Wrażenia z Wielkopolski

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Stefan Pawlik
Tytuł Wrażenia z Wielkopolski
Data wyd. 1910
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego pod zarządem J. Filipowskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
 STEFAN PAWLIK 
WRAŻENIA Z WIELKOPOLSKI


KRAKÓW
DRUKARNIA UNIW. JAGIELL. POD ZARZĄDZEM J. FILIPOWSKIEGO
1910.

W okresie ubiegłych 20 lat poraz piąty kreślę kilka słów, odnoszących się do ziemi polskiej pod Zaborem pruskim[1]. I zawsze czynię to z obawą, by nie napisać w zbyt czarnych lub w zbyt jasnych barwach, boć materyałem moim są lub były, albo akta urzędowe komisyi kolonizacyjnej, albo też osobiste notatki i spostrzeżenia z podróży do tamtejszych gospodarstw, albo korespondencye szeregu ziemian Wielkopolskich.
I obecnie nie mam zamiaru podawać szczegółowego sprawozdania z wycieczki naukowej Akademii dublańskiej w Poznańskiem, nie znajdzie również czytelnik krytycznego poglądu na sposób gospodarowania, ustrój i zarząd tamtejszych gospodarstw, bo nie pozwala mi na to materyał zebrany w ciągu siedmiodniowego pobytu w Księstwie. Piszę więc tylko garść wrażeń z ziemi polskiej, w której blisko 10 wieków wstecz Bolesław Chrobry przybrał koronę królewską, wrażeń które odniosłem i które głęboko wryły się w pamięci nietylko mojej ale i moich współtowarzyszy podróży, kolegów Dra Miczyńskiego, Dra Malsburga i Dra Niklewskiego, a także w bardzo wielkiej mierze w umysłach słuchaczów Akademii.
Niepodobna mi przemilczeć, że optymizm mój, wyrażony w rozprawce z roku 1896, w odniesieniu do Wielkopolskich ziemian, był w zupełności usprawiedliwiony, a krytyk mojego poglądu, p. Marchlewski pomylił się zbyt pesymistyczne wyprowadzając wnioski[2]. Ubył wprawdzie niejeden zagon ziemi polskiej, czy na zawsze i czy zawsze z wielką stratą narodową, tego niestety nie mogę udowodnić i szkoda wielka, że ubył, szkoda każdej piędzi ziemi, ale któżby bronił „frymarczyków”, tej, zresztą nielicznej garści jednostek, sprzedającej ziemię dla osobistych zysków. Niech giną, bo to były nieuleczalnie chore organizmy, a niech tylko zdrowe, zdolne do rozwoju pozostaną, jako niezdobyte reduty. A na szczęście takich zdrowych, silnych organizmów coraz więcej w Księstwie, co nietylko sami widzieliśmy, ale co nam i wrogowie przyznają.
Utrudnienie warunków bytu, ograniczone i wyjątkowe prawa, w jakich tamtejsze społeczeństwo wogóle, a w szczególności sfery rolnicze przebywają i żyją, podniosło poziom intellektualny ogółu, wywołało wprowadzenie nowych, bardziej złożonych form pracy, wyższych form produkcyi i przemysłowej organizacyi. W społeczeństwie Wielkopolski, w którym ogół ludności zdobywa środki do życia zapomocą wysokiej techniki i w bardzo anormalnych warunkach społeczno-narodowych, zrozumiano wartość wiedzy, jej potęgę, czy w postaci bardziej utylitarnej technicznej czy też oderwanej podstawowej. I widzimy to na każdym kroku w Poznańskiem, bo tak rolnik, jak i hodowca bez względu na wielkość posiadłości, jak wreszcie przemysłowiec i robotnik, przekonywują się na każdym kroku o doniosłości naukowych zdobyczy, które podnoszą w wysokim stopniu wydajność pracy, zapewniają ich ochronę i t. d., wreszcie bronią ojcowiznę przed zalewem niemieckim.
Widzieliśmy i możnych właścicieli magnatów i jednowioskowych posiadaczy i kmiece gospodarstwa i zagrodników, a każdy z nich na swój sposób pojmując naukę stosował jej wyniki i prawdy w ramach własnego gospodarstwa. A obok tych dzielnych rolników, nie zasklepiających się jednakże li tylko we własnem gospodarstwie, lecz czynnych na wielu bardzo polach pracy kulturalnej i społecznej, stoją zwarte, ramię w ramię, liczne rzesze ludności miejskiej, już to wyzwolonych zawodów (lekarze, adwokaci i t. d.) już to przemysłowców i rzemieślników, wreszcie bardzo wybitnie na tem polu pracujące duchowieństwo.
