Wyga/Sen Krótkiego/VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Wyga |
Podtytuł | Kurzawa Bellew |
Wydawca | E. Wende i Spółka |
Data wyd. | 1925 |
Druk | Zakł. Graficzne „Drukarnia Bankowa” |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Jerzy Bandrowski |
Tytuł orygin. | Smoke Bellew / Alaska Kid |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Szóstego wieczoru podczas gry pod „Jelenim Rogiem” najwyższą stawkę zniżono do pięciu dolarów.
— Wystarczy! — zapewniał Kurzawa krupjera. — Muszę mieć jak zwykle swe trzy tysiące pięćset dolarów, to znaczy, że będę musiał grać dłużej. Trzeba mi będzie wygrać dwa razy tyle stawek — oto wszystko.
— Czemu nie uszczęśliwicie jakiego innego stołu? — zapytał krupjer zgryźliwie.
— Bo ten mi się podoba!
Tu Kurzawa spojrzał w kierunku huczącego pieca, oddalonego o kilka stóp zaledwie.
— Prócz tego tu niema przeciągów, jest ciepło i wygodnie.
Krótki, odnosząc dziewiątego wieczoru złoty piasek do domu, dostał jakiegoś napadu.
— Poddaję się, Kurzawa, poddaję się! — zaczął. — Wiem już, że zostałem pobity. Nie śnię. Czuwam z szeroko otwartemi oczami. Nie może to być system, ale ty masz swój system. To znaczy, że z reguły trzech prostej niema już ani śladu. Kalendarz nie istnieje. Świat pękł na kawałki. Niema już nic prawidłowego i jednolitego. Tabliczka mnożenia poszła do licha. Dwa jest osiem, dziewięć jedenaście, a dwa razy dwa jest osiemset sześćdziesiąt sześć — i — i — i pół. Każda rzecz jest czem innem, nie jest wszystkiem a dwa razy wszystko to cold-cream, angielskie biszkopty i fale morskie.
Wynalazłeś system. Liczba bije rachunek. Czego niema jest, a co jest, nie istnieje, przestało istnieć. Słońce wschodzi na zachodzie, księżyc to mała żyłka złota, gwiazdy to mrożona wołowina w puszkach, szkorbut to błogosławieństwo Boże, umarli zmartwychwstają, głazy pływają, woda to gaz, ja nie jestem ja, ty jesteś kimś innym a może też jesteśmy bliźniakami, o ile nie jesteśmy usmażonemi na grynszpanie pokrajanemi w kostkę ziemniakami.
Rety, zbudźcie mnie! ludzie, zbudźcie mnie!