiadome! W tym stanie lepiéj poznaję ciebie aniżeli siebie. Błagam cię mój Boże, wyjaw mi mnie samego: abym mojéj braci modlić się za mnie mającéj, opisał tajemne rany méj duszy. Jeszcze raz zwrócę na siebie uwagę i do gruntu zbadam moje serce. Jeżeli mam na celu sam tylko pożytek bliźniego w oddawanych mi pochwałach, czém się dzieje, że niesprawiedliwa nagana kogo innego mniéj obchodzi mnie niźli ta, która mnie samego dotyka? Dla czego to boleśniéj rani mnie pocisk zelżywości, złośliwym językiem na mnie rzucony, niżeli ten, który w méj obecności ta sama nieprawość na bliźniego mojego ciska? Czyliż tego nie pojmuję? Mamże nareszcie zawodzić samego siebie, a przed tobą nie wyznać sercem i językiem rzetelnéj prawdy? Oddal Panie ode mnie to szaleństwo, aby moje własne słowa nie były „olejem grzésznika do utłuszczenia głowy mojéj[1].“ „Nędzny i ubogi jestem[2]“ a cokolwiek mam lepszego, jest to niepodobanie się sobie, czego dowodzi westchnienie dobywające się z głębi serca mojego, nie przestając póty szukać miłosierdzia twego, póki nie uleczysz moich słabości, i nie dokonasz moich przerodzin do zupełnego pokoju, którego nie zna oko pysznego.







  1. Ps. 140, 5.
  2. Ps. 108, 22.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Augustyn z Hippony i tłumacza: Piotr Franciszek Pękalski.