Pobieżny rzut oka na „Sprawozdanie Związku Spółek zarobkowych i gospodarczych w W. Ks. Poznańskiem i w Prusach Zachodnich za rok 1908[3] poucza nas dokładnie, kto i z jakim skutkiem tam działa.
W roku 1873 było ogółem 43 spółek i w tychże 7660 członków. Stan czynny funduszów wynosił wówczas 3,739.302 Mk. 91 fen., a w roku 1908 było czynnych 234 spółek, do których należało 105.793 członków. Stan czynny funduszów spółek wynosił w tymże roku 193,618.034 Mk. 8 fenigów.
Z ogólnej liczby członków przypada na gospodarczy wiejskich 54.9%, na przemysłowców 15.4%, a na inne zawody 29.7%. Spółki są dwojakiego typu, nie udzielające kredytu (niepożyczkowe) i inne spółki. Do pierwszych zaliczają się: Rolniki 40, spółki parcelacyjne 13, spółki kupieckie (kupcy) 3 i różne 6; łącznie niepożyczkowych zatem było w roku 1908 62 spółek, innych zaś 172. Rzem wszystkich spółek było 234.
Wśród opatrznościowych jednostek Wielkopolski był do niedawna na czele wszystkich spółek zarobkowych i gospodarczych powszechnym szacunkiem i czcią otaczany ś. p. ks. Prałat Piotr Wawrzyniak. A w niezmordowanej pracy nad rozwojem Kółek rolniczych ich nieodżałowany i długoletni ongi patron ś. p. M. Jackowski.
Długą byłaby lista wybitnie pracujących ziemian — i nie dziw, boć w tej części ziemi polskiej tkwi tradycya postępu rolniczego. Taką szkołą racyonalnego gospodarstwa była z dawien dawna Turwia i jej właściciel jenerał Dezydery Chłapowski. Ów mąż, żywym przykładem siał i krzewił kulturę zachodnio-europejską, lecz nie niemiecką, która dziś wprawdzie, wzorując się na Anglii stoi wyżej niż w czasach, kiedy jenerał meliorował ziemię i dzielnie uprawiał role, zasilając ją, jak twierdzono proszkami. Człowiek czynu, pełen energii twórczej, już w pierwszych dziesiątkach ubiegłego stulecia zwracał uwagę ziemian na znajomość rzeczy i wykonanie[4], on głosił, że budynek w gospodarstwie jest ciężarem, lecz nie wszyscy go wówczas usłuchali. Dziś jest w tym względzie znaczna poprawa, dziś bowiem każdy zaczyna w gospodarstwie pracę od podstaw, tj. od melioracyi ziemi. Słusznie też twierdzi p. Turnau[5], że koszta melioracyi w Księstwie, zwłaszcza na ziemiach lekkich, przy małym stosunkowo opadzie atmosferycznym są mniejsze, nadto i dowóz rurek drenarskich więcej ułatwiony, aniżeli u nas, (przy wyższych taryfach kolejowych i mniej rozgałęzionej sieci kolejowej), i że to wpływa na ich rozpowszechnienie.
Dawne błędy, wzorowane na niemieckich gospodarstwach w odniesieniu do przebudowania się i uwięzienia znacznego kapitału we wspaniałych a mało produktowych budynkach, znikły. Dziś stawia ziemianin w Księstwie tylko koniecznie potrzebne a celowo urządzone budynki, ułatwiające wykonanie prac, lub oszczędzające pracy, tak ręcznej, jakoteż i pociągowej. Pamiętają tamtejsi gospodarze, że przy intenzywnym systemie ta oszczędność jest bardzo a bardzo wskazaną. Stodoły z wjazdami, stawiane w polach, wogóle decentralizacya folwarku, którą już przed laty trzydziestu ś. p. Franciszek Czarnomski w Królestwie Polskiem zalecał i w Dubidzach wprowadził. Takie budynki w polach obniżają koszta rocznego utrzymania budynków i zmniejszają wydatek na zwózkę i wogóle prace pożniwne, dozwalają wreszcie na intenzywniejszą uprawę roli i ułatwiają wprowadzenie poplonów własnym inwentarzem roboczym.
Gospodarstwa w Księstwie różnią się bardzo od siebie, obok intenzywnych są i ekstenzywne, zależnie od tego w jakich warunkach przyrodniczych i ekonomicznych są położone. Odbijają się one od tła galicyjskich gospodarstw, choć i u nas mamy z każdym rokiem wzrastający szereg postępowych i racyonalnie prowadzonych, są one też podobnie jak w Księstwie między innemi, szkołą praktyczną dla młodych adeptów rolnictwa, absolwentów krakowskiego Studyum, Akademii dublańskiej i Szkoły czernichowskiej.
W Poznańskiem, wobec odmiennych warunków klimatycznych, przy rozwiniętych bardzo środkach komunikacyjnych, przy wyższych cenach za płody z roli i z tuczu bydła, z wyjątkiem cen mleka, intenzywność gospodarstw jest zupełnie usprawiedliwoną. Pracują one z mniejszym ryzykiem, niżeli nasze gospodarstwa, a właśnie wysokie nakłady warunkuje ryzyko.
Inwentarzem roboczym są w przeważającej liczbie konie, widoczny tu wpływ zasad, głoszonych przez jenerała Chłapowskiego, który, jak wiadomo, był zawziętym przeciwnikiem wołów roboczych. I rzeczywiście, w warunkach Księstwa jest koń roboczy w wielu bardzo wypadkach jedynie racyonalnem zwierzęciem roboczem. Przytem wychów konia roboczego jest połączony ze znacznym ryzykiem i wielkim wydatkiem, a tam właśnie można go częściej nabyć od małego hodowcy, niźli u nas w kraju. Koń zaś, przy wysokiej produkcyi i co za tem idzie znacznych odstawach, może być lepiej wyzyskany, mając więcej dni roboczych w ciągu roku. To też w zwiedzanych gospodarstwach nie widzieliśmy paradyerów, ale silne konie robocze, dostosowane do potrzeb gospodarstw. A w majątkach jednowioskowych nie widzieliśmy tak zwanych cugowych koni, jedno te od pługa i brony, zaprzęgane od czasu do czasu do pojazdów, wózków i t. p. I obok tej oszczędności, występuje druga, ważniejsza, rozpowszechniające się w bardzo silnej mierze kolejki polowe. Dziwne to dla nas, gdy ziemianin Wielkopolski, skarżąc się na odległość od kolei, woła: „Mam aż 10 kilometrów do stacyi!”. A będąc en gros producentem buraków cukrowych, ziemniaków i dowożąc znaczne ilości odpadków fabrycznych i innych środków pomocniczych do gospodarstwa, prowadzi własną kolejkę polową do najbliższego toru kolejowego. Prawda, że ustawy rządowe i przepisy wykonawcze nie czynią mu trudności, że wreszcie dla chcącego Wielkopolanina nie istnieją trudności, bo on, znając ustawy, wie czego, kiedy i jak żądać należy, jednem słowem umie chcieć!
O inwentarzu dochodowym słów parę: Bydło mleczne utrzymuje się tylko w wyjątkowych warunkach; notabene żywiąc je dobrze i brakując należycie zapewnia ono poważne rezultaty. Hodowlą rasowego bydła tylko mała liczba gospodarczy się zajmuje. Większość ziemian ogranicza krowy w gospodarstwach do minimum i zajmuje się tuczeniem wołów, jałowizny skupowanej i t. p. Znaczne ilości pasz treściwych kupnych (makuchy słonecznikowe, grysy wszelkiego rodzaju i odjemne ziarno z własnego gospodarstwa), oraz odpadki technicznego przemysłu, w najrozmaitszej postaci: wytłoki suszone, kiszone, wywar ziemniaczany, krajanki ziemniaków suszone i t. d. bywają przy opasie przedewszystkiem spożytkowywane. A wszystko z ołówkiem w ręku i z rozwagą, co lepiej, choć drożej ale korzystniej.
Obok tego hodowla i wypas trzody chlewnej, zwłaszcza tam, gdzie mleko przerabiane bywa w mleczarniach dworskich lub związkowych.
Hodowla koni ograniczona, widzieliśmy w Miłosławiu przepyszne Lipicanery — w innych majątkach, gdzie dawniej hodowano remonty, (n. p. w Grabonogu u p. Dobrogosta Lossowa) ograniczają obecnie dział ten jako niezbyt dobrze się rentujący, mimo że rząd pruski za konia więcej płaci niż austryacki.
Ograniczają więc ziemianie inwentarz dochodowy, gdyż nie znajdują rachunku[6], a mimo to pokrywają potrzebę nawozu stajennego od tuczników, koni roboczych i krów parobczańskich, zresztą, rozpowszechnionem jest bardzo użycie nawozów zielonych (seradella, łubin, peluszka). Do tego przybywa bardzo intenzywne, ale racyonalnie stosowane zasilanie gleby nawozami pomocniczemi, które na zmeliorowanych gruntach przy odpowiedniej uprawie mechanicznej wykazują poważne wyniki.
Pług parowy, już to własny, już to wynajmowany, dozwala na szybkie wykonanie upraw i wskutek tego, jest potężną dźwignią tamtejszych gospodarstw, dźwignią, niedostępną w naszych warunkach, z powodu złego stanu dróg i nieodpowiednich mostów.
Młocarnie parowe, prasy do słomy i siana, ziemniaczarki, dołowniki i siewniki najnowszej konstrukcyi, wogóle we wszelkie nowożytne narzędzia i maszyny są gospodarstwa uzbrojone.
Bardzo praktyczne urządzenie zauważyliśmy między innemi w Sosnowcu; otóż różne systemu pługów, malowane odmiennemi barwami; z daleka na polu można skontrolować oraczy, czy pracują wedle wydanego zarządzenia przez kierownika gospodarstwa, a i dyspozycyę podaną według barw narzędzi zrozumie łatwiej włódarz, polowy lub fornal, aniżeli n. p. podług nazwy fabrykanta, lub innej cechy pługa.
Obok celowej mechanicznej uprawy, racyonalnego obchodzenia się z nawozem stajennym i wogóle nawożenia, widzi się tamże odpowiedni dobór odmian uprawnych roślin. Wielu produkuje ziarno do siewu, siejąc je w szerokie rzędy i ręcznie motycząc, celem uzyskania najwyższych plonów. A najciekawsze są zmianowania, tak zwana „nowoczesna trójpolówka”: okopowe, jarzyna, ozimina. Nawóz stajenny dają pod okopowe, a więc co trzy lata, obok tego zasilają glebę nawozami pomocnicznemi, superfosfatem, kainitem, saletrą, siarczanem amoniakalnym i t. d. Przykładowo przytaczamy wysokość dawek nawozów pomocniczych pod buraki cukrowe w majątku S.: poza nawozem stajennym, dawano na hektar 4 q superfosfatu, 4 q. kainitu i 4 q. saletry, siano przerwami (r. 1909/10) 13, 14, 18, 19 i 24 kwietnia; 3, 4, 17 i 18 maja rzędownikiem 40 1/2 kg. na ha. przy odległości rządków 46 cm.
Pod jarzyny n. p. 6 q kainitu, 2 q. superfosfatu 18%, 1 q. saletry (pod jęczmień), a 2 q. saletry (pod owies) na ha.
Pod oziminy 2 q. superfosfatu 18%, 1 q. siarczanu amoniaku (21 do 22% azotu) na jesień, a rychłą wiosną 1 do 1 1/2 q. saletry.
Wydatek na nawozy pomocnicze wynosi rocznie w przecięciu na 1 ha ziemi pod pługiem będącej od 50 do 60 M.
W majątku G. wsypano w rolę i na łąki (obsarz 280 ha) blisko 2.400 q. sztucznych nawozów i około 4.000 q wapna defekacyjnego z cukrowni. Koszt ogólny nawożenia wynosił w u. r. około 18.500 Mk., czyli przeszło 66 Mk. na ha. Nic dziwnego, że plony zbożowe z ha wynoszą 26—34 q., 300 q. buraków cukrowych (przy obszarze 45 ha) i 200 q ziemniaków.
Obok tych trójpolówek, rozpowszechniony bardzo system swobodnego gospodarstwa isystem niezmienny”, t. j. uprawy żyta po życie, przy stosowaniu śródplonów na zielony pognój (mięszanka z peluszki, wyki i łubinu z wysiewem 250 kg. na ha).
Wyzyskanie każdego kawałka roli godne zastanowienia, przytem ład, skład i porządek oraz czystość w polu, na gumnie, w stodole i stajni. Nie widzieliśmy porządków „na pokaz”, tam bowiem porządek stale bywa utrzymywany jako nieodzowność racyonalnego gospodarstwa. Wycieczkę naszą przyspieszyliśmy, nie było więc czasu nawet na zrobienie porządków; przyjechaliśmy rzeczywiście zawcześnie, zwłaszcza, że z powodu posuchy zasiewy przedstawiały się, jak twierdzili miejscowi mniej korzystnie, myśmy je mimo to podziwiali, bo były wyrównane i wolne zupełnie od chwastów. Zauważyliśmy również w naszej wędrówce po Księstwie, że role, które Polacy dzierżyli, były porządniej uprawianie i obsiane, a i plon zapowiadał się lepszy, aniżeli u sąsiadów junkrów i kolonistów. Swieciły się wprawdzie z dala nowe budynki, czerwieniły dachy na domach kolonistów i zagrodników, ściąganych par force, wystrzelały nowe domy modlitwy, budynki szkolne i gminne ponad osady, ale w polu było mniej sprawnie, krótko mówiąc gorzej. Miliony rzucone przez Komisyę kolonizacyjną nie wydają pożądanego przez projektodawcę plonu, sami Niemcy przyznają, że bardzo wielu, z nad Renu lub Saksonii, z trudem reklamą ściągniętych w te strony, powracało z kolonii na zachód w krótkim przeciągu czasu żebrakami[7]
Jeden jeszcze bardzo ciekawy moment zaznaczyć mi wypada: w Poznańskiem nie słyszy się o komasacyi! a to z tej prostej przyczyny, że majątki tamtejsze tworzą zwykle zwartą całość, i brak im oderwanych parcel, jakich nasze gospodarstwa mają do zbytku. Ta figura majątków ułatwia użycie maszyn i jest bezsprzecznie ważnym czynnikiem w organizacyi gospodarstw.
Gospodarstwa włościańskie w Szymborzu[8], które niespodziewanie, wskutek zmiany programu wycieczki i dzięki uprzejmości delegata Tow. Inowrocławsko-Strzelińskiego p. Bolesława Brodnickiego (z Kołudy Wielkiej) szczegółowo zwiedziliśmy, były dla nas nadzwyczajnym okazem demonstracyjnym. Już sam wygląd zewnętrzny wsi budził podziw, a o ileż większy, gdyśmy do obejść gospodarstw wkroczyli. Zastaliśmy gospodarzy przy codziennej szarej pracy, w codziennym stroju przy wywózce nawozu, przy pługu lub sieczkarni i t. p. I tu dopiero ogarnęło ogól zwiedzających zdziwienie na widok schludnego domu mieszkalnego, ogródków pełnych kwiecia, krzewów i drzewek owocowych starannie pielęgnowanych, stajen, w których inwentarze żywe czyste i dobrze wyglądające (o koralach na ogonach krów ani słychać) i przy elektrycznem oświetleniu. W sąsiednim budynku maszyny i narzędzia rolnicze, więc kieratowa młocarnia, sieczkarnia, szarpacz do buraków, młynki i wialnie, młyn własnej konstrukcyi i t. d. i t.  d. I od Annasza do Kaifasza wędrowaliśmy, wsłuchując się, co ten włościanin mówi, jak się zachowuje względem swoich, którzy nam towarzyszyli w tych wycieczkach, a wszyscy… kontrolowani przez żandarma (który jak duch Banka zjawił się rychło na „kole”), obawiającego się zapewne o „Wielkopolską agitacyę”. O ile podniosłe było widzieć ten dorodny kujawski lud, o tyle bolesną kontrola!… Nam wolno pracować bezkarnie… my nie jesteśmy w ten sposób kontrolowani, ale czy dosyć umiejętnie pracujemy? Między innymi było z nami we wsi Prezes Rady nadzorczej Banku ludowego z Inowrocławia ks. Prałat Laubitz; trzeba było słyszeć, co mówił i jak mówił, i widzieć ten stosunek ludu do swoich braci po pługu, i do tego przezacnego dzielnego duchownego, bo tego pióro moje nie zdoła opisać.
Że nie wszystkie wsie, i nie wszyscy włościanie są tacy, jakich w Szymborzu poznaliśmy, przypuszczamy, ale, że lud tamtejszy wogóle jest sprawny w robotach i bardzo wyszkolony, to przyznają Niemcy. Oto p. Kohnert-Czyste, dzierżawca Oporowka, Czystego i Jaksie (obszar 1.400 ha) prowadzi bardzo intenzywne gospodarstwo z wyłączną pomocą włościan Polaków. Kilku z nich, ze zwykłych robotników doszło do włódarstwa (Vogt) i jak się p. Kohnert wyraża, wychodzi z nimi celująco (vorzüglich) a dodajmy do tego jeszcze jeden ważny szczegół, że p. Kohnert tylko pół roku w majątku przebywa[9] i innych urzędników gospodarskich nie posiada.
Wracając do gospodarstw, chcę zaznaczyć, że wszystkich, nie tylko rachują, ale i umieją rachować. Nic się w gospodarstwie nie zmienia bez szczegółowego obmyślenia planu i bez rachunku. To wskazuje najlepiej, że gospodarstwo w Księstwie jest uprzemysłowione, boć niezaprzeczenie konieczną jest oględność przy urochomianiu tak wysokich wkładów.
Ciekawe to typy gospodarstw — odmienne od naszych — gdzie n. p. w okresie świętojańskim, gdy się przeprowadza inwenturę, nie tylko stodoły puste ale w wielu wypadkach i stajnie, bo tucz sprzedany, a nowy zapełni stajnie dopiero po żniwnym okresie, w czasie kampanii gorzelnianej i cukrowarnianej. Gospodarstwa, w których do 1. listopada wszystkie role uprawione, omłot skończony, buraki lub ziemniaki odstawione do fabryk, ziarno sprzedane i wywiezione, i wszelkie artykuły potrzebne z zewnątrz sprowadzone. Po tym terminie nastaje cisza zimowa aż do przedwstępnych wiosennych prac. Ten typ gospodarstw utrzymuje bardzo mało czeladzi stałej i posługuje się głównie sezonowym robotnikiem (z Królestwa Polskiego). Domy dla czeladzi stawiane na nową modę; każdy ma osobne wejście, a więc sionkę, dwie ubikacye mieszkalne, komorę, strych, sklep (piwnicę), nadto chlewek, kurnik, nad tymże i w pobliżu stajnię na parobczańskie bydło. I u nas widuje się już takie budynki dla służby folwarcznej, a ażeby były schludnie utrzymane stosują w Poznańskiem premiowanie rodzin (około Nowego Roku) za czystość i staranność w utrzymywaniu mieszkania. Naturalnie, że rewizya mieszkań odbywa się kilkakrotnie w ciągu roku. Dla sezonowych robotników budują oddzielnie domy robotnicze, których urządzeniu nic zarzucić nie można.
Duszą i motorem gospodarstw są wykształceni teoretycznie i praktycznie właściciele sami, a ich zastępcami lub pomocnikami w pracy, w części ludzie z akademickiem wykształceniem, w części włódarze gospodarze. Rozgałęziona sieć telefoniczna ułatwia administrowanie i kontrolę majątku nawet z daleka. W raportach dziennych stała rubryka (notabene wypełniana skrzętnie) temperatura i opad.
Objechaliśmy szmat ziemi, stosunkowo w krótkim czasie, dzięki umiejętnie ułożonemu programowi przez Komitet, wybrany z grona ziemian, w skład którego weszli pp. Julia Dziembowski z Sosnowca i Leon Pluciński ze Swadzimia. Zwiedziliśmy polskie muzea i osobliwości miasta Poznania pod przewodnictwem zasłuzonego bardzo pracownika p. Erzepki, nadto będącą w okresie ciągłego rozwoju fabrykę maszyn H. Cegielskiego (obecnie Tow. akc.), ogród botaniczny i zoologiczny; byliśmy w gnieźnieńskiej katedrze u grobu św. Wojciecha, oglądnęliśmy skarbiec kapituły gnieźnieńskiej, dzięki uprzejmości ks. sekretarza Reca. Spędziliśmy blisko dzień jeden w Bydgoszczy, celem poznania Instytutu dla badań naukowych i przeprowadzania wyłącznie praktycznych doświadczeń (Kaiser Wilhelm Institut für Landwirtschaft), mających na oku podniesienie gospodarstw na wschodnich kresach państwa niemieckiego. Z zakresu działań Instytutu wykluczono zupełnie kontrolę kupnych nawozów i pasz, tudzież nasion i t. p.
Instytut powyższy urządzony kosztem 5,000.000 Mk. otwarto w roku 1906. Stoi pod naczelnem kierownictwem prof. Dra Gerlacha, który nas w mowie powitalnej z organizacyą i zadaniami instytucyi zaznajomił. Wyposażenie instytutu w środki do badań i praktycznych i naukowych, niezwykle hojne.
Z gospodarstw zwiedzanych szczegółowo byliśmy w Węgiercach p. Antoniego Dembińskiego, Sosnowcu p. Juliana Dziembowskiego, Swadzimiu p. Leona Plucińskiego, obu gospodarzy, bardzo czynnych na wielu polach pracy społecznej, w Grabonogu p. Dobrogosta Lossowa, zamiłowanego i wybitnego hodowcy roślin uprawnych i w centrum wysokiej kultury polskiej, znanem z licznych zbiorów sztuki i bardzo cennej biblioteki, w prześlicznie położonej siedzibie wielkopańskiej, słynnej gospodarstwem leśnem w Miłosławiu p. J. Kościelskiego.
We wszystkich wycieczkach oprócz niestrudzonych naszych przewodników i gospodarzy zwiedzanego w danej chwili majątku, spotykaliśmy liczne zastępy wybitnych ziemian z okolicy, nadto lekarzy, redaktorów pism rolniczych i przedstawicieli instytucyi kredytowych. Niesłychanie miłe i pouczające były często bardzo ożywione pogawędki i dyskusye, w chatach, dworkach i rezydencyach, a za serdeczność z jaką nas wszędzie witano i gościnność staropolską Wielkopolan wyrażam głębokie szczere podziękowanie, najsilniej jednakże dziękuję imieniem swoim i imieniem uczestników wycieczki za tę wysoką kulturę, energię i dzielność w pracy na ziemi dla ziemi, którą nam pozwolili zobaczyć i której przyjrzeliśmy się z wielkiem zaciekawieniem i odczuciem. Takie przykłady wytrwałej umiejętnej pracy na roli, tak głębokie umiłowania zawodu rolniczego, wlewało otuchę w młode serca, budziło zapał do pracy. A bodziec to najpotężniejszy do czynu w każdym zawodzie, a przedewszystkiem w rolnictwie. I cenić należy ten objaw w społeczeństwie rolniczem Królestwa Polskiego i Galicyi, że urządza wycieczki do tej ziemi, że nietylko instytucye naukowe, ale „Kółka ziemian” i włościanie tłumnie tam podążają, sądzimy jednakże, że nie dość często się to dzieje, a może i zbyt krótko tam przebywamy, a tam tak wiele nauczyć się można, przedewszystkiem zaś miłości zagona rodzinnego, bo tam go rzeczywiście kochają.

Dublany, w październiku 1910 r.






  1. Zob. Kolonizacya niemiecka w Wielkopolsce. Kraków, 1891. Z naukowej wycieczki Dublańczyków do Wielkopolski. Lwów, 1895. Rzut oka na działalność kolonizacyi niemieckiej w Wielkopolsce. Kraków, 1896. Nadto w pracy pod tytułem: Okresy robocze w gospodarstwach ziem polskich (Warszawa 1907) uwzględniłem również stosunki Wielkiego Księstwa Poznańskiego i Prus Królewskich.
  2. Zob. Dr. J. B. Marchlewski. Stosunki społeczno-ekonomiczne w ziemiach Polskich Zaboru Pruskiego. Lwów, 1908.
  3. Drukowane w Poznaniu 1909, 4-to; str. 91 i 47.
  4. Dezydery Chłapowski: O rolnictwie. Poznań 1843, wyd. 2-gie.
  5. Zob. Jerzy Turnau: Z podróży po Wielkopolsce. Sprawozdanie z wycieczki Jarosławskiego. Kółka ziemian. Lwów 1908.
  6. Przyznaję wielką zasługę p. Wyganowskiemu, że zajął się tak gorąco i wymownie, propagandą ograniczania inwentarza dochodowego w gospodarstwach Król. Polskiego. Gospodarz umiejący rachować, musi p. Wyganowskiemu przyznać racyę.Autor.
  7. Zob. Dr. J. Hangen-Landau. Landwirtsch. Gesselschaftsreise durch Posen u. Westpreussen. Berlin, 1909.
  8. Wieś rodzinna wieszcza Kujaw, J. Kasprowicza.
  9. Zob. Dr. I. Hangen-Landau Landwirtsch. Gesellschaftsreise durch Posen und Westpreussen. Berlin 1909.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stefan Pawlik.